Raczej nie ustawiaj jako pin roku urodzenia Jezusa.

Blog

  • Rok przemian ’24
    Opublikowano w:

    Skończył się rok, po którym spodziewałem się przełomów. Nazwę go jednak rokiem przemian, bo przełomów nie było, ale zmieniło się wiele.

    Wstęp napisany w lutym

    Jest rok 2025, a podsumowanie 2024-go publikuję dopiero dziś. Dzieje się tyle… TYLE!!! A dopiero minął styczeń. Dużo zawdzięczam nagrodzie, którą wygrałem w sylwestra. Tyle nowych możliwości! Tyle ich wykorzystałem! Bardzo się z tego wszystkiego cieszę. Sytuacje nabierają tempa i jeśli trend się utrzyma, to w tym roku osiągnę prędkość światła.

    A tymczasem zapraszam na podsumowanie roku ubiegłego.

    Skrót wszystkiego

    W tym roku zacząłem czytać Biblię. Robiłem grafiki z cytatami dla Kościoła. Pisałem na poludzku.com. Wydałem drukiem swoje wiersze.

    Znalazłem radość w służeniu. Nauczyłem się zaufania. Odkryłem, że nie jestem brzydki. Znalazłem nowy sens mojej pracy. Byłem radosny, smutny, szczęśliwy, odrętwiały, wkurzony i spokojny.

    Byłem w Mogilnie, w Oćwiece, w Murowańcu, w Ostródzie, w Ustroniu. Nie byłem na No Fear Camp.

    Byłem na trzech pogrzebach. Umarły dwie bliskie mi osoby.

    Przeprowadziłem się. Mój kościół zmienił lokalizację.

    Początek roku z Biblią

    Ten rok zaczyna się ciekawie. Mam nowe obowiązki. Będę robił grafiki z cytatami dla kościoła. Będę też pisał na poludzku.com. Bardzo mnie to wszystko cieszy i zdumiewa, że dzieje się akurat z początkiem roku.

    Narzuca mi się też coraz bardziej temat czytania Biblii. Przyszli do mnie do domu Świadkowie Jehowy z propozycją zapisania się na kurs biblijny. Do tego Waldek wystartował z projektem SOWA, specjalnym sposobem czytania Pisma.

    Pomyślałem, że mogę trochę poczytać. Może nie codziennie, ale chociaż czasem. A dziś jest taka piękna pogoda. Bardzo zimno, leży śnieg, ale świeci przecudne słońce i jest sucho. Słowem – chce mi się żyć.

    Dlatego, póki jasno, zabieram się za czytanie. Miałem już kilka podejść do Biblii. Zakładam więc, że i to może nie być ostatnie, ale dziennik jest tak gruby, że starczy mi do końca życia.

    Dziennik czytania Biblii, 7 stycznia

    Niespodziewana zmiana życia

    W ciągu ostatnich kilku lat miałem niewiele obowiązków. Ilość czasu, jaki mogłem przeznaczyć na odpoczynek, nakazywała mi postrzegać moje życie jako nudne. Wręcz narzekałem na to, że nic nie robię i nic się nie dzieje.

    Aż tu nagle przychodzi rok 2024 i na początku lutego w moim dzienniku piszę tak:

    Nie wiem, do czego Bóg chce mnie użyć, ale idę w to.

    I pomodliłem się tymi słowami:

    Panie, mój Boże, cokolwiek dla mnie masz, proszę daj, bo wierzę, że jesteś dobry.

    A po tygodniu stało się to:

    Narzuciły mi się nowe obowiązki. Mam fuchę u babci. Sprzątam, robię zakupy, karmię koty i obowiązkowo muszę zjeść łososia i jajko. Pomagam też tacie gdy tego potrzebuje i jeżdżę z nim do szpitala.

    Jestem zadowolony, że robię coś pożytecznego. Uczę się służyć.

    Opatrzyłem to następującym komentarzem:

    Chciałem mieć dziewczynę, a sprzątam psie gówna w ogródku babci. Bóg to ma poczucie humoru, a przy tym jest mądry, zna człowieka i wie, co dla niego jest dobre.

    Cytaty z Dziennika czytania Biblii, 11 lutego

    Rok pod znakiem NFC

    Sprawą, która najbardziej w tym roku zaprzątała moją głowę był No Fear Camp. Śledziłem tę inicjatywę jeszcze zanim zaczęła się tak nazywać.

    Bardzo chciałem tam jechać. Ubzdurałem sobie rzeczy na temat tego obozu. Wkręciłem sobie jakieś znaki od Boga.

    I tak trwało to do 18 sierpnia, dnia poprzedzającego początek obozu. Nie byłem w stanie wtedy napisać do pamiętnika, więc zrobiłem nagranie. Zaczyna się tak:

    Przepraszam siebie samego z przyszłości za ten wpis, gdyż będzie on manifestacją moich żalów.

    Potem mówię, że były to najgówniańsze wakacje jakie miałem. Mówię, jak bardzo brakuje mi wyjazdu. Wyrażam to mniej-więcej tymi słowami:

    Chciałbym żeby moje życie było ciekawsze. Żeby nie składało się tylko ze sprzątania kuwet, podlewania kwiatków i pierdolenia kurwa mać wszystkiego… dobra, po prostu chciałbym żeby w te wakacje coś się jeszcze wydarzyło. Chciałbym pojechać gdzieś, gdzie nie będzie tych obowiązków, które ciągle gdzieś tu mam.

    Jest to dla mnie nowość, bo nigdy wcześniej nie odczuwałem potrzeby wyjazdu.

    Jest jeszcze ciekawa sprawa związana z tytułem tego rozdziału: „Rok pod znakiem NFC”. Taki skrót oznacza Not From Concentrate i jest napisany na butelkach z sokami, które są świeżo wyciśnięte, a nie zrobione z koncentratu.

    No Fear Camp zdecydowanie nie był z koncentratu.

    A co to oznacza w kontekście mojego roku przemian ’24? Pozostawię tu puste miejsce na interpretacje.

    Koncentrat z emocji

    Jakie emocje towarzyszyły mi w tym roku? Na pewno było ich dużo, ale dopiero teraz, gdy robię to podsumowanie, zauważyłem jak były skrajne.

    Najpierw, 7 stycznia, piszę, że jest piękna pogoda i że bardzo cieszę się życiem, by po czterech dniach wyznać, że uleciała mi cała radość życia i jestem przygnębiony, zmęczony i poirytowany.

    Potem, 31 marca piszę, że czuję się jakbym otrzymał „wszelkie duchowe błogosławieństwo nieba”, które nie trwało wiecznie, bo w maju piszę tak:

    Gdy szedłem dzisiaj do taty zrobić mu zastrzyk, zauważyłem, po raz kolejny, że jestem jakiś przygnębiony, skrzywiony ryj mam ponurością. Strasznie mnie to wpienia, zwłaszcza gdy sobie przypomnę, jaki byłem niedługo po nawróceniu.

    W drodze powrotnej minąłem dziecko. Zastanowiłem się „Czego mi brakuje żeby się takim stać?” Usłyszałem „Usiądź.” Usiadłem więc na murku. I wtedy mi się przypomniało, że mam napisać pamiętnik, bo bardzo dawno nic nie napisałem, a mam full nowych tematów.

    pamiętnik, 21 maja

    Wpis z 8 października zdradza, że:

    Przez ostatnich kilka dni byłem bardzo zadowolony z życia. Chwilami nawet szczęśliwy.

    Z kolei 7 listopada piszę tak:

    Od paru dni jestem drętwy i przygnębiony. A przecież nie zawsze tak było.

    Taki koncentrat z emocji. Gdyby porównać to jak się czuję teraz do stanu sprzed 12 miesięcy, to stwierdziłbym, że chyba przyczepiłem się do jakiejś rakiety i przeleciałem kawał świata. Jestem teraz w zupełnie innym miejscu, bo Bóg przeprowadził mnie przez zrozumienie conajmniej kilku ważnych spraw. A to doprowadziło do zwiększenia pokoju oraz nadziei i zaufania, że będzie dobrze. Nawet mam wpis na ten temat:

    Właśnie porzucam bycie człowiekiem strachu i zaczynam być człowiekiem nadziei. Taką mam nadzieję. Zamiast się bać, że nie będzie gdzie zaparkować, zamierzam mieć nadzieję, że jednak będzie. Zamiast bać się, że podjąłem głupią decyzję, mieć nadzieję, że jednak decyzja jest dobra. I tak dalej. Spodziewam się, że przyniesie to mojemu umysłowi dużo pokoju.

    pamiętnik, 10 czerwca

    Coś się jednak działo w tym roku

    Na początku tego wpisu napomknąłem, że:

    Byłem w Mogilnie, w Oćwiece, w Murowańcu, w Ostródzie, w Ustroniu.

    O moim wyjeździe na zimowy Odwyk Camp 2024 w Ustroniu napisałem osobną notkę. Tutaj powiem tylko tyle, że był i że uratował mnie przed totalną załamką, bo naprawdę potrzebowałem gdzieś wyjechać.

    O wyjeździe do Mogilna napisałem:

    To było tak. W czwartek nie wiedziałem, że gdzieś jadę. Dopiero po grupce Waldek powiedział, że mogę z nim jechać. Pojechałem więc. Był to piknik dla ludzi w wieku 14 – 30 lat. Na miejscu średnia wieku 15.

    Na nabożeństwie usiadłem w pierwszym rzędzie, bo inne miejsca były zajęte. Czułem się troszkę nie na miejscu. Potem były zabawy integracyjne. Zaczęły się od tańczenia Belgijki. Ja nie tańczyłem. Usiadłem gdzieś z boku i patrzyłem. Potem kolejne zabawy. Patrzyłem z boku i robiło mi się coraz bardziej smutno.

    W końcu smutek przeważył i wyszedłem poza teren ośrodka. Pochodziłem sobie trochę. Ukryłem się za budynkiem i wielokrotnie wyśpiewałem cicho:

    Zamknięte drzwi
    Nikt nie pojawi się
    Nikt nie zapuka do drzwi

    Nie znajdzie nas
    Kto by nas szukać chciał
    Nie będzie szukać nikt nas

    O wyjeździe do Oćwieki napisałem osobną notkę. Ale jej nigdy nie opublikowałem. Wklejam fragment:

    Byłem na wyjeździe. Jednodniowy wyjazd za miasto z ludźmi z różnych kościołów. W ładnym ośrodku były wykłady, śpiewanie, kawa, ciasto i grill. Były też gry i kajaki.

    Zauważyłem ze smutkiem, że nie mam ochoty popływać. A przecież lubię kajaki. Nie miałem też ochoty na gry. Nie socjalizowałem się z ludźmi. Generalnie było mi smutno i drętwo. Nie przychodziło mi do głowy nic, co mógłbym zrobić z ludźmi.

    W pewnym momencie byłem świadkiem takiej sytuacji. Młoda dziewczyna wzięła piłkę i zaczęła samotnie grać w siatkę. Od razu przyszło mi do głowy żeby pójść i z nią zagrać. Nie zrobiłem tego jednak. Stałem jak baran i gapiłem się jak idiota. W końcu podszedł do niej ktoś inny i z nią zagrał.

    Potem było mi bardzo źle z powodu tego jak się zachowałem. Po powrocie do domu płakałem i przez trzy dni odchorowywałem ten mój idiotyzm. Doszedłem jednak do ważnych wniosków, więc wyjazd nie był stracony.

    O imprezie w Murowańcu mam niewiele zapisków.

    Zaczęło się od tego, że Betel zorganizował piknik w Murowańcu. Dopiero późnym popołudniem dowiedziałem się jaki jest dokładny adres. Pojechałem mimo wszystko.

    Na miejscu okazało się, że wydarzenie się kończy. Trochę pogadałem z Grażyną. Poznałem Danutę. Odwiozłem obie do domów. Danuta zaprosiła mnie na grupkę.

    Potem byłem na tej grupce i wydarzyło się kilka rzeczy, które by się nie wydarzyły, gdybym nie pojechał wtedy do Murowańca. Jednak żadna z nich nie miała w tym roku wielkich, ważnych i poważnych konsekwencji.

    W Ostródzie było tak:

    Waldek zaprosił mnie na uroczystość mianowania jego przyjaciela na pastora.

    Na miejscu było nabożeństwo. Trwało jakieś 3 godziny, ale przeżyłem to. Waldek miał też krótkie słowo wraz z prezentem dla nowego pastora.

    Po imprezie, Waldek zahaczył gdzieś o biskupa i przeczytał mu „Biblię ateisty”. Bardzo chciał kupić egzemplarz „Poezji bazgranej”. Chciałem mu dać za darmo, ale się uparł, więc rzekłem że ma dać 20 zł. Wziął tomik i poszedł po portfel.

    Później znalazł mnie gdzieś jedzącego obiad wraz z Waldkiem i innymi VIP-ami. Wręczył mi dwie broszury, wizytówkę oraz banknot, w którym z niedowierzaniem zidentyfikowałem 100 PLN.

    Poezja bazgrana

    Skoro już wyszedł ten temat, to wyjaśnię. Nazwałem tak tomik moich wierszy. Być może dlatego, że Ranko nazwała swoją płytę „Poezja brzdąkana”. A może dlatego, że w istocie pobazgrałem tam coś na marginesach, że niby są ilustracje.

    Zaczęło się od tego, że przypadkiem napisałem wiersz „Biblia ateisty”. Potem przypadkiem moja babcia go przeczytała. Gdy dowiedziała się, że mam więcej wierszy, chciała przeczytać wszystkie.

    Zaproponowała, że zasponsoruje mi wydanie tych wierszy, bo stwierdziła, że internet internetem, ale druk to druk.

    A ja stwierdziłem, że w takim razie trzeba to zrobić z sensem, a nie dać same literki na białym tle. Zrobiłem to w formie zeszytu z ilustracjami na marginesach. Dodałem też przepiękną okładkę, z której jestem bardzo dumny.

    Ciąg dalszy zmian

    Dzisiaj o 10:50 spokojnie czytałem Władcę Pierścieni, gdy zadzwoniła mama i powiedziała:

    „Przyjedź do szpitala w przeciągu godziny. Ja też przyjadę.”

    Zapytałem głupio:

    „Co się stało?”

    Jakbym nie wiedział.

    „Pożegnamy się z ojcem”

    Powiedziała. Przez chwilę zastanawiałem się, czy on jeszcze żyje. Ale rozsądek kazał porzucić tę myśl.

    pamiętnik, 18 września

    Mój ojciec pożegnał się ze światem. Ja zmieniłem lokum. Zajmuję się jego kotami. Do dziś czuję się tutaj jak koczownik, ale coś mi mówi, że to jest moje miejsce.

    W tym roku zginęła również moja przyjaciółka. Ta, która na moje „nudzi mi się” napisane na Facebooku odpowiedziała „Przyjdź do kościoła”. Można więc powiedzieć, że to dzięki niej tu jestem. A Kościół zmienił w moim życiu dużo, dużo.

    Projekty chwilowo porzucone

    Jest kilka spraw, które zacząłem w tym roku i pozostawiłem niedokończone. Na przykład, zacząłem pisać książkę. Napisałem kawałek pierwszego rozdziału i nie dopisałem nic więcej.

    Miałem też współpracę z Pawłem, co robi stronę wszetecznik.pl. Pisałem dla niego kontynuacje mojego opowiadania o Kościele Wyzwolonych Penisów.

    Chciałem zrobić program, który ułatwiłby nam obsługę nabożeństw, ale wychodzi na to, że to nie jest dla mnie dobry czas na sprawy programistyczne.

    Różne sprawy

    Aga z Dominikiem nagrali serię świadectw. Ja też tam wystąpiłem. Gdy wyszło pierwsze, które było najmocniejsze, i należało do Marcina, włączyłem je sobie. Jednak po około 10 sekundach byłem zasmucony. W intro byli wszyscy, tylko kurde nie ja. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Dlaczego mnie tam nie ma? Czy jestem za brzydki? Czy się nie nadaję na YouTube?

    Spytałem Agę, dlaczego tak to zrobili. Okazało się, że po prostu nie było więcej miejsca do podkładu muzycznego, który był w intro. Dzięki temu przepracowałem mój pogląd na temat mojego wyglądu.

    pamiętnik, 21 maja

    Przechodzimy w KDK kurs „Kroki do wolności w Chrystusie”. Dzięki niemu przypomniało mi się, że w fundamentach, t.j. w piwnicy, mojego domu znajdują się książki o OBE. Strasznie mnie to wierciło, więc poszedłem i wywaliłem je na śmietnik. Poszły wszystkie książki Monroe i Sugiera, a także „Przebudzenie” Anthony’ego de Melo i Dalajlamy jakieś pierdoły o drodze do szczęścia. Czuję teraz ulgę, gdy myślę o tym, że tych książek już u mnie nie ma.

    pamiętnik, 21 maja

    Przemyślenia

    Przejrzałem się wczoraj w lustrze. Wyglądałem jak wariat w poczochranych włosach. Przypomniało mi się jak fajnie było robić wariackie rzeczy po nawróceniu się. Chcę tego więcej. Ale dziś u babci przyszła mi do głowy taka myśl:

    „Podobało ci się wariactwo, ale codzienna, męcząca praca już ci się nie podoba?”

    A przecież obie te rzeczy są od Boga.

    pamiętnik, 5 października

    Zastanawiam się od paru dni nad tym. Jak zaglądam w siebie, to widzę, że nie czuję nic. Wiem, że to niemożliwe. Zawsze się coś czuje. Tylko że u mnie to jest jakby gdzieś daleko. Z drugiej strony, ostatnio często płaczę. Czy można płakać nic nie czując? Więc chyba jednak czuję. Ale nie mam już takich jazd, jakie miałem jako nastolatek, że byłem super zdołowany:

    „O jejku, o jejku, nikt mnie nie lubi, nikt o mnie nie pamięta!”

    A potem jak mi ktoś powiedział „Cześć”, to pisałem notki o tym jak to jedno słowo potrafi zmienić wszystko.

    I ja myślę, że na tym polega bycie dorosłym. Na tym właśnie, że już się nie szaleje z byle powodu. Ale ja bym jednak chciał. Ja bym chciał czuć, że żyję. I faktycznie czasem mam takie fajne odczucia, a czasem jest mi smutno, na przykład wtedy, gdy wychodzimy z kościoła i każdy idzie w swoją stronę. Ale ogólnie jest równowaga. I mnie ona strasznie wkurza.

    pamiętnik, 1 listopada

    Tuż przed nowym rokiem

    Sylwestra spędziłem w kościele. Dziwne miejsce na imprezę, co nie? Ale okazało się, że było to najlepsze miejsce dla mnie wtedy. Losowaliśmy nagrody. Wylosowałem „Obiad na plebanii”. W tym momencie przyszło mi na myśl, że nic tutaj nie jest przypadkowe. Nie, żeby ktoś z ludzi coś knuł, nie. To był 100% przypadek, że to wylosowałem. Z tym, że przypadek to Duch Święty incognito.

    Dlatego ucieszyłem się bardzo, gdy później losowaliśmy cytaty z Biblii, które mają nam przyświecać w nowym roku i wylosowałem taki:

    … gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc. I będziecie moimi świadkami (…) aż po krańce ziemi.

    Dz. Ap. 1:8

    Ucieszyłem się dlatego, że ja wciąż myślę, że mam tego Ducha za mało. Wciąż jestem zwykłym chłopakiem. Ale jak dostanę tego Ducha, to będę Łukaszem na sterydach.

    Kolejna zabawa polegała na pisaniu sobie miłych rzeczy. Gdy tylko zobaczyłem, że Waldek przyniósł koperty z imionami, od razu wiedziałem, co będzie. Odeszły ode mnie wszelkie władze umysłowe. Pastor rozdał każdemu kopertę z jego imieniem. Podał nam też karteczki i długopisy.

    Zaczęliśmy pisać. Koperty poszły w ruch. Ja wciąż odrętwiały umysłowo, nie byłem w stanie nic wymyśleć. I właśnie wtedy, gdy czułem się kompletnie bezradnie, ktoś pisał o mnie: „Podziwiam twoją biegłość umysłu”.

    To taka mała ironia losu na samą końcówkę roku.

    Podsumowanko

    Doszedłem do miejsca w notce, gdzie trzeba to wszystko podsumować. Co mogę powiedzieć? Zmiany zaszły wielkie. Praca u babci, potem śmierć taty i przeprowadzka.

    Zmieniłem się w tym roku bardzo. Mimo tego, wciąż mam głód zmian. Wciąż pragnę, aby się zmieniało więcej. Wciąż biegnę do tego miejsca, do którego chcę dotrzeć. Wylosowany cytat daje nadzieję na to, że będzie to w tym roku.

    Żegnam więc rok przemian ’24 i wkraczam w rok ’25 z wiarą i z nadzieją na to, że będzie to w końcu rok przełomów.

    Post Scriptum

    Na obrazku wyróżniającym do tej notki widać, że jest kościół, i że słuchamy tam piosenek Ranko Ukulele. Szybko pstryknąłem fotkę, gdy dotarł do mnie ogrom kontrastu tej sceny.

    Widać też sznurki, za które ciągnęliśmy aby losować nagrody i kubeczki z numerkami, w których były one schowane.

  • Odwyk Camp 2024 – rozmowy z kotem
    Opublikowano w:

    – Może wafelka do kawki? – Zaproponowała nieznajoma – Proszę – Powiedziała, wyciągając z torby dwa małe wafelki i kładąc jednego po mojej stronie stolika.

    Próbując zwietrzyć podstęp, zacząłem się zastanawiać. Piłem właśnie drugą kawę z Warsu. Teoretycznie nie powinienem brać słodyczy od nieznajomych. Praktycznie jestem dorosłym mężczyzną. Zaryzykowałem.

    – Dziękuję – Powiedziałem, lecz nie wziąłem wafelka od razu.
    – Po ile teraz kawa w Warsie? – Spytała.
    – Dziesięć złotych… albo nawet trzynaście – Odpowiedziałem ostrożnie. – Ale jak się jedzie pociągiem raz w roku, to sobie można pozwolić. A Pani jedzie wczasowo, czy raczej regularnie? – Spytałem ciekaw jej częstotliwości podróży.
    – Wczasowo. Co roku tak jadę. Mam bezpośrednie połączenie. Nie opłaca mi się samochodem.

    Po chwili milczenia, gdy zjedliśmy wafelki, naszła mnie szalona myśl. Przez moment się zmagałem.

    – Proszę. Jak się Pani nudzi, to można sobie poczytać – Zagadnąłem nieśmiało i podałem jej cienką książeczkę.
    – „Poezja bazgrana” – Przeczytała tytuł na niebieskiej okładce. – Kto to napisał? Pan?
    – Tak, ja – Odpowiedziałem.
    – A skąd Pan jedzie?
    – Z Ustronia

    ***

    – Dzień dobry. Można? – Zagadnąłem taksówkarza.
    – Nawet trzeba – Odrzekł chytrze.
    – No! Właśnie! – Krzyknąłem żwawo i po chwili moje bagaże wylądowały w bagażniku, a ja na tylnym siedzeniu. – 79 zrobił mnie w ciula – Zwierzyłem się facetowi.
    – Jaki 79? – Spytał w przypływie niekumatości.
    – No, autobus. Czekałem na niego 15 minut, a potem zniknął z tablicy i pojawił się kolejny za 25 minut, choć fizycznie żaden nie nadjechał – Powiedziałem, i w tym momencie ujrzałem jak wyprzedza nas 79 jadąc buspasem. Poczułem się podwójnie oszukany.

    ***

    – Cześć Matiku!!! – Przywitałem się z kotem i zacząłem opowiadać. – Wiesz, że właśnie zapłaciłem 20 złotych zamiast 3 żeby się tu znaleźć?

    Po prawie pięciu dniach nieobecności, rozeznałem, co i jak. Oporządziłem koty i wróciłem do pokoju.

    – A wiesz jak było fajnie na Odwyk Campie? – Kontynuuję do kota. – Był Irek i Wojtek i Sylwek i wielka góra, na którą wlazłem i stare Biblie i rozmowy i jedzenie, a nawet skręcanie krzeseł.
    – Doprawdy? – Kot wziął mnie z zaskoczenia – To opowiedz wszystko od początku.

    ***

    Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Niedługo potem Kuba z Wojtkiem uknuli zimowy Odwyk Camp 2024 w Ustroniu.

    Tym razem nie miałem wątpliwości. „Jadę!” – pomyślałem i zrobiłem. Okazało się, że ze stacji kolejowej do apartamentów jest bardzo blisko. „Pojadę pociągiem” – pomyślałem i kupiłem bilety.

    Nie było wielkich przygotowań. Wziąłem to, co miałem. W ostatniej chwili dostałem do dyspozycji walizkę, co bym nie musiał pakować się w torbę na zakupy.

    Podróż minęła bez większych dramatów. Był jeden mały dramacik podczas przesiadki. Nie byłem pewny, do jakiego pociągu mam wsiąść. Nagle, ni stąd ni z owąd, pojawił się mężczyzna z dużym plecakiem i zagadał do mnie. Okazało się, że się znamy i że jedzie na tą samą imprezę, co ja.

    Na miejscu ujrzałem obiekt w remoncie i znajomych ludzi. Zostałem poinformowany, że mam pokój z Irkiem. Ucieszyłem się i poszedłem zobaczyć, jak wygląda.

    Góra była wykończona. Dostałem hasło do zamka i skomplikowaną instrukcję obsługi drzwi. Później się okazało, że da się wejść do pokoju w 2 sekundy, a brak klucza, o który trzeba dbać, jest bardzo wygodny.

    W środku zobaczyłem pokój z kuchnią, a wszystko wykończone elegancko. Wyposażenie wysokiej jakości robiło wrażenie, że ktoś tu nie oszczędza na gościach.

    Rozpakowałem się i…

    ***

    – Co jest Matiku? Zasypiasz? – Spytałem kota.
    – Nie, nie. Mów dalej. Ciekawie opowiadasz – Zadrwił bezczelnie – Może powiedz jak dokładnie się rozpakowałeś, i gdzie położyłeś gacie i skarpety – Kontynuował drwinę sarkastyczny futrzak.
    – To o czym chcesz posłuchać?
    – Opowiedz coś ciekawego. Coś mrożącego krew w żyłach.

    ***

    Drugiego dnia rano poszliśmy w góry. Początkowo w to nie wierzyłem, bo nie widziałem żadnych gór. Ale one tam były. Przykryte mgłą czekały aż dostatecznie się zbliżę.

    U podnóża zrobiliśmy zakupy. A potem czerwonym szlakiem ruszyliśmy na Czantorię.

    Byłem sceptyczny, jednak poszedłem za kolegami. Pierwsze objawy mojej słabej kondycji pojawiły się po kilku krokach. Mimo to szedłem z grupą. Później odstawałem coraz bardziej, aż w końcu oni poszli, a ja zostałem i stwierdziłem, że mam dość. Odpocząłem porządnie, napiłem się i miałem dużo czasu aby przemyśleć, co teraz. W końcu poszedłem dalej w górę. „Na pewno na mnie czekają” – pomyślałem. I faktycznie czekali.

    Zobaczyłem ludzi robiących zdjęcia. Obejrzałem się i… „WOOOW! Ale widok!” – pomyślałem. Byłem ponad chmurami. Krajobraz do tego stopnia był zwodniczy, że ktoś, kto zobaczył moje zdjęcie, spytał, co to za jezioro.

    Ale to jeszcze nie było to. Najbardziej stromy kawałek był dopiero przede mną. Na ziemi kamienie i liście, przede mną przeprawa nie do przejścia. I, gdy koledzy siedzieli na szczycie i jedli zapiekanki, ja pełzłem, sapałem i wołałem do Boga o pomoc.

    Najwyraźniej mi jej udzielił, bo w końcu wszedłem. Wszedłem i nie umarłem po drodze, choć myślałem, że zaraz umrę.

    ***

    – Powiedz mi, drogi kolego – Zaczął do mnie kot – Dlaczego mówisz do mnie jakbyś pisał notkę?
    – Wyobraź sobie, że ją piszę. Będzie ci łatwiej zrozumieć – Odpowiedziałem tajemniczo.
    – To opowiedz teraz, co było najnudniejsze – Kot wziął mnie pod włos.

    – Najtrudniej słuchało mi się o datach, których moja pamięć nie sięga i wydarzeniach, które z niczym mi się nie kojarzą. Każdy powiedział co wiedział. Ja milczałem. Po powrocie do pokoju, zwierzyłem się Irkowi, że mam spore zaległości i wielkie braki w wiedzy na temat Biblii.
    – Rozumiem. A było coś, co ci się w muzeum Biblii podobało?
    – Tak. Moją uwagę zwróciła „Dobra czytanka według świętego zioma Janka”. Pewnie dlatego, że już o niej słyszałem. Ale zobaczyć na żywo egzemplarz to był przywilej.
    – Haha! Ładny tytuł – Zawołał rozśmieszony kotek. – Coś tam ten tego według świętego zioma Matiego. Hahaha!
    – O! Tobie też się ładnie zrymowało – Pochwaliłem go uprzejmie.
    – Wszak jestem kotem poety. Miau!
    – Sprytny z ciebie zwierzak – Powiedziałem, bo naprawdę tak myślę.
    – To opowiedz o czymś jeszcze. Co ci zapadło w pamięć z codziennych rzeczy?
    – Ktoś mnie nazwał nestorem Odwyk Campu.
    – Brawo!
    – Tak. Ludzie mnie pamiętają, bo gdzieś tam się czasem przewijam. Gdy w 2012 roku pojechałem na swój pierwszy obóz, nie myślałem wcale, że siedem Campów później będę nestorem.
    – Ale jesteś. I jak się z tym czujesz? – Zapytał dr med. Mateusz Kot.
    – Fajnie. W ogóle, kto się dowiaduje, że jestem chrześcijaninem od 14 lat, ten robi takie „O” i pada słowo „staż”. Choć ja sam nie czuję się jakbym ten czas przeżył produktywnie. Chociaż… jak sobie przypomnę, ile musiałem znieść – głównie siebie samego – oraz kim byłem, a kim jestem – to chyba jednak był czas produktywny. Ale ja ci, kocie, opowiem ciekawsze rzeczy.
    – Jakie?
    – Na przykład, jak robiliśmy jajecznicę. Niby zawsze miałem w domu jajka, ale rzadko przychodziło mi do głowy żeby je zużyć. A na Campie nauczyłem się jeść jajecznicę. I to jest cudowne.
    – Rzeczywiście. Bardzo ciekawe – Skwitował.
    – Jeśli jajecznica nie jest ciekawa, to na pewno ciekawe były rozmowy przy jajecznicy. Ale tego ci nie opowiem. To trzeba przeżyć samemu!
    – Bardzo mnie zachęciłeś. Następnym razem jadę z tobą.

    ***

    Obóz odbył się w dniach 8 – 12 listopada. Życie toczy się dalej. Niby nie wydarzyło się nic wielkiego, a jednak czuję się innym człowiekiem. Uwierzyłem, że jest dla mnie nadzieja i zmieniłem kurs w kwestii dbania o swoje marne ciało. Jestem teraz gotów poświęcić parę minut na przyrządzenie sobie rano jajecznicy. A jest to pierwszy z kilku objawów mojej gotowości do wprowadzania zmian.

    Mam jeszcze kilka przemyśleń. „Bóg kontroluje moją płodność” – o tym myślałem już wcześniej, ale przypomniało mi się, gdy Jakób opowiadał o krowach. Jeśli gospodarz na roli umyślnie łączy odpowiednie osobniki, to czy tym bardziej Bóg nie zrobi tak ze mną?

    Drugie przemyślenie dotyczy fragmentu Biblii:

    Ufaj PANU z całego swego serca i nie polegaj na swoim rozumie. Zważaj na niego we wszystkich swoich drogach, a on będzie prostować twoje ścieżki.

    To jest trudne, bo z jednej strony chciałbym zaufać Bogu na sto procent i słuchać go we wszystkim. Z drugiej strony, żeby rozeznać, co jest od Boga, potrzebny jest rozum.

    ***

    Miałem wielką nadzieję udać się w tym roku na obóz. No Fear Camp mnie ominął i przez pewien czas brakowało mi wyjazdu. Dlatego jestem bardzo zadowolony i doceniam organizatorów Odwyk Campu, zwłaszcza że był to obóz, który zmienił. Zmienił coś, co trudno uchwycić, a jeszcze trudniej nazwać.

    To jak? Czy oprócz mojego kota jest ktoś chętny na kolejny Camp?

    ***

    Napisano 17 listopada

  • Zaufanie vs podejrzliwość
    Opublikowano w:

    Dzisiaj jest wielki dzień. Dzisiaj jest dzień, w którym w kościele została wyświetlona moja trzysetna grafika do kazania.

    Skąd wiedzieli?

    Gdy zauważyłem w piątek, że robię tak okrągłą grafikę, wysłałem Waldkowi zrzut ekranu. Widać było liczbę, bo numeruję nazwy katalogów.

    Wchodzę więc dzisiaj do kościoła i wszystko jest normalnie. Normalnie się witam i normalnie siadam za kompem. Normalnie nadchodzi 10:30. Włączam nadawanie i normalnie nadaję.

    A tu nagle Waldek mówi, że chcemy podziękować Łukaszowi za trzysetną grafikę.

    Wyszedłem na scenę i dostałem słodycze.

    Gdyby to był urząd…

    Tak. Po prostu mi uwierzyli, że to była trzysetna grafika. I tak sobie myślę jako człowiek podejrzliwy, że mógłbym przecież złośliwie nazwać te katalogi, albo mógłbym się po prostu pomylić. Z resztą, kto wie, może to była 301, albo 295? Co mam wliczać, a co nie?

    I tak, gdyby to był urząd, to musiałbym złożyć wniosek o przyznanie nagrody za trzysetną grafikę. Musiałbym zrobić zrzut ekranu ze wszystkimi katalogami, a nie tylko z kilkoma. Może nawet kazaliby załączyć te wszystkie grafiki żeby pani urzędniczka mogła je ręcznie policzyć?

    Myślę, że do wniosku powinienem też załączyć skan gaci aby po krzywiźnie włókien biegły gacioznawca mógł orzec, czy przesiedziałem przy kompie odpowiednią liczbę godzin.

    A potem musiałbym odprowadzić podatek. Albo od razu ucięliby kawałek i dostałbym 3/4 Merci.

    Czy będzie tu jakiś morał?

    I znowu wyszła mi notka o gaciach. Ale mimo tego, dziękuję wam, Kościele dla Każdego w Bydgoszczy, że nie jesteś… że nie jesteśmy urzędem i ufamy sobie.

  • BRZYDKIE KACZĄTKO – przemyślenia i frustracje po konferencji UNITED
    Opublikowano w:

    A kiedy podniesiesz głowę, zobaczysz przestrzeń, azymut. Będziesz jak gołąb pocztowy, który zrobi jedno kółeczko, drugie, trzecie, i już wie, gdzie lecieć.

    Ty takim gołębiem będziesz. Nie dziw się i nie denerwuj się, że potrzebujesz trzy, cztery kółeczka zrobić. Bo niektórzy już po pierwszym kółeczku wiedzą, gdzie lecieć.

    Ty jesteś po prostu inny. Gołąb pocztowy, mądry gołąb, trzy kółeczka robi. Zawsze. Łapie azymut i leci.

    Gołąb pocztowy jest wytrzymały. Dolatuje do celu i przynosi wiadomość. Czasami wygrywa zawody.

    Mam ci powiedzieć: Bądź dobrym gołębiem pocztowym. Tam, gdzie nie ma masztów do przekazywania impulsów teleinformatycznych. Tam, gdzie nie ma kabli, po których płynie rozmowa telefoniczna, tam są albo tam-tamy, albo gołębie pocztowe, albo człowiek, posłaniec.

    Bądź jak gołąb pocztowy.

    Dzisiaj jest poniedziałek, pierwszy dzień po konferencji UNITED, która trwała trzy dni. Może to wynik tego, że przez wiele godzin stałem, bo byłem kamerzystą i machałem lewo, prawo, i jestem wyczerpany. W każdym razie, zacząłem się porównywać z ludźmi.

    Porównania

    Mam 36 lat, w tym 14 lat stażu jako chrześcijanin.

    Dla porównania, Dawid Kalinowski, organizator imprezy, ma 25 lat.

    Jakub Kamiński, wielki mówca, co przyjechał do małej Bydgoszczy, ma 9 lat stażu jako chrześcijanin.

    Zdziwiłem się, gdy usłyszałem wiek Dawida. On jest młodszy od mojego młodszego brata! Zdziwiłem się, gdy usłyszałem staż Jakuba. Jest krótszy niż mój.

    Frustracja z bronią oblężniczą

    Nie dziw się i nie denerwuj się, że potrzebujesz trzy, cztery kółeczka zrobić. Bo niektórzy już po pierwszym kółeczku wiedzą, gdzie lecieć. Ty jesteś po prostu inny.

    „Ty jesteś po prostu inny” – zabrzmiały mi w uszach słowa proroka wypowiedziane pięć lat temu. Myślę sobie:

    Fantastycznie, Panie Boże! Skoro dało się zrobić człowieka, który rusza po pierwszym kółeczku, to po jakiego wała zrobiłeś takiego mnie, który potrzebuje trzech okrążeń? CO JA MAM W ZAMIAN? Jaką mam cechę, która w zamian za to jest wymaksowana w moich statsach?

    Dlaczego? Dlaczego, Panie Boże, Jakub i Dawid wchodzą na scenę, cali na biało i świecą, a ja jestem tym, który stoi za kamerą i macha lewo, prawo?

    Dlaczego ludzie w moim wieku mają już heeeen daleki staż małżeństwa i dzieci, a ja nie? Naprawdę potrzebuję TYLE czasu żeby do tego dojrzeć? Naprawdę?! Panie Boże, NIE DAŁO SIĘ SZYBCIEJ?

    Zacytuję swój własny wierszyk:

    Frustracja raz po raz puka i pyta, czy może wejść.

    Nie, nie, dziękuję – mówię.

    Ja wierzę, że wkrótce, że to się zmieni.

    Że jest ważny powód…

    Lecz dzisiaj frustracja przyszła z taranem i już o nic nie pytała, tylko zwaliła mi się na chatę.

    Pamiętam

    Ale nie ze mną takie numery! Ja wiem i pamiętam, co Bóg mi kiedyś powiedział i co mi pokazał. Pamiętam, jak pokazał mi, że będę wielkim drzewem, na którym usadowią się ptaki powietrzne i zwierzęta lądowe.

    Dał mi „moje nowe marzenie” o tym żeby zorganizować wspólnotę chrześcijan, którzy zamieszkają w jednym miejscu.

    Pamiętam, Pani Frustracjo, a teraz, ŻEGNAM!!!

    Prorocze przezwisko

    Jak byłem mały, moja babcia mówiła do mnie „kaczorku”. Strasznie się tym irytowałem. Ale dzisiaj widzę, jak bardzo prorocze to było.

    „Brzydkie kaczątko” odnosi się do kogoś, kto początkowo jest brzydki i marny, a ostatecznie okazuje się być z zupełnie innej bajki, zupełnie innym ptakiem, z zupełnie innym parametrem piękna niż kaczki.

    Dzisiaj połączyłem kropki. Od dzisiaj jestem „brzydkie kaczątko”.

  • Mózg OS
    Opublikowano w:

    Księgowa

    Robi zakupy jak księgowa
    I pranie wiesza jak księgowa
    Jedzie samochodem jak księgowa
    I rozlicza jak księgowa.

    Robotnik

    Jedzie rowerem jak robotnik
    I w kolejce stoi jak robotnik
    Na meczu krzyczy jak robotnik
    I buduje jak robotnik.

    Programista

    Robi sobie śniadanie jak programista
    I w restauracji posiłek wybiera jak programista
    Film ogląda jak programista
    I koduje jak programista.

    Artysta

    Czyta książkę jak artysta
    I rysuje jak artysta
    Na rozkład jazdy patrzy jak artysta
    I tworzy jak artysta.

    Każdy ma w głowie swój własny system operacyjny. Księgowa ma system operacyjny księgowej. Księgowa żyje jak księgowa i na świat patrzy jak księgowa.

    Robotnik też ma swój system. Ma go cały czas i jak buduje i jak czeka w kolejce do kasy w sklepie.

    Programista jest przystosowany do pisania programów. Zobaczy to, czego inni nie dojrzą, bo patrzy na świat po swojemu. Dzięki własnemu systemowi w głowie rozwiązuje problemy na swój sposób.

    Nie uciekniesz od tego, jeśli jesteś artystą. Zrobisz kanapkę inaczej niż programista i inaczej niż robotnik i inaczej niż księgowa.

  • Rest in Peace
    Opublikowano w: ,

    Zwrotka 1
    W czasie niedawnym byłeś ciekawym człowiekiem.
    Pytania miałeś rozsądne i błyskotliwe odpowiedzi.
    Królowałeś asertywnością i oryginalnym spojrzeniem.
    Lecz co dzisiaj? Co dzisiaj w tobie siedzi?

    Ref.
    A pastor powiedział. Co pastor powiedział?
    Co on na myśli miał?
    A pastor powiedział. Co pastor powiedział?
    Sprawdzę to w Biblii sam.
    A pastor powiedział. Co pastor powiedział?
    Przyznać muszę, że…
    A pastor powiedział. Co pastor powiedział?
    Chyba pomylił się.

    Zwrotka 2
    Negowałeś wszystko i racje miałeś własne.
    Nie bałeś się mówić, że coś się nie zgadza.
    Lecz teraz, gdy widzisz, że coś jest niejasne,
    Milcząco się zgadzasz. Milcząco się zgadzasz.

    Zwrotka 3
    Po latach nasiąkania, przebywania, urabiania,
    Choć nie jest to przecież żaden grzech,
    To stało się, że dostałeś w baniak,
    I teraz nad wszystko ty dobrze wiesz, że:

    Ref.
    A pastor powiedział. Co pastor powiedział?
    Co on na myśli miał?
    A pastor powiedział. Co pastor powiedział?
    Sprawdzę to w Biblii sam.
    A pastor powiedział. Co pastor powiedział?
    Jak do myślenia dał.
    A pastor powiedział. Co pastor powiedział?
    Pewnie rację miał.

    Aliktus – Rest in Peace

  • Nieoczekiwany morał
    Opublikowano w:

    „Jak sobie poradzić z pustką w głowie?” – tak zaczyna się dialog, który znalazłem gdzieś na dysku. Czytam go i czytam aż doszedłem do końca, który mnie oczarował. Spodobał mi się do tego stopnia, że postanowiłem go opublikować jako część uniwersum KaKiRu. A co to KaKiR, napiszę na końcu.

    Dialog

    Jak sobie poradzić z pustką w głowie? – Spytał Derelict swojego kumpla kimOna.

    Kurwa, nie wiem – Odparł.

    Bo widzisz – Ciągnął wielki mędrzec i niedoszły mag Derelict – chciałbym napisać opowiadanie, a nie wiem o czym.

    Spytaj starszych – Rzekł bezwzględny jeździec kimOn.

    Już pytałem

    I co?

    Powiedzieli mi, jak pisać opowiadania: że muszą być trzy akty, bohater, ciąg przyczynowo – skutkowy i przeszkody. Aha, i nie da się tego nauczyć.

    To co się da? – Dociekał kompan.

    Da się to wyćwiczyć. Tylko jednej rzeczy nie rozumiem.

    Tak? A jakiej – Spytał jeździec.

    Jak mam to ćwiczyć, skoro nie wiem, jak zacząć?

    Zacznij od „Dawno dawno temu w KaKiRze”

    To jest nudne. Rzygam już tym całym Kakirem.

    To zacznij tak: „Dawno dawno temu po przeciwnej stronie kuli ziemskiej niż KaKiR”

    Aha. A co to jest kula ziemska? Pecyna z błota?

    Nie. To taka wielka zmyślona kula, na której znajduje się ta wioska KaKiR

    Skąd wiesz, że Kakir znajduje się na kuli? To ja jestem tutaj mędrcem.

    Bo widzisz. Ty tylko myślisz, a ja przewędrowałem cały świat.

    Napisano: 19 marca 2019 roku

    Uniwersum KaKiRu

    Jest to legendarna kraina świata fantasy. Niewiele o niej wiadomo. Nieliczne wzmianki w literaturze dowodzą, że mieszkają tam ludzie używający szlachetnego języka, oraz jeździec kimOn, który ma to w dupie.

    Główną postacią, oprócz kimOna, jest Derelict, który mówi o sobie z przekąsem, że jest wielkim mędrcem i niedoszłym magiem.

    Akcja rozgrywa się w krainie, której nazwa jest akronimem rozwijającym się o tak: Księga Keduda i Rodnyda.

    I tutaj kończy się bajka, a zaczyna rzeczywistość. Jak byłem nastolatkiem, to dużo ludzi w moim wieku miało blogi. Na blogach były księgi gości, które nierzadko tętniły życiem.

    Wynika z tego, że Kakir to po prostu księga na blogu, o której lubiłem fantazjować i pisać krótkie opowiadania, które z resztą wciąż są na gruszkach w sekcji „Twórczość”.

    W tych opowiadaniach Derelict to ja, a kimOn, zwany też KiMoNem, to mój kolega z podwórka.

    Jeśli chodzi o mój tytuł: wielki mędrzec i niedoszły mag, to w istocie lubiłem myśleć i mędrkować. Faktycznie chciałem zostać magiem, choć dzisiaj cieszę się, że nim nie zostałem.

  • Dlaczego nie byłem na grupce?
    Opublikowano w:

    Co czwartek mamy w kościele spotkanie, na którym uczymy się i rozmawiamy. Bardzo te grupki lubię, jednak w tym tygodniu mnie nie było. Nie, żebym tego chciał. Był to po prostu efekt wybranej przeze mnie nieopatrznie drogi życiowej.

    Miałem załatwić jedną sprawę. Wyszło to nieoczekiwanie dzień przed. Policzyłem sobie, że mogę się tym zająć i na styk zdążyć na grupkę. Jechałem wtedy samochodem. Zjeżdżając z ronda miałem chęć aby ustawić się na prawym pasie za ciężarówką. Pomyślałem jednak, że lepszy będzie lewy pas, bo będę później skręcał w lewo.

    Wjechałem na lewy pas. Po 10 minutach stania w korku zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie popełniłem błędu. Po 30 minutach stwierdziłem, że trzeba było wjechać na prawy pas. Po godzinie uznałem, że zostanę tam, gdzie jestem, bo światła już blisko.

    I w ten sposób byłem godzinę do tyłu. Podarowałem sobie więc grupkę.

    Wybór drogi życiowej

    Skąd mogłem wiedzieć, że prawy pas idzie szybciej? Może mógłbym to jakoś wywnioskować, ale nie o to chodzi. Miałem wybór pomiędzy zrobieniem tego, co chcę, a zrobieniem tego, co mi nakazuje jakiś sposób myślenia. W Biblii jest napisane:

    Ufaj Panu z całego swego serca i nie polegaj na swoim rozumie.

    Przypowieści, 3:5

    Tak, pięknie, tylko skąd ja mam mieć pewność, że to jest słuszne? Czy za tym moim chceniem zawsze kryje się Bóg? I tutaj przyszła odpowiedź z nieba, która mnie zupełnie zaskoczyła:

    A musi?

    No tak. Czy za tym musi kryć się Bóg, aby tę ścieżkę wybrać? Czy nie jest wystarczającą zachętą wizja, że będę w końcu robił to, co chcę? Czy chrześcijaństwo nie polega właśnie na wolności? Bo tę ścieżkę, którą wybrałem dzisiaj, mam już przećwiczoną. To mam już wypróbowane. Ale jak by mi się żyło, gdybym wybrał teraz tę drugą?

    Może nie być łatwo. Mogę czasem nie odróżnić. Ale chodzi o ogólne nastawienie. Coraz bardziej skłaniam się ku temu, aby jednak tę nową ścieżkę wypróbować. Poznam siebie lepiej, a Bóg czuwa tak, czy siak.

    Szersza perspektywa

    To, co pisałem, dotyczyło tej sytuacji z korkiem. Ale czy nie można wyciągnąć szerszych wniosków? Na razie mój wniosek jest taki: Obojętnie, którą drogę wybiorę, dojdę do celu. Ale kierując się swoim rozumem będzie mi szło jak po grudzie i mogę przegapić fajne rzeczy. Mogę nie zdążyć, bo będę się zajmował naprawianiem skutków swoich niedoskonałych decyzji.

  • Super fajny dzień z Bogiem
    Opublikowano w:

    To było tak. Dowiedziałem się wczoraj, że mam dzisiaj załatwić sprawę w urzędzie. Zanieść jakieś papiery. Ale najpierw odebrać je od babci. A po wszystkim iść na grupkę w kościele.

    Połączyłem kropki i wyszło mi, że będę miał sporo wolnego czasu na mieście. Pomyślałem sobie:

    Ach, może Bóg zaingeruje i będę miał super fajny dzień z moim Panem.

    Bo przypomniał mi się mój pierwszy spacer z Bogiem. Było to w Poznaniu. Wracałem do swojego wynajmowanego pokoju, ale coś mi mówiło, żeby minąć budynek i iść dalej. Poszedłem i przeżyłem z Nim naprawdę miłe chwile.

    Dlatego teraz pomyślałem:

    Dobrze, Boże, to pomiędzy 15:30 a 18:00 będę miał czas tylko dla Ciebie.

    Początek

    Dzień zacząłem od kąpieli. Gdy leżałem w ciepłej wodzie, poczułem coś swoim duchowym zmysłem. Coś miłego. Jakby pocieszenie, ale nie do końca, bo przecież nie byłem smutny. Pomyślałem sobie, że dobrze się ten dzień zaczyna.

    Ale zaraz potem nadciągnęło coś, co w zasadzie jest symbolem całego dnia. Nadciągnął mianowicie smród. Wącham i wącham, a że mam koty nie od dziś, lecz od 10 lat, to z miną eksperta stwierdziłem:

    Gówno jest w kuwecie.

    Zacząłem się więc pospiesznie myć, płukać i suszyć aby jak najszybciej posprzątać ten syf.

    Środek

    Nie mogę powiedzieć, że nic mi się dzisiaj nie udało. Z łatwością załatwiłem sprawę w urzędzie. Następnie miał być ten czas z Bogiem. Pytam go więc, co mam robić, a on na to:

    Rób co chcesz.

    Więc zrobiłem, co chciałem. Poszedłem na obiad. Od dawna mam w myślach wspomnienie chińskiego kubka, który zawierał ryż, warzywa i kurczaka. Jadłem to raz kiedyś i było bardzo dobre.

    Wiedziony tym wspomnieniem poszedłem do restauracji o najbardziej chińsko brzmiącej nazwie. Dostałem kubek. Wyglądało jak makaron z tłuszczem. Gdybym miał się pokusić o dłuższy opis, z pewnością sięgnąłbym po dosadne słowo, które już raz w tej notce padło. Połowę wyrzuciłem tak jak stało prosto do śmieci razem z kubkiem i widelcem.

    Poszedłem do kościoła. Dwie godziny przed grupką. Okazało się jednak, że nie jest źle, bo za chwilę odbywać się będzie próba przed niedzielnym śpiewaniem. Miałem się więc gdzie podziać.

    Niestety podczas grupki byłem niezadowolony. Zjedzone paskudztwo wraz z niespełnionymi oczekiwaniami względem Boga robiło swoje. Nie podobało mi się nic, co tam mówili. Opowiadali okropne pierdoły i czekałem już tylko aż ta tortura się skończy.

    Skończyła się. Wyszedłem. Poszedłem do domu pieszo, bo gdy mam jakiś problem, to lubię go przechodzić, a problem ewidentnie był.

    Koniec

    Pomyślałem sobie, że skoro już idę pieszo, to wejdę do McDonald’s i zjem dla odmiany coś dobrego. Niestety, nie smakowało mi to, co zamówiłem, choć miało smak taki jak zawsze. Do tego kawa nalana z czubkiem, więc gdy otworzyłem pokrywkę, to mi się wylało to, co było w środku. A w środku miała być Latte, a była zwykła kawa z mlekiem.

    Tego było już za wiele. Wyszedłem i zacząłem rozmyślać. O co tutaj chodzi? Boże! Czy to jakieś Twoje żarty? Nie śmieszą mnie one, wiesz? Miał być dzień z Tobą, a jest wielkie Gie.

    Szedłem więc rozmyślając. Dlaczego nie jest tak, jak wtedy w Poznaniu? Boże! Przecież miałeś czas od 15:30 do 18:00. Dlaczego go nie wykorzystałeś?

    A może o to Ci chodzi? No tak! Mój pierwszy spacer z Tobą był Twoją inicjatywą. Powiedziałeś „Idź” i poszedłem. Nie spodziewałem się tego. To Ty wymyśliłeś. A tutaj… 15:30 do 18:00, czwartek, 5 października – czas z Bogiem.

    Chciałem Cię wpisać w kalendarz. Jednak Ty wysmyknąłeś się z mojego grafiku. Wysmyknąłeś się i rozlałeś mi kawę. Dałeś niedobre jedzenie i użyłeś kota żeby mi nasrał do kuwety.

    A jednak to ciche pocieszenie na samym początku. Jakbyś chciał powiedzieć „Jestem z tobą”.

    Chciałem mieć dzień z Bogiem i w gruncie rzeczy miałem, choć zupełnie inaczej, niż to sobie zaplanowałem.

    Ty masz zawsze swoje zdanie. Jesteś niezależny i robisz rzeczy po swojemu.

    Boże! Kocham Cię za to i dziękuję za dzisiejszy, pięknie z Tobą spędzony dzień.

  • Niespodzianki
    Opublikowano w:

    Życie przynosi wiele niespodzianek, a przy tym jest skonstruowane tak, że w danym miejscu wydaje się, że tak już będzie zawsze.

    Ja zacząłem od mieszkania w kamienicy. Miałem tam swoich przyjaciół. Chodziłem do szkoły. Tam dorastałem. Bywałem zakochany, bywałem też pijany. Słuchałem hip-hopu.

    Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że się wyprowadzę. Nie miałem pojęcia, że przyjaciele przeminą, przeminie szkoła, miłości, alkohol i muzyka, której słucham.

    Gdy już doszło do wyprowadzki, nie byłem zbyt zadowolony. Ale prawda jest taka, że to wydarzenie prawdopodobnie uchroniło mnie przed alkoholizmem oraz doszczętnym pomieszaniem zmysłów w patologicznym liceum.

    Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że poznam nowych przyjaciół, że będzie nowa szkoła, że poznam nowe zespoły i gatunki muzyczne.

    Nie wiedziałem.

    Zatem przyszło nowe liceum. Nowi znajomi. Poznałem koleżanki, z którymi do dziś tworzymy unikatowy na skalę świata zespół trzech singli. Pierwszy singiel jest o tym jak mi niedobrze, że jestem sam. Drugi to porywająca opowieść o pracy w administracji mieszkaniowej. Trzecim jest długi na sto zwrotek poemat o psie imieniem Ben.

    Ale nie wiedziałem wtedy jeszcze, że liceum minie. Dwa lata. Dwa lata, a ja miałem wrażanie jakby to było całe życie.

    Mieszkałem wtedy z rodzicami. Z bratem w jednym małym pokoju. Nie narzekałem. Fajnie było.

    Nie wiedziałem, że wyprowadzę się do Poznania na studia, że znów poznam nowych ludzi.

    Nie wiedziałem.

    Matura. Aplikacje. Nieoczywisty wybór. Poszedłem na studia. Poznań. I znów nowi ludzie, nowa muzyka, nowa technologia. Weszły smartfony.

    Poznałem wtedy Boga. Przyszedł delikatnie. Powiedział: Posłuchaj tej piosenki Martina Lechowicza. A potem jakoś doszły do mnie idee. Z idei do relacji. Z relacji do Królestwa Bożego.

    Myślałem, że będę w nim już na zawsze. Że będzie już co raz lepiej. Nie wiedziałem wtedy, jak bardzo się mylę. Nie wiedziałem, że za namową szemranych głosów wskoczę do rzeki.

    Nie wiedziałem.

    Zostałem zatem za swoją głupotę ukarany dożywociem brania leków na schizofrenię. Wciąż mam nadzieję, że za dobre sprawowanie ktoś mi skróci ten wymiar.

    To był najciemniejszy czas jaki przeżyłem z Bogiem. Próbowałem pościć, wymusić jakoś na Bogu aby do mnie wrócił. Potem miałem takie przebłyski, dzięki którym miałem świadomość, że Bóg mnie nie opuścił. Wiedziałem już, że to się kiedyś skończy.

    Choć droga była wtedy bardzo nudna, a czekanie było nieznośne, wiedziałem, że idę drogą ku lepszemu.

    Wiedziałem.

    Doszedłem więc do miejsca, gdy Bóg wrócił. Stał się bardziej wyraźny. Teraz mówił już wprost: „Cierpliwości. Czekaj.” Poznałem tam swój kościół. Nowi ludzie, nowe doznania, nowa muzyka. „Czekaj” zmieniło się w „Czekaj aż ci dam”, a o co chodzi, to już ja wiem.

    Wiem.

    Wiem, że dostanę to, o czym tak długo marzę. Ale najpierw musiały mi się zmienić priorytety, podejście, myślenie i zapewne masa innych, trudnych do uchwycenia spraw.

    Wiem to i czekam.

×