Bóg boruje ząb mojej duszy. Bez znieczulenia.

bóg

  • Zaprawdę Pan jest na tym miejscu
    Opublikowano w:

    Dzisiaj jest bonusowy dzień wolny od pracy, więc w kościele zrobili sobie spotkanie na świeżym powietrzu. Zaprosili też inne kościoły, toteż pojechaliśmy tam z Waldkiem. Więcej chętnych nie było, ale to nic nie szkodzi, bo ja zaraz opowiem, co się działo.

    Wstęp

    Zdumiało mnie, że wioska, w której to się odbyło, jest zamieszkana przez tak wiele chrześcijańskich rodzin. A jeszcze bardziej, że niektóre znam.

    Dojechawszy, zaparkowaliśmy wśród traw i weszliśmy na obejście.

    Zrobiłem rundkę po okolicy i zainteresowało mnie wyposażenie ogniska. Ognia wprawdzie nie było, ale wokół utwardzonego okręgu stały ławki. Okazało się, że 30 lat temu służyły za siedzenie w kościele. Pytam: gdzie indziej mógłbym coś takiego zobaczyć?

    Pojedliśmy, popiliśmy i pogadaliśmy. Zdumiało mnie zachowanie ludzi. Nawet, gdy coś zrobiłem, w moich oczach nie tak, to nie zaburzyło relacji i ludzie nadal byli gotowi być uprzejmymi i jakby tych moich drobnych nietaktów nie zauważać.

    Przemowy

    Potem ludzie gadali do mikrofonu. Paru jakichś ważnych typków. Już się zastanawiałem, gdzie położyć się spać, gdy ktoś zaproponował aby oddać głos Kamili.

    Widać było różnicę. To, co ona mówiła, to nie było mini-kazanie. To była relacja człowieka, który naprawdę ma kontakt z Bogiem i żyje jego słowem. Ma wielką wiarę i chęci.

    Opowiadała o tym, jak zrobiła coś, co było śliskie moralnie, ale Bóg jej tak powiedział i zaufała.

    Mówiła też, że gniew jest grzechem i że Bóg ją pozbawił gniewu.

    Co o tym myślę?

    Waldek spodziewał się, że zabiorę głos w którymś momencie, ale myślę sobie „Nie będzie dwóch solistów na tej imprezie”. Z resztą, po tym, co mówiła Kamila, to co ja mam do powiedzenia?

    Zastanawiałem się, co ja bym zrobił, gdyby Bóg kazał mi zrobić coś, co wydaje mi się niemoralne. Myślę, że w pierwszym odruchu pomyślałbym „to nie Bóg” i uważam, że po tym, co przeżyłem, mam prawo do takich wątpliwości.

    Robiłem w życiu różne dziwne rzeczy, bo wydawało mi się, że Bóg mi tak mówi. Co ciekawe, nie wszystkich żałuję. Na przykład kiedyś chodziłem nago po szpitalnym korytarzu. Ale, z drugiej strony, hit mojego życia to skok do rzeki, którego konsekwencje ponoszę do dziś w postaci tabletek i zastrzyków, które regularnie przyjmuję.

    Są też rzeczy, które naprawdę były od Boga. Są obietnice i wyjaśnienia. I to słynne „Czekaj”, które rządzi moim życiem do dziś. A są też sprawy, które zawaliłem, bo choć były od Boga, to nie zrealizowałem.

    Myślę więc, że pierwsze, co bym zrobił, to upewnienie się, że to, co słyszę, to faktycznie Bóg. Ale jak ktoś mi opowiada o takich rzeczach, to ja zakładam, że on już to zrobił i wie.

    A gniew nie jest grzechem. W ogóle emocje nie są grzechem. To niedorzeczne. Jest napisane „Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie”. Gdyby gniew był grzechem, to to zdanie nie miałoby sensu.

    Kamila powiedziała jednak coś prawdziwego. Gniewała się dużo na ludzi, bo umiłowała to. A potem przestała. Niestety popadła w drugą skrajność, a ja nie jestem zachwycony, gdy ktoś mówi, że nie jest w stanie się gniewać. Brzmi jak kastracja mózgu.

    Dlaczego?

    To jest pytanie, które padło: Dlaczego ludzie odchodzą z kościoła? Dlaczego opuszczają Boga?

    Więc ja myślę, panie Pastor, że to nie z ludźmi coś jest nie tak. Może to my robimy coś źle. Ja bym na przykład wolał więcej takich spotkań, na które przyszła taka Kamila.

    W ogóle dlaczego kościół ma wyglądać tak jak wygląda? Dlaczego niedziela? Dlaczego kazanie? Dlaczego piosenki? Dlaczego kawa?

    Może forma ludziom nie pasuje. Ja bym na przykład pojechał z kimś na spływ. Spędzić trochę czasu w kontekście innym niż kościelny. Gdzieś, gdzie będą też inni ludzie, a nie tylko chrześcijanie.

    Chciałbym robić z ludźmi inne rzeczy niż tylko śpiewać, modlić się, być nauczanym i tym podobne sprawy.

    Wolałbym więcej rozmów, ciekawych opowieści, spędzania razem czasu. To byłby kościół. Bo koncert i wykład można obejrzeć w internecie. Kiedyś były synagogi. I tam ludzie słuchali przemówień. Teraz kościół stał się taką synagogą. Może być nią też, ale dlaczego jako główny punkt programu? I dlaczego jeden facet ma przemawiać? Są ciekawsze formy jak rozmowa, wywiad, czy debata.

    Myślę więc, że to, że ktoś przestał chodzić do kościoła, to nie znaczy, że odwrócił się od Boga. A jak ktoś chodzi do kościoła, to nie znaczy, że ma kontakt z Bogiem. Dla mnie to są sprawy zupełnie rozłączne.

    Betel

    Zbór, który to organizował, a który przewinął się w moim życiu kilka razy, nazywa się Betel. I ja od niedawna wiem, co oznacza ta nazwa, bo natknąłem się na nią w Biblii.

    Jakub, syn Izaaka, syna Abrahama, wędrował sobie po ziemi, ale się zmęczył, więc poszedł spać. Przyśniło mu się otwarte niebo i aniołowie kręcący się po drabinie w te i we wte. Nazwał to miejsce Betel i powiedział:

    Zaprawdę, Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem.

    I ja mam wciąż nadzieję, że kiedyś się obudzę, spojrzę na swój pokój, dostanę objawienia i westchnę w zachwycie wypowiadając te słowa.

    Podsumowanie

    Na spotkaniu była więc jedna Kamila, o której warto napisać notkę. Ona opowiedziała świadectwo, podczas gdy wszyscy inni wygłosili kazanie. Nawet jeśli się myli, nawet jeśli coś źle słyszy, to jest całym sercem za Bogiem. Tak ja to widzę. I w tym bardzo przypomina mi mnie samego.

  • Co o sobie myślę?
    Opublikowano w:

    Wydaje mi się. W sumie nie wiem. To się wydarzyło przed chwilą. Ale mam wrażenie, że nastąpił przełom. Gdybym był w kościele, powiedziałbym:

    Bracia i siostry. Mam świadectwo. Bóg do mnie przemówił.

    I kontynuowałbym, że źle o sobie myślałem i Bóg to zmienił. Najpierw nakreślę, co o sobie myślałem.

    Podczłowiek

    „Czuję się jakbym nie był w pełni człowiekiem. Wciąż na coś czekam. Niby nasiono, które dopiero ma zakiełkować.”

    „Wiem, że uważanie siebie za śmiecia, nic niewartego podczłowieka, któremu nic nigdy nie wyjdzie, nie jest szlachetne.”

    „Gdybym uznał, że jestem kimś godnym podziwu… Lecz nie tak o sobie myślę. Jestem raczej godny pogardy.”

    „Nie jestem w stanie w tym momencie ot tak siebie pokochać.”

    „Gdy czytam, że jestem solą ziemi i światłością świata, to bierze mnie złość. Bo gdzie ja jestem solą ziemi i światłością świata? W którym miejscu?”

    „Ja zawsze byłem tym nieudacznikiem, któremu nic nie wyjdzie.”

    Co teraz?

    Nie wymyśliłem tego. To wszystko są cytaty z mojego pamiętnika. Z marca tego roku. I jest to dla mnie cenna diagnoza.

    Lecz Bóg do mnie przemówił. Powiedział mi, że myśląc tak o sobie, obrażam go. Bo to on jest moim nauczycielem.

    Miałem dotąd wypaczone pojęcie nauczyciela jako kogoś, kto wkłada do głowy wiedzę z danej dziedziny i wszystko inne ma w dupie. Jezus nie jest tego typu nauczycielem. On wziął mnie, całe moje życie i robi z nim porządek. On uczy mnie i kształtuje w każdym aspekcie. To on jest ogrodnikiem. Jeśli nie podoba mi się ogród, to czy nie jest to sprawa ogrodnika? Dlatego teraz…

    Myślę o sobie, że mam totalnie wygrane życie. Za ojca mam króla wszechświata. Prowadzi mnie najmądrzejsza, najsprytniejsza, najinteligentniejsza istota ze wszystkich istot.

    Czy to jest takie ważne, czy ktoś jest kiepskim uczniem pod okiem super-mistrza, czy jest pojętnym uczniem pod okiem super-mistrza?

    Zrobiło na mnie ogromne wrażenie to, jak bardzo taktownie i delikatnie Bóg poprowadził akcję mówienia mi tego. To były miesiące snucia tego wątku. Wszystko, co usłyszałem, począwszy od uświadomienia sobie, co o sobie myślę, prowadziło chytrze do tego punktu. I zrobione było tak abym uwierzył i nie załamał się jednocześnie. Wręcz przeciwnie, pomogło mi to. Czuję się z tym dużo lepiej.

  • Nowy etap
    Opublikowano w:

    Wielki mędrzec i niedoszły mag Derelict chodzi jakiś struty. W zasadzie nie jest to nowość, on chodzi taki struty odkąd pamięta. Ale tym razem wyszedł struty na spacer ulicami małej wioski, w której obecnie przebywa.

    Poszedł więc aby domknąć magiczne pierścienie. Zrobił pięć okrążeń. Zrobił osiem okrążeń. Pierścienie już się domknęły, lecz mędrcowi było czegoś brak. Coś czuł żeby pójść więcej. Z drugiej strony, myśli sobie:

    Nie kuś losu. Pierścienie domknięte. Czas iść do domu.

    Gdy szedł dziesiąte okrążenie wokół wioski, uświadomił sobie coś bardzo ważnego. Zobaczył nagle, jak patrzył na świat dotychczas. To było coś, co cały czas szło z nim wszędzie, a czego nie był świadomy.

    Otóż każdą nadmiarową czynność postrzegał jako zagrożenie. Każde kolejne okrążenie to okazja aby mogło stać się coś złego. Każdy kolejny kilometr przejechany na starym rumaku, który pasł się w pobliżu jego posesji, to sposobność do wypadku lub innego nieszczęścia. Zupełnie jakby ktoś mówił:

    Nie przeciągaj struny.

    Zmiana myślenia

    I właśnie gdy to sobie uświadomił, nagle mu przeszło. Nagle odczuł ulgę i radość. To był mniej-więcej ten czas, gdy niedoszły mag wchodził w nowy etap swojego życia, choć nie było to wcale dobrze widoczne aż do pewnego wydarzenia.

    Pisałem już wcześniej, że nasza postać weszła w kontakt z najpotężniejszą istotą całego uniwersum, czyli z Bogiem. Nie ma w tym fajerwerków. Nie jest to coś nie wiadomo jak super ekscytującego.

    Jednak w okolicach tego momentu wielki mędrzec był bardzo szczęśliwy. Zobaczył wreszcie owoce nauki, której mu udzielał Bóg. Zobaczył, że stał się kimś innym, że inaczej się czuje i inaczej postępuje.

    I właśnie wtedy przyszedł ten Bóg i pyta:

    Jesteś gotowy na kolejny etap?

    Bez wahania Derelict odpowiedział:

    Tak, jestem.

    I to jest właśnie to, o czym chciałem dzisiaj napisać.

    Chęć do nauki

    Od wielu lat głównym pragnieniem mędrca jest nauka. Pragnie on uczyć się o wszystkim: o zasadach rządzących światem. O jego płaszczyźnie materialnej i niematerialnej, oraz o sobie samym. Wszystko chce wiedzieć i we wszystko wbić pazury swojego mózgu.

    A teraz to pytanie: „Czy chcesz się uczyć dalej?” Ba! A czy Harry Potter chce zniszczyć Voldemorta? Derelict wie, że to oznacza kolejną orkę. Kolejne lata raczej wysiłku niż zbierania plonów. I mówi: „Tak, super, jestem gotowy i podekscytowany”.

    I tak wielki mędrzec rozmawia z Bogiem. Bo bliżej mu dziś do proroka niż do maga. Choć kiedyś bardzo chciał czarować, dziś wie, że to nie jest całkiem wszystko jedno, skąd ma się moc.

  • Koncert Wojtka Szumańskiego, spotkanie z Ranko Ukulele i łażenie po Poznaniu
    Opublikowano w:

    Dwie fantastyczne doby spędziłem w miejscu, od którego wszystko się zaczęło. To w Poznaniu urodziły się zalążki mojej samodzielności. To w Poznaniu narodziłem się na nowo. To właśnie tam poznałem Boga, a teraz wyruszyłem aby znaleźć Go ponownie.

    Tło

    Zaczęło się od tego, że Ranko nagrała piosenkę o alpace imieniem Żaklin. Gdy ją usłyszałem, przyszedł mi do głowy pomysł na mini komiks z napisem „Żaklinam cię!”, w którym człowiek zmienia się w alpakę pod wpływem tego zaklęcia. Zrobiłem nawet koszulkę z takim nadrukiem.

    Pewnego dnia napisała do mnie Ranko i stwierdziła, że wyśle mi swoją płytę z piosenkami w nagrodę za to, że jestem jej „najdłużej trzymającym się patronem”. To ja stwierdziłem, że skoro jest taka dobra dla mnie, to też jej zrobię prezent i że komiks z żaklinaniem człowieka idealnie nada się na koszulkę dla niej.

    Przygotowania

    Trzeba było to wszystko zorganizować. Dać koszulkę do druku itp. Ostatecznie prezent zawierał jeszcze kilka innych rzeczy. Między innymi zaproszenie na stronę odwyk.com, gdzie Martin Lechowicz mówi o Bogu po ludzku. Prawdą jest, że nie miałem od początku takiego planu. Jakoś tak mi wyszło, łącząc dobre pomysły ze sobą.

    Całość przygotowań trwała od 19 czerwca, czyli około 4 miesiące, licząc do dnia spotkania się z Ranko, czyli do 27 października.

    Równoległa rzeczywistość

    W tym samym czasie narastała we mnie chęć odwiedzenia Poznania. Mam w tym mieście dużo, dużo wspomnień. Doświadczyłem tam Boga i dlatego teraz, kiedy tak bardzo czuję Jego niedobór, chciałem wrócić do tego miasta i zobaczyć… a nóż znowu Go znajdę?

    Pomyślałem sobie, że fajnie było by połączyć te dwie sprawy: wyjazd na koncert Ranko w celu wręczenia jej prezentu i wyjazd do Poznania w celu spotkania się z Bogiem.

    Zobaczyłem pewnego dnia, że inny wykonawca, którego lubię słuchać – Wojtek Szumański – ma koncert w Poznaniu i kto będzie robił za support? No pewnie, że Ranko. No to hop! Kupiłem bilet, zarezerwowałem sobie czas, zaklepałem przejazd pociągiem i czekałem z niecierpliwością na ten wyjazd.

    Ranko znika w kłębach dymu

    Powiedziała mi, że zagra tylko dwie piosenki, a potem zniknie w kłębach dymu. Potraktowałem to jako przenośnię, toteż zdziwiłem się niemało, gdy usiadłem pod sceną, a tam faktycznie zaczęli wpuszczać jakiś dym.

    Ale mniejsza o dym. Wchodzi jakaś dziewczyna i mówi, że jest „Werosława” i robi za support dla Wojtka. Już chciałem krzyczeć „Gdzie Ranko?”. Z niewiadomych powodów powstrzymałem się jednak i cierpiałem w ciszy, nie wiedząc, co się stało z Ranko.

    Bardzo jestem zadowolony, że usłyszałem na żywo „Idzie Grześ”, ale pomyślałem sobie, że poszukam kogoś, kto wie, dlaczego nie ma Ranko. Gdy jednak wyszedłem do pomieszczenia z barem, za stolikiem siedział kto? Tadam, tadam! Dziewczyna z ukulele we własnej osobie.

    Okazało się, że jej część występu będzie później. A ja po prostu nie wiedziałem, że ktoś może mieć dwa supproty.

    Uroczyste wręczenie prezentu

    Dałem jej paczuszkę, lekko wygniecioną po podróży w plecaku. Nawet papier prezentowy spodobał jej się tak bardzo, że starannie go poskładała. Żartowała, że śmiesznie tak przyjść na nie swój koncert i dostać prezent. W ogóle Ranko jest na żywo jeszcze fajniejsza niż przez internet. Bo nie stresuje się tak jak przed kamerą.

    Dostałem od niej przypinki, które poprzypinkowałem sobie do plecaka i dumnie je noszę dokądkolwiek idę.

    Dostałem jeszcze jeden prezent. Obietnicę, że założy te ciuchy na lajwie w niedzielę. Gdy to piszę jest niedziela. Widziałem, faktycznie ciuchy były założone. Fajne uczucie, gdy wiem, że w pewnym sensie jestem tam po tej drugiej stronie ekranu. Nie jako ja, nie jako moja twarz, lecz jako mój pomysł i wykonanie.

    Fejmy

    Nie będę zachowywał się jak jakiś fan… albo nie. Zachowam się jak fan i powiem, że widziałem na żywo Ranko Ukulele, rozmawiałem z nią, trzymałem w ręku jej ukulele. Wiem nawet jak złapać na nim a-moll.

    Wojtka też widziałem, uścisnąłem mu dłoń, podobnie jak jakieś sto osób przede mną. Podpisał mi się na płytce i na tym wrażenia się kończą. To, co będę opisywał dalej, nie ma już nic wspólnego z Ranko ani z koncertem Wojtka.

    Ręka Wielkiej Pomocy

    Siedziałem sobie na ławeczce, na Placu Wolności i patrzę, a zmierza ku mnie dziewczyna. Przyglądam się jej i widzę, że niesie jakąś skarbonkę. Tak, tak. Będzie chciała kasę na jakiś szlachetny cel.

    Podeszła, gadamy, i co się okazuje? Że zbiera kasę na rehabilitację jakiejś dziewczynki i że leczą ją już od czterech lat. „Kurde” – pomyślałem sobie – „przesrane”. I wtedy wpadła mi do głowy ta myśl:

    A może by się o nią pomodlić? Może dałoby się ją uzdrowić?

    Stanąłem przed wyborem. Zrobić coś dobrego, choć trudnego, czy dać jej jakiś pieniądz żeby sobie już poszła? No i ja niestety dałem jej ten pieniądz. Żałuję teraz, choć Bóg nie robi mi z tego powodu wyrzutów.

    A zrobiłem tak dlatego, że przyszedł mi do głowy jakiś głupi argument. I tu należy zacytować list do Rzymian:

    Odkrywam zatem pewne prawo. Otóż, gdy chcę czynić dobrze, narzuca mi się zło.

    Rz 7:21

    Jak ja dobrze rozumiem ten fragment!

    Dzień drugi – łażenie

    Zaplanowałem sobie, że będę cały dzień chodził po Poznaniu. Zwiedzę sobie wszystkie miejsca, które kiedyś miały dla mnie znaczenie. Tak naprawdę, chciałem przejść się jeszcze raz tą ścieżką, na której po raz pierwszy spotkałem Ducha Świętego w nadziei, że spotkam Go znowu. Myślałem, że to będzie ten czas i to miejsce, gdy wrócę z emigracji do Królestwa Bożego. Miałem przeczucie, że to się może udać.

    Zmierzam więc do tej ścieżki, a po drodze mam Politechnikę Poznańską. Kurde! Ale tu się pobudowało rzeczy! Pamiętam te czasy, pamiętam ten klimat.

    Idę dalej i jestem już przy tej ścieżce. Ale co to? Ścieżki nie ma! Jakiś remont, tory zdjęte, a zaraz obok jakaś wstrętna ulica i co? Centrum handlowe!? To żem sobie pochodził. Postanowiłem jednak dojść do osiedla, gdzie kiedyś mieszkałem, choćbym miał przejść tą wstrętną ulicą.

    Wspomnienia

    „Na tym osiedlu mieszkają chyba sami emeryci” – pomyślałem patrząc na przechodniów. Ruszyłem więc dalej w kierunku Osiedla Orła Białego. Od pierwszej stancji do ostatniej. Jakże moje życie się w tym czasie zmieniło!

    Pamiętam jak kiedyś kupiłem sobie rum. Potem wracałem ze sklepu pijany. Byłem po colę, czy coś, i na tym skrzyżowaniu, dokładnie na tym, na którym teraz stoję, krzyczałem przechwałki w puste wieczorne powietrze:

    Ja mam Boga, a wy nie!

    O! A przez to rondo jechałem kiedyś rowerem. Przywiozłem go pociągiem z Bydgoszczy. Jak przejeżdżałem, to mnie ktoś otrąbił. Nie wiem, dlaczego. Przecież mam takie samo prawo jechać po rondzie jak kierowca samochodu.

    Tego typu wspomnienia miałem, gdy kontynuowałem tę jakże przyjemną wycieczkę. Mimo niewątpliwych uroków sytuacji, nie wydarzyło się nic niezwykłego. Za to zachciało mi się kupę, siku, jeść i pić. Zobaczyłem na mapie, że McDonald’s jest niedaleko. Ale KFC jeszcze bliżej.

    Kto daje, a kto chce dostać?

    Zamówiłem sobie jakiś zestaw. Duże frytki, co wyglądają jak małe, ledwo ciepłe kawałki kurczaka i nieskończona ilość Pepsi zmieszanej z wodą.

    Do tej wątpliwej uczty dla ciała dodałem ucztę dla ducha. Otworzyłem Biblię. Nie pamiętam, czego tam szukałem, ale znalazłem w niej coś mądrego. Szło to mniej-więcej tak:

    Łaska zależy od darczyńcy, a nie od tego, kto chce mieć.

    Trzasnął mnie w łeb ten fragment, bo to jest to, co Bóg chciał mi powiedzieć tą całą wycieczką. Mogę coś robić, mogę się starać, wysilać się, stanąć na rzęsach, ale to nie ode mnie zależy, czy i kiedy Bóg mnie obdaruje swoją łaską, tyko od Niego. Bo to On ma, a nie ja.

    Takie proste, a takie odkrywcze. Szkoda tylko, że nie umiem odnaleźć tego fragmentu aby dokładnie zacytować.

    Duży, pusty pokój

    Skoro tyle już przeszedłem, to zrobię jeszcze okrążenie dookoła Malty i wracam do domu. A w domu, to znaczy w hostelu, miałem nowe przemyślenia.

    Miałem czteroosobowy pokój tylko dla siebie. Tak jakoś wyszło. I, gdy patrzyłem na te puste łóżka, stwierdziłem, że jest to jakiś symbol mojego życia. Nie, że konkretnie w tym momencie. Ten wyjazd był między mną a Bogiem. Miał być samotny. Ale ogólnie.

    Po co to wszystko?

    Zacząłem chodzić po pokoju i rozmyślać.

    Po co to wszystko? Czy nie mógł bym być po prostu szczęśliwy, jak na początku przygody z Bogiem? Po co te 10, czy 11 lat ciężkiej pracy, nauki i wysiłku? Po co te wszystkie błędy, które popełniłem?

    Ale w głębi siebie od początku wiedziałem, o co chodzi.

    Ten początkowy stan szczęścia utrzymywał się tylko dzięki Duchowi Świętemu. Ale ja nie byłem dzięki temu mądrzejszy. To On był we mnie wszystkim. A ja sam byłem słaby.

    Chodzi teraz o to aby dojść do tego pierwotnego stanu przepracowawszy wszystkie moje własne niedoskonałości. Tak, aby nie trzymał się tylko na zjawiskach ponadnaturalnych, ale też na tym, kim jestem sam z siebie.

    Jeśli Jezus nie powstał z martwych…

    Myślę sobie o tym wszystkim, czego w życiu żałuję. O tym wszystkim, co zrobiłem źle. Ale słucham przy okazji koncertu niemaGOtu i pada tam ten cytat:

    A jeśli Chrystus nie został wskrzeszony, daremna jest wasza wiara i nadal jesteście w swoich grzechach.

    1Kor 15:17

    Więc w drugą stronę – jeśli mówię, że żyję w grzechach, to tak jakbym powiedział, że Chrystus nie został wskrzeszony.

    Czyli nie żyję w grzechu, ale popełniam błędy. Strasznie to skomplikowane. A może to nie są wcale błędy? Może tak miało być?

    Bóg mnie takim stworzył

    Gdy tak chodziłem po tym Poznaniu, często bałem się, a to że ktoś mi coś ukradnie, a to że coś zgubię. Strasznie uprzykrza mi to życie. Ta ciągła ostrożność. Gdy już byłem w pokoju, pomyślałem sobie:

    Naprawdę, te kilka ubrań, kable i inne pierdoły, które mam w plecaku, są tyle warte? Opłaca mi się myśleć ciągle o tym?

    Ale jakoś nie mogę sobie z tym poradzić. I wtedy mnie olśniło. Przecież jest taki fragment:

    Jesteśmy bowiem jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, które Bóg wcześniej przygotował, abyśmy w nich postępowali.

    Ef 2:10

    Zwykle, gdy go czytałem, prześlizgiwałem się nad początkiem: „Jesteśmy jego dziełem” Teraz jednak to do mnie dotarło. On mnie takim stworzył. A jest jeszcze inny fragment:

    Człowieku! Kimże ty jesteś, że prowadzisz spór z Bogiem? Czy naczynie gliniane może powiedzieć do tego, kto je ulepił: Dlaczego mnie takim uczyniłeś?

    Rz 9:20

    Dotarło do mnie. Tak, Bóg stworzył mnie, wraz z całą niedoskonałością; z tymi wszystkimi lękami; po to, abym je przezwyciężył i dzięki temu stał się kimś więcej niż jestem teraz.

    Ironia losu

    Myślałem sobie, co by było najgorszą karą dla człowieka, który ciągle się boi, że coś mu ukradną. I wymyśliłem: Żeby nigdy nikt mu nic nie ukradł. Tak. A on się całe życie bał. Uprzykrzało mu to egzystencję, nie mógł spać po nocach. Wszystko na próżno.

    Powrót do domu

    Jadę więc z powrotem do Bydgoszczy ślicznym InterCity elektrycznym i na ekraniku wyświetlają się filmiki. Na przykład taki, który promuje aby ludzie nie przechodzili przez dzikie przejścia przez tory. Na końcu pojawiło się motto:

    Ciągła ostrożność to nasza super moc.

    No nie! Tego już nie ścierpię. Nienawidzę ciągłej ostrożności. I żadna to super moc.

    W domu

    Wieczorkiem położyłem się i włączyłem YouTube. Wywiad z Adamem Zielińskim, tzn. z Łoną, takim raperem. Spytany, jak mu się powodzi w życiu, odpowiedział:

    Byłoby grzechem narzekać na mój los.

    I ja myślę o sobie dzisiaj to samo. Bóg mnie prowadzi przez życie. Jestem coraz bliżej swojego upragnionego celu. I co, że w Poznaniu nie było fajerwerków? Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze.

    I myślę sobie, że to nie jest tak, że ja przyjechałem do Poznania spotkać się tam z Bogiem. To Bóg przyjechał do Poznania razem ze mną.

  • Grzech nas nie dotyczy
    Opublikowano w:

    Jest czwartkowy wieczór. Siedzę sobie na grupce, na kursie „Kroki do wolności w Chrystusie”, oglądam wykład i przychodzi mi nagle do głowy coś, co już znałem wcześniej, ale zostało mi przypomniane:

    Chrześcijanina nie dotyczy myślenie w kategoriach grzechu.

    Można to powiedzieć na różne sposoby. W Biblii jest napisane:

    Jesteśmy martwi dla grzechu.

    Rz 6:11

    I to jest bardzo obrazowe, bo jeżeli ktoś umiera, to przenosi się do innego wymiaru i już go tutaj nie ma. Nikt z żywych nie może na niego w żaden sposób wpłynąć. Tak samo z byciem martwym dla grzechu. Stare myślenie, myślenie według prawa, nie ma żadnego zastosowania dla uczniów Jezusa.

    Rozejrzałem się dokoła i spostrzegłem, że nie ma tu faktycznie żadnego grzechu. Co bym nie zrobił, to będzie dobrze. Ale to dopiero pierwsza dobra wiadomość.

    Bóg za przewodnika

    Pamiętam jak kiedyś, gdy idee chrześcijańskie i wolnościowe dopiero do mnie docierały, myślałem sobie tak:

    Oddam wszystko za 5 minut bycia wolnym.

    I dzisiaj jestem, bo jest to synonim nowego przymierza. Jestem wolny od grzechu. Od myślenia w tych kategoriach. Ale zaraz! Co ja zrobię z tą wolnością? Mogę zastanowić się, jakie mam cele w życiu i do nich dążyć. Ale mogę zrobić coś jeszcze. Bo, gdy już pogodziłem się z wolnością, stwierdziłem, że życie bez Boga jest bez sensu. I wtedy mówiłem sobie:

    Oddam wszystko za 5 minut życia z Bogiem.

    I tu jest ta druga dobra wiadomość. Bóg chce być moim, i twoim, przewodnikiem po życiu i nauczycielem. Ale już nie na zasadach takich, że to wolno, a tego nie wolno. Nie! On chce mieć z nami relacje. Z każdym z nas z osobna. A do tego Bóg to jest dokładnie ta osoba, która nas wszystkich stworzyła. Dlatego mogę stwierdzić, że życie z Bogiem oznacza bycie sobą. W nim jesteśmy wolni do bycia sobą.

    Duch i ciało

    To nie znaczy, że mogę teraz robić bez wahania, co mi się tylko podoba. A to dlatego, że są we mnie sprzeczności, które walczą ze sobą. Żeby wybrać cokolwiek, bywa że trzeba stoczyć walkę wewnętrzną. W Biblii jest napisane:

    Ciało pożąda przeciw duchowi a duch przeciwko ciału.

    Ga 5:17

    Czyli cokolwiek wybierzemy, potrzebna będzie moc i rozeznanie aby postąpić mądrze. I tego trzeba się nauczyć, niestety, samemu, popełniając własne błędy i będąc kierowanym i korygowanym przez Boga. Jeśli ktoś chce, oczywiście.

    Nie jest za późno

    A jeśli ktoś chce żyć z Bogiem, to już w Starym Testamencie jest napisane:

    A jeśli niegodziwy odwróci się od wszystkich swoich grzechów, które popełnił, będzie strzegł wszystkich moich ustaw i będzie czynił to, co prawe i sprawiedliwe, na pewno będzie żył, nie umrze;

    Żadne jego występki, których się dopuścił, nie będą mu wspominane. Będzie żył w swej sprawiedliwości, którą czynił.

    Czyż ja mam upodobanie w śmierci niegodziwego? — mówi Pan BÓG, a nie raczej w tym, aby się odwrócił od swoich dróg i żył?

    Ez 18:21-23

    Widzimy więc, że Bóg wcale nie chce nas wszystkich udupić. Wiele razy w Biblii jest to napisane. On chce żebyśmy żyli zdrowi i szczęśliwi i nie robili krzywdy innym. To tyle.

  • Bój się Boga
    Opublikowano w:

    Miejsce, w którym przebywam, ma wiele wspaniałych cech charakterystycznych, a jedną z nich jest to, że dziadek ma do nas blisko. Przychodzi więc często i żąda herbaty, a zaraz potem mówi. Na przykład wczoraj powiedział takie coś:

    Jedna kobieta, która jest wierząca, tak jak ty, miała problem. Poszła z tym problemem do matki boskiej i problem się rozwiązał.

    Zaprotestowałem od razu, że ja nie jestem wierzący w matkę boską. W odpowiedzi usłyszałem:

    A co za różnica?

    Zbiło mnie to z tropu i nie miałem pomysłu na odpowiedź na to pytanie, które zapewne i tak było retoryczne, jak większość pytań mojego dziadka. Dziadek bowiem nie czeka wcale na odpowiedzi.

    Hipotetyczna odpowiedź

    Gdy jednak ochłonąłem, pomyślałem że odpowiedziałbym tak:

    Jaka różnica? A taka jak pomiędzy życiem a śmiercią, sukcesem a porażką, zdrowiem a chorobą, sytością a głodem, bogactwem a biedą, błogosławieństwem a przekleństwem.

    Na jakiej podstawie tak mówię? Gdy Bóg dawał Izraelitom przykazania, na końcu obiecał im, co dostaną w zamian za ich przestrzeganie. I było tego kilka akapitów. Ale potem również im obiecał, co dostaną jak nie będą tego przestrzegać. I tego jest drobnym maczkiem cały ekran.

    To może przytoczę cytat z Księgi Powtórzonego Prawa 11:26-28:

    Oto dziś kładę przed wami błogosławieństwo i przekleństwo.

    Błogosławieństwo, jeśli będziecie posłuszni przykazaniom PANA, swojego Boga, które dziś wam nakazuję.

    A przekleństwo, jeśli nie będziecie posłuszni przykazaniom PANA, swojego Boga, i zboczycie z drogi, którą wam dziś nakazuję, aby pójść za innymi bogami, których nie poznaliście.

    Bóg nie lubi konkurencji

    PAN Izraela bardzo dużą wagę przykłada do tego, aby jego lud pozostał czysty i nie służył obcym bogom. I nie jest to tylko dlatego, że Bóg jest zazdrosny.

    Ludzie pytają:

    Dlaczego Bóg kazał swoim ludziom pozabijać te wszystkie narody? Co mu to przeszkadzało, że czcili innych bogów?

    To ja odpowiem. Otóż to mu przeszkadzało, że ci ludzie dla tych swoich bogów robili bydło. Tzn. zachowywali się nie tak jak należy i to jest łagodnie powiedziane. Przytoczę kolejne cytaty.

    […] wszystko, czym brzydzi się PAN i czego nienawidzi, czynili swoim bogom; nawet swoich synów i swoje córki palili w ogniu dla swoich bogów.

    Pwt 12:31

    […] te narody, które opanujesz, słuchają wieszczbiarzy i wróżbitów.

    Pwt 18:14

    Matka Boska Cudoska

    „No tak” – powiesz – „ale co z tymi wszystkimi cudami i uzdrowieniami, które niewątpliwie uczyniła matka boska? A co z objawieniami?” Nawet w naszej rozmowie dziadek przytoczył przykład, gdy bogini matka pomogła. To ja odpowiem znowu fragmentem.

    Jeśli powstanie pośród was prorok albo ktoś, kto ma sny, i ukaże ci znak lub cud;

    I stanie się ten znak albo cud, o którym ci oznajmił, i powie: Pójdźmy za innymi bogami, których ty nie znasz, i służmy im;

    Nie usłuchasz słów tego proroka ani tego, który ma sny, gdyż PAN, wasz Bóg, doświadcza was, aby poznać, czy miłujecie PANA, swego Boga, z całego swego serca i całą swoją duszą.

    Pwt 13:1-3

    Błogosławieństwa

    Jaka jest więc praktyczna różnica pomiędzy losem człowieka słuchającego bożych przykazań, a takiego, który poszedł za innymi bogami?

    Zacznę od tego fragmentu, bo uważam, że przy okazji jest to piękna poezja.

    Błogosławiony będziesz w mieście i błogosławiony będziesz na polu.

    Błogosławiony będzie owoc twego łona, owoc twojej ziemi, owoc twego bydła, przyrost twego stada oraz trzody twoich owiec.

    Błogosławiony będzie twój kosz i twoja dzieża.

    Błogosławiony będziesz, gdy będziesz wchodził, i błogosławiony, gdy będziesz wychodził.

    Pwt 28:3-6

    Może to trochę abstrakcja. To teraz konkret. Bóg obiecuje swoim ludziom wygraną nad wrogami, powodzenie w każdym działaniu, strach obcych narodów przed nimi, dużo dzieci, dużo młodych z bydła, duże plony z pola, deszcz w odpowiednim czasie, bogactwo i pożyczanie innym, a nie od innych.

    Przekleństwa

    Ciąg dalszy poezji, tym razem mniej optymistycznie.

    Przeklęty będziesz w mieście, przeklęty będziesz na polu.

    Przeklęty będzie twój kosz i twoja dzieża.

    Przeklęty będzie owoc twego łona, owoc twojej ziemi, przyrost twego bydła oraz trzody twoich owiec.

    Przeklęty będziesz, kiedy będziesz wchodził, i przeklęty, kiedy będziesz wychodził.

    Pwt 28:16-19

    Poza tym w „nagrodę” za olanie bożych przykazań i udanie się za obcymi bogami, Bóg zapowiada:

    PAN ześle na ciebie przekleństwo, trwogę i karę we wszystkim, do czego wyciągniesz swoją rękę i co czynić będziesz, aż zostaniesz zniszczony i szybko zginiesz z powodu niegodziwości swoich czynów, przez które mnie opuściłeś.

    PAN sprawi, że przylgnie do ciebie zaraza, aż cię wyniszczy z ziemi, do której idziesz, by ją posiąść.

    PAN uderzy cię suchotami, febrą, zapaleniem, silną gorączką, mieczem, suszą i pleśnią, które będą cię prześladować, aż zginiesz.

    Pwt 28:20-22

    PAN dotknie cię wrzodem egipskim, hemoroidami, świerzbem i liszajem, z których nie zdołasz się wyleczyć.

    PAN dotknie cię obłędem, ślepotą i przerażeniem serca.

    W południe będziesz chodził po omacku, jak ślepy w ciemności, i nie powiedzie ci się na twoich drogach. Będziesz uciskany i łupiony po wszystkie dni, a nikt cię nie wybawi.

    Poślubisz sobie żonę, lecz inny mężczyzna będzie z nią obcować. Zbudujesz dom, lecz w nim nie zamieszkasz. Zasadzisz winnicę, lecz z niej nie skorzystasz.

    Pwt 28:27-30

    I będziesz dziwowiskiem, tematem przysłowia i pośmiewiskiem wśród wszystkich narodów, do których PAN cię zaprowadzi.

    Pwt 28:37

    I spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa, i będą cię ścigały, i dosięgną cię, aż cię zniszczą, ponieważ nie słuchałeś głosu PANA, swego Boga, by przestrzegać jego przykazań i ustaw, które ci nakazał.

    A te plagi będą na tobie i na twym potomstwie jako znak i cud na wieki.

    Dlatego, że nie służyłeś PANU, swemu Bogu, w radości i z weselem serca, gdy miałeś obfitość wszystkiego.

    Pwt 28:45-57

    Zauważyć pragnę, że zapalczywość widać nie małą w powyższych słowach. Natomiast poniższe mi się z czymś kojarzą, choć na historii to się za bardzo nie znam.

    PAN sprowadzi na ciebie naród z daleka, z krańców ziemi, który przyleci jak orzeł; naród, którego języka nie zrozumiesz.

    Naród o srogim obliczu, który nie będzie miał względu na starego ani się nad dzieckiem nie zlituje;

    I pożre owoc twego bydła i owoc twojej ziemi, aż cię zniszczy. I nie zostawi ci ani zboża, ani moszczu, ani oliwy, ani przyrostu twych wołów, ani trzód twych owiec, aż cię wyniszczy.

    Pwt 28:49-51

    A dalej jest już tak drastycznie, że nie przytoczę.

    Jest różnica!

    Mam nadzieję, że teraz nikt mi nie powie, że nie ma różnicy, za którymi bogami się idzie. To, że ludzie od dawnych czasów czczą złote cielce i inne posążki, to nie jest jeszcze powód aby robić to samo.

    I nie chcę słyszeć więcej bajki o słoniu w krainie ślepców. Nie kupuję tego, że poznajemy Boga ułomnym narzędziem i dlatego każdemu jawi się inaczej. Bóg i matka boska to nie jest to samo. To nie jest wszystko jedno. To jest fundament.

    A dziadek, który ma już 80 lat, i twierdzi, że całe życie szuka Boga, i że przeczytał Biblię, powinien to wiedzieć i rozumieć i nie gadać więcej głupot jeszcze się z tego ciesząc.

  • Dzień przed
    Opublikowano w:

    Dwa lata bez jednego dnia temu dostałem od Boga proroctwo, że za dwa lata dostanę dziewczynę. Nie wiem, co to dokładnie miałoby znaczyć. Czy będzie to dzień, kiedy się po raz pierwszy zobaczymy? Czy może dzień, w którym po raz pierwszy porozmawiamy? A może dzień, kiedy się w sobie zakochamy?

    Dlatego traktowałem ten dzień umownie, że mniej-więcej wtedy coś się wydarzy. Jednak całkiem niedawno dotarła do mnie pewna zbieżność. Otóż Kościół Dla Każdego, który jest najbliższym mi kościołem i dla którego robię co tydzień grafiki, mieści się właśnie przy ulicy, która ma dziwną nazwę: „19 Marca 1981 roku”. Przypadek? Nie sądzę. Przecież Bóg mógł powiedzieć mi to 18 marca, albo 20 marca. Ale on wybrał dzień 19 marca. To chyba znaczy, że ta data jest istotna. Dlatego siedzę jak na szpilkach i patrzę, co się zdarzy.

    Ponadto od dawna jest dla mnie jasne, że zanim dostanę dziewczynę, powinienem mieć uregulowaną sytuację z Bogiem. Mam na myśli jego Królestwo. W Biblii jest napisane, że:

    Królestwo Boże to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym.

    A mi od tak dawna brakuje i pokoju i radości. Czuję się wręcz odwrotnie. Czuję na przemian strach i smutek. To mnie z kolei doprowadza do frustracji, bo oznacza, że nie mam Ducha Bożego, którego tak chcę mieć.

    Czy na pewno nie mam?

    Gdy się jednak nad tym szczerze zastanowię, dochodzę do wniosku, że nie całkiem Go nie mam. Dziwna konstrukcja, ale już się wyjaśniam. Na przykład, robię te grafiki dla kościoła. Zaczynam zawsze od szukania odpowiedniego zdjęcia, a potem je obrabiam, dodaję bajery i dodaję teksty. W całej mojej historii grafik, których mam już ze 150, zdarzyło się tylko kilka razy, że mój pomysł został odrzucony. A i wtedy miałem przeczucie, że tak się stanie i w zasadzie mogłem tego uniknąć.

    Druga sprawa to kwestia mojego pisania. Podczas tworzenia notki o pruskim modelu szkolnictwa w Hogwarcie odczułem dobitnie jaka jest różnica pomiędzy pisaniem z rozumu, a pisaniem z serca. Tak to nazwałem, bo nie mam lepszego porównania. Gdy próbowałem napisać coś sensownie i merytorycznie, wychodziły długaśne nudy. A potem to kasowałem i pisałem „z serca” i wyszło bardzo emocjonalnie i wciągająco.

    Ostatnia sprawa to kwestia mojego życia codziennego. Mam często w czasie dnia takie przeczucia, że coś powinienem zrobić, a czegoś nie. Niestety są tu dwa problemy. Po pierwsze, mam też mnóstwo „szumu”, który mi zagłusza ten prawdziwy głos. Po drugie, nawet jak już usłyszę, to nie zawsze się stosuję. A potem mam konsekwencje. Niemniej jednak, jakiś kontakt z Bogiem w tej kwestii mam.

    Co bym chciał?

    To wszystko uświadamia mi, że nie może być prawdą stwierdzenie, że nie mam Ducha Świętego. Ja się tylko zastanawiam, gdzie ten pokój i radość? Gdzie są rzeki wody żywej, w których kiedyś się kąpałem? Brakuje mi tego, i to brakuje mi tego od około 10 lat. Ale czy nie jest tak, że ja sam wybieram smutek i strach? A jeśli tak, to dlaczego? Gdzieś tu jest jakieś kłamstwo. Leży i śmierdzi, lecz nie wiem, gdzie.

    Na ostatnim spotkaniu w kościele ludzie chwalili się swoimi przeżyciami na kursie Alpha. Mówili o darze języków, o Duchu Świętym, o cudach. Ale czy ja bym chciał dar języków? Nie pociąga mnie to w ogóle. Ja bym wolał dar mówienia wierszem, gdyby taki był. Albo ewentualnie dar tłumaczenia języków. Przydałby się wszystkim, a ja bym w końcu wiedział, kto naprawdę ma ten dar, a kto udaje.

    Albo dar proroctwa. Chociaż z drugiej strony, robić za proroka to chyba nic przyjemnego. To może dar czynienia cudów? Jest taki, ale co ja bym zrobił z taką mocą? Musiałbym się mocno trzymać Boga, aby nie zbłądzić.

    Za co już mogę dziękować?

    Chodzę więc po pokoju, słucham muzyki i rozmyślam o tym wszystkim. I nagle patrzę na głośnik, patrzę na telefon i myślę sobie. „Kurcze! Ale fajnie, że to mam.” I są to rzeczy wysokiej jakości, a nie jakiś szajs. Tablet, na którym to teraz piszę, też jest darem od Boga. W ogóle mam sporo tych darów, a zacząłem tylko od materialnych.

    Nie jest tak źle. Mam przyjaciół w kościele. Mam pracę. Mam jakiś tam kontakt z Bogiem. Mam rodzinę.

    Czego mi brakuje?

    Brakuje mi fajerwerków. Tych doznań, które były na początku. Nie wierzę, że one są tylko dla początkujących. Ciągle mam wrażenie, że zostałem wykopany z Królestwa Bożego przez głupotę, którą zrobiłem 10 lat temu. Poszedłem za głosem, za którym iść nie powinienem, a potem całe to szczęście ze mnie wyciekło jak woda z durszlaka.

    Niech się jakiś teolog wypowie: Czy to możliwe żeby zostać ochrzczonym Duchem Świętym, a potem ten duch mógł odejść? Czy jest możliwe wejść do Królestwa, a potem z niego wyjść? I ważniejsze: Czy można potem drugi raz wejść? W głowie mi się to nie mieści. Nie ma chyba czegoś takiego w Biblii. Ale cóż, w moim życiu jest. Kiedyś szukałem odpowiedzi na te pytania. Chciałem ustalić, czy ktoś jeszcze tak ma. Napisałem wtedy notkę na blogu odwykowym Noc ciemna. Św. Jan od Krzyża pisał właśnie o nocy ciemnej, która polega mniej-więcej na tym, co ja przeżywam.

    Podsumowanie

    Jak by to podsumować? Sam nie wiem. Jutro się wszystko okaże. Czy to było prawdziwe proroctwo, czy tylko mi się wydawało, jak to już miało miejsce kilka razy? W każdym razie, po zrobieniu tysiąca okrążeń po pokoju i po przemyśleniu spraw, jest mi już lepiej. Ta notka też ma dla mnie wartość terapeutyczną. Jeśli cię zanudziła na śmierć, to proszę, daj znać… a nie, to już nie masz jak. Ok. To jeśli ci się spodobała, to daj znać, a jak nie, to też.

    Zobacz też

    Napisałem wierszyk o tym proroctwie. Jest tutaj: Wiosna.

  • List do przyjaciela
    Opublikowano w:

    Drogi Przyjacielu!

    Nie korespondowaliśmy wcześniej ze sobą, więc nie odniosę się do Twojego poprzedniego listu. Piszę do Ciebie, bo chcę uporządkować, co tak naprawdę czuję i myślę. Wiem, że nie odpiszesz. Wszak jesteś fikcyjny. Nie widać Cię, tak samo jak nie widać Boga, z tym że On przynajmniej istnieje, a Ty nie. Piszę jednak do Ciebie wyobrażając sobie, że mam chociaż jednego przyjaciela, choć naprawdę nie mam żadnego.

    Ludzie mnie pytają „Co słychać?” Zazwyczaj dzieje się to na korytarzu, w przejściu, w hałasie, w międzyczasie, lub w innej niewygodnej sytuacji. Nie czuję się wtedy na tyle komfortowo aby opowiadać o swoim świecie wewnętrznym. Chętnie bym porozmawiał o swoim strachu, o swoim smutku, o samotności i przykrości. Jednak ci wszyscy ludzie są zupełnie usatysfakcjonowani odpowiedzą „Jakoś leci” albo „W porządku”. Jakby to cokolwiek tłumaczyło.

    Nikt też nie pyta, co robię. Nikogo nie obchodzi moje Resume z pięknymi ilustracjami, które zrobiłem sam. Nikogo nie obchodzi, że zrobiłem serię slajdów o miłości na podstawie listu do Koryntian.

    Raz pastor Emil spytał mnie, czym się zajmuję na codzień. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, bo akurat jestem na urlopie. Poza tym nie byłem pewny, czy pracę na 2/5 etatu można uznać za robienie czegoś „na codzień”. Powiedziałem mu o swoich wątpliwościach, a on przyjął tę odpowiedź i dalej o nic nie pytał.

    Podobnie jakaś kobieta, chyba jego żona, spytała mnie o to samo: „Czym się zajmujesz?” Odpowiedziałem, że niczym i ona to łyknęła. Nikt nie drąży dalej. Nikt nie pyta: „Co ciekawego zrobiłeś w ostanim czasie?”. Albo: „Z którego swojego osiągnięcia jesteś najbardziej dumny?”. Na takie pytania mógłbym odpowiadać. Mógłbym pokazać swoje Resume, albo przynieść foto-książkę. Może zaprosić na bloga.

    Ludzie nie potrafią ze mną rozmawiać. Nie wiedzą, jakie pytania zadać. Nie mają pojęcia, że człowiek nie będzie opowiadał o swoich prywatnych sprawach w hałasie albo w tłoku. A przecież potrzebuję tego. Potrzebuję sobie z kimś porozmawiać. Jest taki kurs ewangelizacyjny, Alpha. Waldek to zorganizował w KDK. Na ostatnim spotkaniu, które było wczoraj, powiedziałem szczerze, że się boję. Ale czas gonił. Pomodlili się o mnie żebym już się nie bał i musieliśmy się rozejść.

    Po wyjściu z budynku zacząłem się modlić. Musiałem się przełamać, ale w gruncie rzeczy całkiem to było fajne i zdumiałem się, jak bardzo sensowne rzeczy wypowiadałem w stronę Boga. Jak to dobrze, że On jest. Bo gdyby do tego wszystkiego, o czym Tobie piszę, dodać brak Boga, to byłaby kaplica.

    Chciałbym Ci opowiedzieć, jak bardzo jestem smutny w tym momencie. Jestem tak smutny, że nie chce mi się kompletnie nic. Na spacer za zimno. Rysowanie świnek mnie w tym momencie nie pociąga w ogóle. Grafikę na kazanie zrobiłem rano. Żadnych zadań, zero.

    Podsumujmy. O strachu pisałem. O smutku pisałem. O samotności też pisałem. O tym, że ludzie nie potrafią ze mną rozmawiać – tak. Więc to już chyba wszystko. A co u Ciebie? Robisz jakieś ciekawe projekty? A może zrobiłeś już dawno temu, ale wciąż jesteś z nich dumny? Jak się czujesz? Co jest Twoim dominującym uczuciem? Możesz wymienić kilka. Co by Ci sprawiło największą radość i na co w życiu czekasz?

    Z wyrazami szacunku, pozdrowieniami itp.

    Łukasz

  • Historia mojego życia
    Opublikowano w:

    Stoję sobie na ganku i rozmyślam o życiu. Dlaczego jest mi teraz tak źle? Dlaczego jestem przygnębiony i ponury? Dlaczego chce mi się płakać i dlaczego jestem zmęczony życiem nawet gdy nic nie robię? Czy Bóg tego chce?

    Dzieciństwo

    Moje życie wyglądało tak. Najpierw byłem dzieckiem. Lubiłem zadawać się ze starszymi ode mnie osobami. Podobno byłem bardzo dyplomatyczny. Zbierałem papierki z ziemi i wrzucałem do kosza. Bardzo mnie interesowało, co wolno a czego nie wolno. W parku uciekałem mamie i wołałem, że idę „leleko”. Czasem lądowałem w kącie z zadaniem przemyślenia swojego zachowania, przy czym to przemyślenie zawsze musiało się skończyć wnioskiem, że to ja coś źle zrobiłem.

    Byłem na koloniach. Jakiś traf chciał, że przydzielono mnie do starszych chłopaków. A oni palili. Bardzo mnie to martwiło, bo palenie jest niezdrowe. Chciałem im pomóc. Powiedziałem więc o tym wychowawczyni. Potem chłopaki mieli drakę i bardzo się chcieli dowiedzieć, kto ich wydał. Podejrzewali mnie, ale ja się zarzekałem, że to nie ja. Zamknęli mnie w ciemnym kiblu, a ja krzyczałem, że chcę wyjść. W końcu mnie wypuścili.

    Gimnazjum

    Potem byłem nastolatkiem. Pisałem bloga. Poznałem kilka dziewczyn z Katowic. Na oczy ich nie widziałem, ale zagadały do mnie przez gadu-gadu i tak się zaprzyjaźniliśmy. Miałem też kilkoro przyjaciół na podwórku i trochę ludzi, których lubiłem, w szkole. Ogólnie nie było źle.

    Liceum

    Zbliżył się czas żeby pójść do liceum. Dobrze wiedziałem, że nie będę miał tam żadnych przyjaciół. Klątwa, którą sam na siebie rzuciłem, spełniła się. Na przerwach siedziałem pod ścianą. Z nikim nie rozmawiałem. Ćwiczyłem widzenie aury.

    Po roku tych tortur przeprowadziłem się z rodzicami do innego miasta. Tam już było lepiej. Poznałem ludzi, z którymi spotykam się do dzisiaj. Był to okres, w którym byłem wciąż dość płodny w wiersze i inne przejawy twórczości. Współtworzyłem szkolną gazetkę. Była mało popularna, więc zrobiłem ulotki i plakaty.

    Bardzo mi się podobało, że jestem taki kreatywny. Czułem jednak, że to się nie bierze znikąd. Wiedziałem, że pomagają mi jakieś istoty duchowe. Powiedziałem im, że już nie chcę pomocy. Chcę zobaczyć, co potrafię zrobić sam z siebie.

    Studia

    Okazało się, że nie potrafię nic. Przestałem tworzyć cokolwiek. Poszedłem na studia. Tam okazało się, że jakoś nikt, poza paroma szaleńcami, nie chce się ze mną przyjaźnić. Prawdopodobnie byłem nieprzyjemnym typem, który nie wiedział nawet kiedy kogoś obraża, a jego ego sięgało kosmosu.

    Chyba ze dwa lata tak żyłem. Gdy wracałem do domu z uczelni, to byłem strasznie wypompowany, bo cały czas musiałem udawać, że jestem strasznie mądry. Dopiero po tym czasie poznałem w Internecie człowieka, który zaśpiewał „Balladę o PKP”, a przy okazji opowiadał o Bogu, którego zna osobiście.

    Euforia

    Więc sam też go poznałem. Oddałem mu swoje życie i przez kilka miesięcy czułem się jak w raju. Kontakt z Bogiem to bardzo fajna sprawa. Poznałem swój grzech. Zmieniłem się. Duch Boży był we mnie. Płynęły we mnie rzeki wody żywej.

    Porażka

    A potem BACH! Bez żadnego ostrzeżenia naszły mnie bluźniercze myśli na Boga. Męczyły mnie przez dwa tygodnie aż w końcu zaprowadziły mnie nad rzekę i powiedziały „skacz”. Skoczyłem. Gdy trafiłem do szpitala, czułem jak całe boże błogosławieństwo, którym byłem przepełniony, wycieka ze mnie jak woda z durszlaka.

    Czekanie w ciemności

    Wyszedłem ze szpitala. Wszystko zaczęło się normować. Byłem sobie takim zwykłym, małym człowieczkiem. Bez żadnych bajerów. Po prostu ja. I bardzo mi brakowało wody żywej i tego odbicia w lustrze, które krzyczało: „Ty żyjesz!”.

    Wiedziałem dobrze, że mam czekać. Sporą część tego czasu siedziałem na bezrobociu. Na początku usiłowałem pościć aby zmusić Boga do powrotu, jednak to on przez ludzi i sytuacje zmusił mnie abym przestał.

    Później została już tylko tęsknota. Zastanawiałem się, czy Bóg jeszcze mnie chce. Miałem jednak co jakiś czas takie dziwne przebłyski. Poczucia, przeczucia, znaki z nieba. One sprawiały, że miałem ochotę dalej żyć.

    Przebudzenie i znów czekanie

    Po kilku latach coś mnie tknęło i leżąc wieczorem w łóżku zadałem pytanie „Powiedzcie mi proszę chociaż, czy z moim życiem wszystko jest w porządku.” Kierowałem to wtedy do moich niefizycznych przyjaciół, ale myślę, że to Bóg odebrał tą modlitwę.

    Zaczęły dziać się rzeczy. Nie opiszę ich tutaj, bo cały ten blog jest ich opisem. Myślałem, że jestem już blisko, jednak Bóg powiedział mi wyraźnie „Czekaj”. Innym razem spytałem go, czego ode mnie oczekuje. Powiedział „Cierpliwości”. No to czekam.

    Przemyślenia

    Czekam i cierpię. A dlaczego o tym piszę? Dlatego, że tęsknię za tym czasem, gdy byłem naprawdę żywy, a przecież był to tylko ułamek mojego życia. Bardzo krótki czas. Może nawet nie rok. A większość to było cierpienie. Cierpienie w szkole, cierpienie na uczelni, cierpienie w domu i w szpitalu.

    Pytanie brzmiało „Czy Bóg tego chce?” Czy taki był plan? Czy miałem wskoczyć do tej rzeki?

    Od dawna jest to dla mnie jasne, że w okresie największego szczęścia, Bóg nadrabiał moje braki obecnością Ducha Świętego. To On był tym silnym we mnie. Jednak wiem, że Bóg chce abym był silny sam z siebie. Jest cała masa tematów, które muszę przepracować plus te, o których nie wiem, że muszę przepracować.

    Moim największym pragnieniem od wielu lat jest uczyć się. Pragnę poznawać i doświadczać. Penetrować świat duchowy, reguły życia i prawidła świata, również tego fizycznego.

    I tak się dzieje. Wierzę też, że gdy będę gotowy, przyjdzie do mnie z całą mocą Duch miłości i trzeźwego myślenia.

    Dociera do mnie po trochu, że skoro oddałem życie Bogu, a cierpię, to musi być w tym jakiś sens. Musi to być jego wola. Bo przecież, dobre wziąłem, więc dlaczego mam nie wziąć codziennej depresji. Bóg wyciska ze mnie coś takim postępowaniem. Tym razem wycisnął tę notkę. Mam nadzieję, że ci się podobała.

  • Straciłem pracę
    Opublikowano w:

    Jestem teraz bardzo przygnębiony. Po głowie chodzą mi takie myśli:

    Trzeba było jeszcze tylko trochę poczekać.
    To nie po bożej myśli!
    Za co ty teraz będziesz żył?
    Zrobiłeś to na własne życzenie.

    Ale co zrobiłem? Miałem umowę o pracę do 6-go lutego. Jednak nie chciałem codziennie tracić 8 godzin na robienie tego czegoś, co tam robiłem. Bardzo się tam męczyłem psychicznie. A poza tym chciałem rysować. Mam dużo pomysłów, a mało czasu.

    Dlatego wymyśliłem, że chcę pracować na ułamek etatu. Konkretnie 3/8. Trzy godziny dziennie mogę poświęcić. I tak się stało, że dzisiaj podpisałem umowę. Mam 2/5 etatu – wtorki i środy mam pracujące.

    No i dobrze. Gdzie tu miejsce na przygnębienie? Chodzi o to, że nie starczy mi kasy żeby dopiąć comiesięczne wydatki.

    Ale i tak się cieszę. Myślę, że jestem więcej wart niż to, co dostawałem w tej firmie. Myślę też, że jestem grafikiem i to diabelnie dobrym. Wystarczy mnie tylko trochę podszkolić. Umiem też inne rzeczy, a wielu mogę się nauczyć. Będę mógł robić to, na co się dotąd nie zgadzałem z powodu braku czasu.

    Uważam, że wyjdzie mi to wszystko na dobre. Męczy mnie tylko trochę jedna myśl:

    A co jeśli nie taki był boży plan?

    Do choinki! Ja nie od tego jestem żeby zgadywać jaki Bóg ma plan. Ja mam robić swoje, a od pilnowania żeby to za bardzo w bok nie zeszło to już jest sam Bóg.

    No i trudno. Jest jak jest. Zrobiłem co zrobiłem i teraz będę się borykał z konsekwencjami.

    A dlaczego dałem taki tytuł? Bo w istocie straciłem 3/5 pracy. Tak to niektórzy widzą. Z kolei ja widzę, że zyskałem 3 dni wolnego.

×