Raczej nie ustawiaj jako pin roku urodzenia Jezusa.

depresja

  • List w butelce
    Opublikowano w:

    Obejrzałem przed chwilą teledysk, w którym dziewczyna wypuszcza do morza list w butelce. A gdybym tak ja miał napisać list i wysłać hen daleko, to co bym w nim zawarł?

    Napisz tak: Tu żyć się nie da, tu nie da się mieszkać. Mało że syf i bieda, to do tego depresja. (1)

    Zacząłbym cytatem. A co potem? Standard. Że źle jest. Że jest mi niedobrze i że proszę o ratunek. Że dzień tu każdy szary i że przebłyski tylko nieliczne są optymizmu.

    Mógłbym obiecać nagrodę w postaci włochatego pocałunku, bo poza tym niewiele mam.

    Napisałbym: Weź mnie stąd. Zabierz dokądkolwiek. Chcę zacząć nowe życie. W starym nic mi się nie podoba.

    Chodź ze mną, chociaż zupełnie nie wiem, dokąd. Chodź ze mną, by sens nadać życia krokom. (2)

    Dopisałbym tylko, że jestem piękną królewną. Odcisnąłbym usta ze szminki i słałbym w świat.

    Ślij w dowolnym kierunku. Możesz strzelić: Kuala Lumpur, Ułan Bator, Delhi. (1)

    Niech to przeczyta jakiś pirat.

    Podpisz i przeczytaj. Co tam wypływa? Obraz fałszywy dość, ale frustracja prawdziwa. Bólu sporo, chociaż faktów promil. Jeden średnik, więc literacko to się jakoś broni. (1)

    1. Łona, Wyślij sobie pocztówkę
    2. Eldo, Chodź ze mną
  • Historia mojego życia
    Opublikowano w:

    Stoję sobie na ganku i rozmyślam o życiu. Dlaczego jest mi teraz tak źle? Dlaczego jestem przygnębiony i ponury? Dlaczego chce mi się płakać i dlaczego jestem zmęczony życiem nawet gdy nic nie robię? Czy Bóg tego chce?

    Dzieciństwo

    Moje życie wyglądało tak. Najpierw byłem dzieckiem. Lubiłem zadawać się ze starszymi ode mnie osobami. Podobno byłem bardzo dyplomatyczny. Zbierałem papierki z ziemi i wrzucałem do kosza. Bardzo mnie interesowało, co wolno a czego nie wolno. W parku uciekałem mamie i wołałem, że idę „leleko”. Czasem lądowałem w kącie z zadaniem przemyślenia swojego zachowania, przy czym to przemyślenie zawsze musiało się skończyć wnioskiem, że to ja coś źle zrobiłem.

    Byłem na koloniach. Jakiś traf chciał, że przydzielono mnie do starszych chłopaków. A oni palili. Bardzo mnie to martwiło, bo palenie jest niezdrowe. Chciałem im pomóc. Powiedziałem więc o tym wychowawczyni. Potem chłopaki mieli drakę i bardzo się chcieli dowiedzieć, kto ich wydał. Podejrzewali mnie, ale ja się zarzekałem, że to nie ja. Zamknęli mnie w ciemnym kiblu, a ja krzyczałem, że chcę wyjść. W końcu mnie wypuścili.

    Gimnazjum

    Potem byłem nastolatkiem. Pisałem bloga. Poznałem kilka dziewczyn z Katowic. Na oczy ich nie widziałem, ale zagadały do mnie przez gadu-gadu i tak się zaprzyjaźniliśmy. Miałem też kilkoro przyjaciół na podwórku i trochę ludzi, których lubiłem, w szkole. Ogólnie nie było źle.

    Liceum

    Zbliżył się czas żeby pójść do liceum. Dobrze wiedziałem, że nie będę miał tam żadnych przyjaciół. Klątwa, którą sam na siebie rzuciłem, spełniła się. Na przerwach siedziałem pod ścianą. Z nikim nie rozmawiałem. Ćwiczyłem widzenie aury.

    Po roku tych tortur przeprowadziłem się z rodzicami do innego miasta. Tam już było lepiej. Poznałem ludzi, z którymi spotykam się do dzisiaj. Był to okres, w którym byłem wciąż dość płodny w wiersze i inne przejawy twórczości. Współtworzyłem szkolną gazetkę. Była mało popularna, więc zrobiłem ulotki i plakaty.

    Bardzo mi się podobało, że jestem taki kreatywny. Czułem jednak, że to się nie bierze znikąd. Wiedziałem, że pomagają mi jakieś istoty duchowe. Powiedziałem im, że już nie chcę pomocy. Chcę zobaczyć, co potrafię zrobić sam z siebie.

    Studia

    Okazało się, że nie potrafię nic. Przestałem tworzyć cokolwiek. Poszedłem na studia. Tam okazało się, że jakoś nikt, poza paroma szaleńcami, nie chce się ze mną przyjaźnić. Prawdopodobnie byłem nieprzyjemnym typem, który nie wiedział nawet kiedy kogoś obraża, a jego ego sięgało kosmosu.

    Chyba ze dwa lata tak żyłem. Gdy wracałem do domu z uczelni, to byłem strasznie wypompowany, bo cały czas musiałem udawać, że jestem strasznie mądry. Dopiero po tym czasie poznałem w Internecie człowieka, który zaśpiewał „Balladę o PKP”, a przy okazji opowiadał o Bogu, którego zna osobiście.

    Euforia

    Więc sam też go poznałem. Oddałem mu swoje życie i przez kilka miesięcy czułem się jak w raju. Kontakt z Bogiem to bardzo fajna sprawa. Poznałem swój grzech. Zmieniłem się. Duch Boży był we mnie. Płynęły we mnie rzeki wody żywej.

    Porażka

    A potem BACH! Bez żadnego ostrzeżenia naszły mnie bluźniercze myśli na Boga. Męczyły mnie przez dwa tygodnie aż w końcu zaprowadziły mnie nad rzekę i powiedziały „skacz”. Skoczyłem. Gdy trafiłem do szpitala, czułem jak całe boże błogosławieństwo, którym byłem przepełniony, wycieka ze mnie jak woda z durszlaka.

    Czekanie w ciemności

    Wyszedłem ze szpitala. Wszystko zaczęło się normować. Byłem sobie takim zwykłym, małym człowieczkiem. Bez żadnych bajerów. Po prostu ja. I bardzo mi brakowało wody żywej i tego odbicia w lustrze, które krzyczało: „Ty żyjesz!”.

    Wiedziałem dobrze, że mam czekać. Sporą część tego czasu siedziałem na bezrobociu. Na początku usiłowałem pościć aby zmusić Boga do powrotu, jednak to on przez ludzi i sytuacje zmusił mnie abym przestał.

    Później została już tylko tęsknota. Zastanawiałem się, czy Bóg jeszcze mnie chce. Miałem jednak co jakiś czas takie dziwne przebłyski. Poczucia, przeczucia, znaki z nieba. One sprawiały, że miałem ochotę dalej żyć.

    Przebudzenie i znów czekanie

    Po kilku latach coś mnie tknęło i leżąc wieczorem w łóżku zadałem pytanie „Powiedzcie mi proszę chociaż, czy z moim życiem wszystko jest w porządku.” Kierowałem to wtedy do moich niefizycznych przyjaciół, ale myślę, że to Bóg odebrał tą modlitwę.

    Zaczęły dziać się rzeczy. Nie opiszę ich tutaj, bo cały ten blog jest ich opisem. Myślałem, że jestem już blisko, jednak Bóg powiedział mi wyraźnie „Czekaj”. Innym razem spytałem go, czego ode mnie oczekuje. Powiedział „Cierpliwości”. No to czekam.

    Przemyślenia

    Czekam i cierpię. A dlaczego o tym piszę? Dlatego, że tęsknię za tym czasem, gdy byłem naprawdę żywy, a przecież był to tylko ułamek mojego życia. Bardzo krótki czas. Może nawet nie rok. A większość to było cierpienie. Cierpienie w szkole, cierpienie na uczelni, cierpienie w domu i w szpitalu.

    Pytanie brzmiało „Czy Bóg tego chce?” Czy taki był plan? Czy miałem wskoczyć do tej rzeki?

    Od dawna jest to dla mnie jasne, że w okresie największego szczęścia, Bóg nadrabiał moje braki obecnością Ducha Świętego. To On był tym silnym we mnie. Jednak wiem, że Bóg chce abym był silny sam z siebie. Jest cała masa tematów, które muszę przepracować plus te, o których nie wiem, że muszę przepracować.

    Moim największym pragnieniem od wielu lat jest uczyć się. Pragnę poznawać i doświadczać. Penetrować świat duchowy, reguły życia i prawidła świata, również tego fizycznego.

    I tak się dzieje. Wierzę też, że gdy będę gotowy, przyjdzie do mnie z całą mocą Duch miłości i trzeźwego myślenia.

    Dociera do mnie po trochu, że skoro oddałem życie Bogu, a cierpię, to musi być w tym jakiś sens. Musi to być jego wola. Bo przecież, dobre wziąłem, więc dlaczego mam nie wziąć codziennej depresji. Bóg wyciska ze mnie coś takim postępowaniem. Tym razem wycisnął tę notkę. Mam nadzieję, że ci się podobała.

  • Jak zawisnąć w próżni, która otacza od wewnątrz
    Opublikowano w:

    Zapadła noc. Okno mojego pokoju, niegdyś wychodzące na konstelację Oriona, już od dawna ukazuje mi jedynie przystanek autobusowy usytułowany naprzeciwko betonowego bloku, w którym mieszkam. Moją zimną twarz oświetla niebieska poświata monitora, w który wpatrują się nieczujące oczy. Martwe palce wystukują na klawiaturze kolejne znaki…

    Niby wszystko jest w porządku. Studiuję w Poznaniu na kierunku automatyka i zarządzanie, żeby mieć dobry zawód i nie musieć tyrać w nieludzkich warunkach za 7,50 na godzinę. Chyba nawet dobrze mi idzie, bo bez żadnych poprawek zaliczyłem pierwszy semestr. Nauczyłem się wielu rzeczy, na przykład podstaw programowania w C++. Potrafię też obliczyć całkę nieoznaczoną, oznaczoną, pojedynczą, podwójną a nawet potrójną z czego tylko dusza zapragnie. Wiem jak działa procesor i umiem sprowadzić funkcję logiczną do postaci minimalnej. Aha, i nie wspomniałem o macierzach i… a z resztą, nie ważne. Na weekendy zaś wracam do domu, bo mam tylko dwie i pół godziny pociągiem. I niby fajnie się tak życie toczy, ale czegoś mi tu brakuje. Czuję się… chociaż może to niewłaściwe sformułowanie. Inaczej – mam wrażenie jakby ktoś zaaplikował mi prozium. Oglądaliście ten film „Equilibrium”?

    Niesamowity kontrast. Bo jeszcze całkiem niedawno w mojej głowie ciągle kłebiłty się jakieś emocje. Smutek, radość, szczęście, podekscytowanie, natchnienie. Mmmmm natchnienie… to takie nagłe olśnienie oryginalnym pomysłem połączone z wiarą w jego genialność i żądzą nadania mu wyraźnych fizycznycj kształtów. Dziwnie się pisze tak bez natchnienia o natchnieniu. Oprócz emocji był też niemal nieprzerwany potok myśli. Ciągle odkrywałem coś ważnego, co chwilę dochodziłem do sedna, nieustannie łączyłem fakty i olśniewały mnie moje nowe racje. A teraz czu… mam wrażenie że nie mam już nic. Pustka, fiołki, niebieskie migdały, albo utkwiona w myślach melodia powtarzana w kółko. Gdzie się podziały wszystkie ważne i niecierpiące zwłoki sprawy? Gdzie się podziało pytanie o Boga, o duszę, o naturę czasoprzestrzeni, o obce cywilizacje, lub chociaż o to, dlaczego ojciec ciągle marudzi? Czy już naprawdę wszystko wiem? Czy już pomyślałem wszystko co było do pomyślenia i odczułem wszystko co było do odczucia? A może po prostu nie mam już motywacji żeby wytężyć mózg w próbie odpowiedzi na któreś z tych pytań. Nie wiem, czy wy też tak macie, ale jeśli tak ma wyglądać dorosłość, to znaczy, że dorosłość mi mocno nie pasuje.

    Może kiedyś ktoś mi powie, że, och to takie oczywiste, wystarczy tylko otworzyć którąś tam czakrę, albo wyobrazić sobie wszechogarniające białe światło. Ale póki co nie mam o tym pojęcia. Nie uczyli mnie tego w szkole. Zbyt po macoszemu traktujemy ten najważniejszy element naszego życia jakim są emocje. To właśnie od nich zależy jak się czujemy, jak ruzumujemy i jak działamy, a nie wiemy o nich nic, nic! Tak samo jak nie wiemy nic o myślach. Tak się do nich przyzwycziliśmy, że się nad nimi nawet nie zastanawiamy. Jakby były zbyt oczywiste, żeby sobie nimi zawracać głowę.

    Czym właściwie jest myśl? przeskokiem impulsu pomiędzy aksonem i dendrytem sąsiednich komórek nerwowych? A jak sobie coś wyobrażam to co się w tym momencie dzieje? Kiedyś stanąłem przed lustrem i bacznie obserwując swoją głowę próbowałem uzmysłowić sobie, że to całe JA, które zwykle widuję od środka, siedzi właśnie tam pod czaszką. To było bardzo ciekawe przeżycie.

    To by było na tyle. Życze dobrej nocy 🙂

    Kami 2008-02-22 16:00

    Hmm paradoks, cala ta notka to przemyslenia i emocje 🙂 I mysle nawet, ze jeszcze wieeele ich przed Toba, wlasciwie jestem pewna 🙂 Uwielbiam czytac Twoje notki, zawsze ciekawe i w fajnym stylu 🙂 Gratuluje 🙂

    A-lict 2008-02-22 22:04

    Dziękuję za komentarz :). Miło mi że miło ci się czyta moje notki :D. Myślę że wygrałaś konkus na pierwszego zauważyciela tej notki :D.

    Kami 2008-04-06 15:19

    Eee mam nadzieje, ze nie wygralam takze na jedynego zauwazyciela tej notki 😛

    A-lict 2008-04-10 17:42

    Raczej nie, bo mój brat, Kamil, tez ja zauwazył :).

    Kami 2008-04-12 12:25

    Aa 🙂 Mogl cos napisac 😛

    Smo-X 2008-04-12 13:20

    No to piszę. 😀

    Kami 🙂 2008-04-27 23:34

    Nie trzeba bylo tak doslownie hehe 😛

×