Gdy tak człowiek sobie żyje i robi różne rzeczy, często przychodzi mu stanąć przed koniecznością podjęcia jakiejś decyzji. Co robię wtedy ja, przeczytacie poniżej.
– Na którą nogę nakleić najpierw plasterek?
– To może na lewą.
– Wczoraj nakleiłem na lewą i efekt był opłakany.
– No to może na prawą.
– Na prawą? Ale ja chcę na lewą.
– To naklej na lewą.
– Nie. Lepiej na prawą.
– Na prawą nie, bo to wbrew mojemu przekonaniu.
– Aha. I co z tego.
– Bo w Biblii jest napisane, że wszystko, co się czyni niezgodnie z przekonaniem…
– No to naklej na lewą.
Zbliżam plasterek do nogi i już mam naklejać, gdy
– A Bóg co chce? Żebym nakleił na prawą czy na lewą?
– Naklej na prawą.
– Nie, bo to wbrew mojemu przekonaniu.
– Jak nakleisz na lewą, to będzie wbrew Bogu.
– Ale ja chcę na lewą. Co ja mam teraz zrobić. Boże, pomóż!
– …
Naklejam na lewą.
– Co ja najlepszego zrobiłem!? Już nigdy więcej! Nigdy więcej!
No. Tak w skrócie wygląda u mnie podejmowanie decyzji. Małe problemy urastają do rangi kwestii życia i śmierci, by odwrócić uwagę od tego, co ważne. Albo milczę zbyt długo, powstrzymując się od szczerości, a później, w desperacji, żeby powiedzieć cokolwiek, mówię coś, czego wcale nie chciałem mówić.
Napisałem tę notkę, bo myślałem, że będzie zabawna, ale w trakcie pisania zauważyłem, że wcale taka nie jest… w ogóle.
Newsletter!
Zapisz się aby dostawać powiadomienia o nowych wpisach wprost na swoją skrzynkę e-mail.
Dodaj komentarz