Bóg zna się na komputerach

krytyka

  • A ja mam swoje zdanie
    Opublikowano w:

    Chrześcijanie modlą się o pokój na Ukrainie. Dlaczego mam z tym problem? Bo zachowują się jak rozhisteryzowane dzieci. Bóg to PAN. To słowo oznacza kogoś, kto panuje, czyli ma pod kontrolą. Przed chwilą ktoś mi powiedział:

    Będę się modlić i ufać Bogu.

    Naprawdę? Jednocześnie? Jeśli mu ufasz, to o co chcesz się modlić? Przecież wiesz, że jest dobry i ma wszystko pod kontrolą. Czy może o to aby powstrzymał Putina, tego diabła wcielonego? A co? Bóg bez twojej modlitwy sobie z Putinem nie poradzi?

    A może nie chce sobie z nim poradzić? Przyszło ci to do głowy? A jeśli nie chce, to po co się modlisz? Po co wchodzisz Bogu w paradę?

    Miałem w swoim życiu sytuacje, kiedy wiedziałem, żeby się nie modlić. Nie zawsze mi to wychodziło, bo bywało naprawdę ciężko.

    Ale chrześcijanie zachowują się conajmniej dziwnie. Modlitwa i post? Zachęcanie całego kościoła aby się modlił? Spotkania modlitewne? Czy wy chcecie na Bogu coś wymusić?

    Jest napisane „Gdzie dwóch lub trzech…”, a nie „Im więcej tym lepiej”. Staram sobie przypomnieć, czy były w Biblii przypadki, że ktoś coś Bogu wyperswadował. Były.

    Na przykład Mojżesz. Bóg chciał zniszczyć cały ten lód, którego prowadził po pustyni i zacząć od nowa z samym Mojżeszem. Lecz on wstawił się za tymi ludźmi i Bóg go posłuchał.

    Ale to była inna sytuacja. To był jeden Mojżesz, który powiedział swoje zdanie i wysłuchał odpowiedzi. A teraz? Teraz mamy rzesze chrześcijan, którzy nawet nie pytają Boga o zdanie. Ma być pokój i już. A jak nie, to będziemy głodować do skutku.

    Co ma Bóg zrobić w takiej sytuacji? Myślę, że najbardziej miłosierną reakcją jest przemilczeć. Robić swoje, a chrześcijanie niech sobie krzyczą. Bo jest czas na modlitwę, ale są też sytuacje, że lepiej zamilknąć i robić swoje.

  • Pruski model szkolnictwa w Hogwarcie
    Opublikowano w:

    Czytam tego Harry’ego Pottera po raz setny i nagle rzuca mi się w oczy COŚ. Tak przeogromne coś, że zastanawiam się, jak ja mogłem tego wcześniej nie dostrzec. Otóż:

    W Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart obowiązuje pruski model szkolnictwa.

    I zaraz potem refleksja:

    Chwila! Jak to możliwe?

    Przecież Hogwart, jak każdy wie, założyła ponad tysiąc lat temu czwórka największych czarodziejów tamtych czasów. Skąd… jak… gdzie oni poznali pruski model szkolnictwa? Przenieśli się w czasie?

    Tak! I zobaczyli te cudowne efekty. Tych kreatywnych, przedsiębiorczych ludzi. Te szczęśliwe, ciekawe świata dzieci. Zobaczyli to wszystko i powiedzieli:

    My też tak chcemy!

    Zbudowali więc zamek. Albo już był, nie wiadomo. I wprowadzili zasady. Znamy to dobrze: ławki, lekcje, przerwy, egzaminy, oceny, nauczyciele itd.

    Co umie czarodziej?

    Pani Rowling, czy Pani naprawdę chce mi powiedzieć, że najlepsze, co mógł wymyślić Godryk Gryffindor i spółka to przeciążone tornistry, pisanie na pergaminie i słuchanie wykładów?

    Jedna Hermiona potrafiła zmieścić cały arsenał w kobiecej torebce, a potem jeszcze wepchnąć to do skarpetki. Harry’ego ratowała odwaga i przypadek, ale nic nie wskazuje na to, aby nauczył się w szkole czegoś więcej niż expelliarmus.

    Ludzie po tych studiach nie potrafili zrobić podstawowych rzeczy. Choć są chlubne wyjątki, jak Dumbledore, Pani Pomfrey, czy matka Rona, Molly Weasley, to nie sądzę, by obierać ziemniaki różdżką nauczyła się w szkole.

    Co umiemy my?

    Podobnie mamy my. Zamiast uczyć się w szkole kooperować, korzystać z dostępnych narzędzi, myśleć jak przedsiębiorca, to mamy co? Siedzenie w oddzielnych ławkach. Za rozmawianie kara. Za patrzenie w telefon kara. Za odpowiedź niezgodną z kluczem brak punktu.

    I te oceny. Od 1 do 6. Gdzie w prawdziwym życiu są oceny od 1 do 6? Czy jak ugotujesz obiad, to robisz ankietę? Czy ktoś ci wystawi ocenę za wybór drogi życiowej? Skąd masz wiedzieć, czy kroczysz tą za 1, czy tą za 6? A ten tekst? Mieści się w kluczu?

    Podsumowując, wolę już chyba być mugolem i pójść na wykład z laptopem niż pisać piórem po pergaminie. Straciłem 12 lat na uczenie się uległości i posłuszeństwa. Ale cóż, czy czarodzieje mają lepiej?

  • Wizyta w Zoo
    Opublikowano w:

    Wilk w klatce to jeden ze smutniejszych widoków, jakie można zobaczyć w Zoo. Zaraz obok tygrysa, dzika i niedźwiedzia. Tylko Łabędź był na wolności. I żuraw.

    Ludzie oglądali od niechcenia żywe eksponaty, którymi tak naprawdę pogardzali. Bo cóż można zrobić z wilkiem w klatce, jak nie pogardzić nim?

    Byli to ludzie o znudzonych minach. Dobrze znam ten wyraz twarzy. Jest to typowa mina studenta, która mówi:

    Naprawdę nie chcę tu być. Nudzi mi się. Mam w dupie ten wykład. Ale muszę to przetrwać.

    Ludzie wołali do Tygrysa Syberyjskiego „Tsss tsss„, a do dzieci mówili:

    Jak robi wąż?

    Oczekując jedynej poprawnej odpowiedzi, że robi „ssss”.

    Gdyby tylko te zwierzęta wypuścić z klatek. Od razu stałyby się ciekawsze. W Zoo wieje nudą właśnie dlatego, że nic się nie może stać.

    I bardziej mnie fascynował ten łabędź, który mógł mnie pobóść niż ten tygrys za szybą.

    Bez ryzyka nie ma zabawy” – Niby tylko cytat z Harry’ego Pottera, a jednak tak prawdziwy. Nuda panie, nuda. Do zrzygania bezpieczne życie nudnych ludzi, którzy zrobią wszystko byle tylko mieć poczucie bezpieczeństwa.

    Tak sobie myślę, że ci ludzie teraz też są w takich klatkach. Pozamykali się. Nic nie mogą, a nadal żyją, co sprawia, że są równie nudni i żałośni jak te zwierzęta.

    Notka napisana 15 czerwca 2019. Dziś aktualna jeszcze bardziej niż wtedy

×