Mówili mi „Nie biegaj po korytarzu!”
A ja mówię „Biegaj, bo kiedyś będziesz stary i gruby i nie będzie ci się chciało.”

morał

  • Shadows of Pears
    Opublikowano w:

    Jak to jest – może ktoś spytać – publikować takie rzeczy, jak ja? Odpowiem opisem szkicu, który kiedyś narysowałem. Jestem ja. W ręku trzymam miecz z napisem „opublikuj”. Wbijam go sobie w serce.

    Cykl produkcyjny notki

    Napiszę o tym. Tak, to super pomysł. Siadam, piszę. O tak! To super pomysł napisać o tym w ten sposób. Piszę. Mam wątpliwości, ale piszę. Dobra, mam napisane. Czytam pięć razy. Teraz godzina na publikowanie. Czy na pewno chcę to zrobić? Kursor oscyluje wokół przycisku. Naciskam i przesuwam, naciskam i przesuwam. W końcu i tak to robię. Wrzucam na gruszki, wrzucam na fejsa.

    Ta notka jest genialna.

    Idę robić coś innego. Jednak jest ten jeden wers. To jedno zdanie, które dźwięczy mi w głowie. Jak ja mogłem to napisać?

    Ta notka nie jest idealna.

    „Jak mogłeś to napisać? Tak się wywyższać! Chwalić się! Znieważać ludzi! Jak mogłeś upublicznić czyjeś słowa? Jak mogłeś to zrobić? Co ta notka miała na celu? Komu pomogła? Chyba jest do niczego.”

    Ta notka to dno.

    Może w ogóle przestanę pisać? Zamknę gruszki. Czy one w ogóle są jadalne? Czy to jest dobry owoc? Czy Bogu się podoba?

    Mój blog jest do dupy.

    Ale kto to ma ocenić? Jaki wziąć wyznacznik? Lajki? Komentarze? Czyje zdanie uznać za ważne? Moje? Boga? Czy kogoś innego? W końcu czytam notkę jeszcze raz.

    Nie jest taka zła

    O! Ktoś dał lajka. Jednego. Idę spać.

    Napiszę o tamtym. Tak, to super pomysł…

    Zalety pisania

    Ostatnio uczę się podejmować decyzje jak mężczyzna, czyli na własny rachunek. Poprzednia notka bardzo mi w tym pomogła. Cała z nią związana sytuacja nauczyła mnie też nie przejmować się tym, co ludzie myślą. Dalej mam trochę pietra, że czasem robię tu jakieś bydło na tych gruszkach. Ale chyba by mi ktoś powiedział, co?

    Gruszki – Duszki

    Jeśli Bóg jest ogrodnikiem, to pewnie dba o te gruszki. Może te głupoty, które piszę, też mają jakiś cel?

    Z drugiej strony, widzę jak na talerzu, kto mnie oskarża. Ten cudzysłów w pierwszym podrozdziale to od niego.

    Wszyscy to mają. Każdy z nas jest istotą duchową i do każdego duchy mogą mówić. Duchy czyste i nieczyste. Ja to przejrzałem już jako nastolatek. Wiedziałem, że nie jestem sam. Nikt nie jest.

  • Zaprawdę Pan jest na tym miejscu
    Opublikowano w:

    Dzisiaj jest bonusowy dzień wolny od pracy, więc w kościele zrobili sobie spotkanie na świeżym powietrzu. Zaprosili też inne kościoły, toteż pojechaliśmy tam z Waldkiem. Więcej chętnych nie było, ale to nic nie szkodzi, bo ja zaraz opowiem, co się działo.

    Wstęp

    Zdumiało mnie, że wioska, w której to się odbyło, jest zamieszkana przez tak wiele chrześcijańskich rodzin. A jeszcze bardziej, że niektóre znam.

    Dojechawszy, zaparkowaliśmy wśród traw i weszliśmy na obejście.

    Zrobiłem rundkę po okolicy i zainteresowało mnie wyposażenie ogniska. Ognia wprawdzie nie było, ale wokół utwardzonego okręgu stały ławki. Okazało się, że 30 lat temu służyły za siedzenie w kościele. Pytam: gdzie indziej mógłbym coś takiego zobaczyć?

    Pojedliśmy, popiliśmy i pogadaliśmy. Zdumiało mnie zachowanie ludzi. Nawet, gdy coś zrobiłem, w moich oczach nie tak, to nie zaburzyło relacji i ludzie nadal byli gotowi być uprzejmymi i jakby tych moich drobnych nietaktów nie zauważać.

    Przemowy

    Potem ludzie gadali do mikrofonu. Paru jakichś ważnych typków. Już się zastanawiałem, gdzie położyć się spać, gdy ktoś zaproponował aby oddać głos Kamili.

    Widać było różnicę. To, co ona mówiła, to nie było mini-kazanie. To była relacja człowieka, który naprawdę ma kontakt z Bogiem i żyje jego słowem. Ma wielką wiarę i chęci.

    Opowiadała o tym, jak zrobiła coś, co było śliskie moralnie, ale Bóg jej tak powiedział i zaufała.

    Mówiła też, że gniew jest grzechem i że Bóg ją pozbawił gniewu.

    Co o tym myślę?

    Waldek spodziewał się, że zabiorę głos w którymś momencie, ale myślę sobie „Nie będzie dwóch solistów na tej imprezie”. Z resztą, po tym, co mówiła Kamila, to co ja mam do powiedzenia?

    Zastanawiałem się, co ja bym zrobił, gdyby Bóg kazał mi zrobić coś, co wydaje mi się niemoralne. Myślę, że w pierwszym odruchu pomyślałbym „to nie Bóg” i uważam, że po tym, co przeżyłem, mam prawo do takich wątpliwości.

    Robiłem w życiu różne dziwne rzeczy, bo wydawało mi się, że Bóg mi tak mówi. Co ciekawe, nie wszystkich żałuję. Na przykład kiedyś chodziłem nago po szpitalnym korytarzu. Ale, z drugiej strony, hit mojego życia to skok do rzeki, którego konsekwencje ponoszę do dziś w postaci tabletek i zastrzyków, które regularnie przyjmuję.

    Są też rzeczy, które naprawdę były od Boga. Są obietnice i wyjaśnienia. I to słynne „Czekaj”, które rządzi moim życiem do dziś. A są też sprawy, które zawaliłem, bo choć były od Boga, to nie zrealizowałem.

    Myślę więc, że pierwsze, co bym zrobił, to upewnienie się, że to, co słyszę, to faktycznie Bóg. Ale jak ktoś mi opowiada o takich rzeczach, to ja zakładam, że on już to zrobił i wie.

    A gniew nie jest grzechem. W ogóle emocje nie są grzechem. To niedorzeczne. Jest napisane „Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie”. Gdyby gniew był grzechem, to to zdanie nie miałoby sensu.

    Kamila powiedziała jednak coś prawdziwego. Gniewała się dużo na ludzi, bo umiłowała to. A potem przestała. Niestety popadła w drugą skrajność, a ja nie jestem zachwycony, gdy ktoś mówi, że nie jest w stanie się gniewać. Brzmi jak kastracja mózgu.

    Dlaczego?

    To jest pytanie, które padło: Dlaczego ludzie odchodzą z kościoła? Dlaczego opuszczają Boga?

    Więc ja myślę, panie Pastor, że to nie z ludźmi coś jest nie tak. Może to my robimy coś źle. Ja bym na przykład wolał więcej takich spotkań, na które przyszła taka Kamila.

    W ogóle dlaczego kościół ma wyglądać tak jak wygląda? Dlaczego niedziela? Dlaczego kazanie? Dlaczego piosenki? Dlaczego kawa?

    Może forma ludziom nie pasuje. Ja bym na przykład pojechał z kimś na spływ. Spędzić trochę czasu w kontekście innym niż kościelny. Gdzieś, gdzie będą też inni ludzie, a nie tylko chrześcijanie.

    Chciałbym robić z ludźmi inne rzeczy niż tylko śpiewać, modlić się, być nauczanym i tym podobne sprawy.

    Wolałbym więcej rozmów, ciekawych opowieści, spędzania razem czasu. To byłby kościół. Bo koncert i wykład można obejrzeć w internecie. Kiedyś były synagogi. I tam ludzie słuchali przemówień. Teraz kościół stał się taką synagogą. Może być nią też, ale dlaczego jako główny punkt programu? I dlaczego jeden facet ma przemawiać? Są ciekawsze formy jak rozmowa, wywiad, czy debata.

    Myślę więc, że to, że ktoś przestał chodzić do kościoła, to nie znaczy, że odwrócił się od Boga. A jak ktoś chodzi do kościoła, to nie znaczy, że ma kontakt z Bogiem. Dla mnie to są sprawy zupełnie rozłączne.

    Betel

    Zbór, który to organizował, a który przewinął się w moim życiu kilka razy, nazywa się Betel. I ja od niedawna wiem, co oznacza ta nazwa, bo natknąłem się na nią w Biblii.

    Jakub, syn Izaaka, syna Abrahama, wędrował sobie po ziemi, ale się zmęczył, więc poszedł spać. Przyśniło mu się otwarte niebo i aniołowie kręcący się po drabinie w te i we wte. Nazwał to miejsce Betel i powiedział:

    Zaprawdę, Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem.

    I ja mam wciąż nadzieję, że kiedyś się obudzę, spojrzę na swój pokój, dostanę objawienia i westchnę w zachwycie wypowiadając te słowa.

    Podsumowanie

    Na spotkaniu była więc jedna Kamila, o której warto napisać notkę. Ona opowiedziała świadectwo, podczas gdy wszyscy inni wygłosili kazanie. Nawet jeśli się myli, nawet jeśli coś źle słyszy, to jest całym sercem za Bogiem. Tak ja to widzę. I w tym bardzo przypomina mi mnie samego.

  • Nowy etap
    Opublikowano w:

    Wielki mędrzec i niedoszły mag Derelict chodzi jakiś struty. W zasadzie nie jest to nowość, on chodzi taki struty odkąd pamięta. Ale tym razem wyszedł struty na spacer ulicami małej wioski, w której obecnie przebywa.

    Poszedł więc aby domknąć magiczne pierścienie. Zrobił pięć okrążeń. Zrobił osiem okrążeń. Pierścienie już się domknęły, lecz mędrcowi było czegoś brak. Coś czuł żeby pójść więcej. Z drugiej strony, myśli sobie:

    Nie kuś losu. Pierścienie domknięte. Czas iść do domu.

    Gdy szedł dziesiąte okrążenie wokół wioski, uświadomił sobie coś bardzo ważnego. Zobaczył nagle, jak patrzył na świat dotychczas. To było coś, co cały czas szło z nim wszędzie, a czego nie był świadomy.

    Otóż każdą nadmiarową czynność postrzegał jako zagrożenie. Każde kolejne okrążenie to okazja aby mogło stać się coś złego. Każdy kolejny kilometr przejechany na starym rumaku, który pasł się w pobliżu jego posesji, to sposobność do wypadku lub innego nieszczęścia. Zupełnie jakby ktoś mówił:

    Nie przeciągaj struny.

    Zmiana myślenia

    I właśnie gdy to sobie uświadomił, nagle mu przeszło. Nagle odczuł ulgę i radość. To był mniej-więcej ten czas, gdy niedoszły mag wchodził w nowy etap swojego życia, choć nie było to wcale dobrze widoczne aż do pewnego wydarzenia.

    Pisałem już wcześniej, że nasza postać weszła w kontakt z najpotężniejszą istotą całego uniwersum, czyli z Bogiem. Nie ma w tym fajerwerków. Nie jest to coś nie wiadomo jak super ekscytującego.

    Jednak w okolicach tego momentu wielki mędrzec był bardzo szczęśliwy. Zobaczył wreszcie owoce nauki, której mu udzielał Bóg. Zobaczył, że stał się kimś innym, że inaczej się czuje i inaczej postępuje.

    I właśnie wtedy przyszedł ten Bóg i pyta:

    Jesteś gotowy na kolejny etap?

    Bez wahania Derelict odpowiedział:

    Tak, jestem.

    I to jest właśnie to, o czym chciałem dzisiaj napisać.

    Chęć do nauki

    Od wielu lat głównym pragnieniem mędrca jest nauka. Pragnie on uczyć się o wszystkim: o zasadach rządzących światem. O jego płaszczyźnie materialnej i niematerialnej, oraz o sobie samym. Wszystko chce wiedzieć i we wszystko wbić pazury swojego mózgu.

    A teraz to pytanie: „Czy chcesz się uczyć dalej?” Ba! A czy Harry Potter chce zniszczyć Voldemorta? Derelict wie, że to oznacza kolejną orkę. Kolejne lata raczej wysiłku niż zbierania plonów. I mówi: „Tak, super, jestem gotowy i podekscytowany”.

    I tak wielki mędrzec rozmawia z Bogiem. Bo bliżej mu dziś do proroka niż do maga. Choć kiedyś bardzo chciał czarować, dziś wie, że to nie jest całkiem wszystko jedno, skąd ma się moc.

  • Koncert Wojtka Szumańskiego, spotkanie z Ranko Ukulele i łażenie po Poznaniu
    Opublikowano w:

    Dwie fantastyczne doby spędziłem w miejscu, od którego wszystko się zaczęło. To w Poznaniu urodziły się zalążki mojej samodzielności. To w Poznaniu narodziłem się na nowo. To właśnie tam poznałem Boga, a teraz wyruszyłem aby znaleźć Go ponownie.

    Tło

    Zaczęło się od tego, że Ranko nagrała piosenkę o alpace imieniem Żaklin. Gdy ją usłyszałem, przyszedł mi do głowy pomysł na mini komiks z napisem „Żaklinam cię!”, w którym człowiek zmienia się w alpakę pod wpływem tego zaklęcia. Zrobiłem nawet koszulkę z takim nadrukiem.

    Pewnego dnia napisała do mnie Ranko i stwierdziła, że wyśle mi swoją płytę z piosenkami w nagrodę za to, że jestem jej „najdłużej trzymającym się patronem”. To ja stwierdziłem, że skoro jest taka dobra dla mnie, to też jej zrobię prezent i że komiks z żaklinaniem człowieka idealnie nada się na koszulkę dla niej.

    Przygotowania

    Trzeba było to wszystko zorganizować. Dać koszulkę do druku itp. Ostatecznie prezent zawierał jeszcze kilka innych rzeczy. Między innymi zaproszenie na stronę odwyk.com, gdzie Martin Lechowicz mówi o Bogu po ludzku. Prawdą jest, że nie miałem od początku takiego planu. Jakoś tak mi wyszło, łącząc dobre pomysły ze sobą.

    Całość przygotowań trwała od 19 czerwca, czyli około 4 miesiące, licząc do dnia spotkania się z Ranko, czyli do 27 października.

    Równoległa rzeczywistość

    W tym samym czasie narastała we mnie chęć odwiedzenia Poznania. Mam w tym mieście dużo, dużo wspomnień. Doświadczyłem tam Boga i dlatego teraz, kiedy tak bardzo czuję Jego niedobór, chciałem wrócić do tego miasta i zobaczyć… a nóż znowu Go znajdę?

    Pomyślałem sobie, że fajnie było by połączyć te dwie sprawy: wyjazd na koncert Ranko w celu wręczenia jej prezentu i wyjazd do Poznania w celu spotkania się z Bogiem.

    Zobaczyłem pewnego dnia, że inny wykonawca, którego lubię słuchać – Wojtek Szumański – ma koncert w Poznaniu i kto będzie robił za support? No pewnie, że Ranko. No to hop! Kupiłem bilet, zarezerwowałem sobie czas, zaklepałem przejazd pociągiem i czekałem z niecierpliwością na ten wyjazd.

    Ranko znika w kłębach dymu

    Powiedziała mi, że zagra tylko dwie piosenki, a potem zniknie w kłębach dymu. Potraktowałem to jako przenośnię, toteż zdziwiłem się niemało, gdy usiadłem pod sceną, a tam faktycznie zaczęli wpuszczać jakiś dym.

    Ale mniejsza o dym. Wchodzi jakaś dziewczyna i mówi, że jest „Werosława” i robi za support dla Wojtka. Już chciałem krzyczeć „Gdzie Ranko?”. Z niewiadomych powodów powstrzymałem się jednak i cierpiałem w ciszy, nie wiedząc, co się stało z Ranko.

    Bardzo jestem zadowolony, że usłyszałem na żywo „Idzie Grześ”, ale pomyślałem sobie, że poszukam kogoś, kto wie, dlaczego nie ma Ranko. Gdy jednak wyszedłem do pomieszczenia z barem, za stolikiem siedział kto? Tadam, tadam! Dziewczyna z ukulele we własnej osobie.

    Okazało się, że jej część występu będzie później. A ja po prostu nie wiedziałem, że ktoś może mieć dwa supproty.

    Uroczyste wręczenie prezentu

    Dałem jej paczuszkę, lekko wygniecioną po podróży w plecaku. Nawet papier prezentowy spodobał jej się tak bardzo, że starannie go poskładała. Żartowała, że śmiesznie tak przyjść na nie swój koncert i dostać prezent. W ogóle Ranko jest na żywo jeszcze fajniejsza niż przez internet. Bo nie stresuje się tak jak przed kamerą.

    Dostałem od niej przypinki, które poprzypinkowałem sobie do plecaka i dumnie je noszę dokądkolwiek idę.

    Dostałem jeszcze jeden prezent. Obietnicę, że założy te ciuchy na lajwie w niedzielę. Gdy to piszę jest niedziela. Widziałem, faktycznie ciuchy były założone. Fajne uczucie, gdy wiem, że w pewnym sensie jestem tam po tej drugiej stronie ekranu. Nie jako ja, nie jako moja twarz, lecz jako mój pomysł i wykonanie.

    Fejmy

    Nie będę zachowywał się jak jakiś fan… albo nie. Zachowam się jak fan i powiem, że widziałem na żywo Ranko Ukulele, rozmawiałem z nią, trzymałem w ręku jej ukulele. Wiem nawet jak złapać na nim a-moll.

    Wojtka też widziałem, uścisnąłem mu dłoń, podobnie jak jakieś sto osób przede mną. Podpisał mi się na płytce i na tym wrażenia się kończą. To, co będę opisywał dalej, nie ma już nic wspólnego z Ranko ani z koncertem Wojtka.

    Ręka Wielkiej Pomocy

    Siedziałem sobie na ławeczce, na Placu Wolności i patrzę, a zmierza ku mnie dziewczyna. Przyglądam się jej i widzę, że niesie jakąś skarbonkę. Tak, tak. Będzie chciała kasę na jakiś szlachetny cel.

    Podeszła, gadamy, i co się okazuje? Że zbiera kasę na rehabilitację jakiejś dziewczynki i że leczą ją już od czterech lat. „Kurde” – pomyślałem sobie – „przesrane”. I wtedy wpadła mi do głowy ta myśl:

    A może by się o nią pomodlić? Może dałoby się ją uzdrowić?

    Stanąłem przed wyborem. Zrobić coś dobrego, choć trudnego, czy dać jej jakiś pieniądz żeby sobie już poszła? No i ja niestety dałem jej ten pieniądz. Żałuję teraz, choć Bóg nie robi mi z tego powodu wyrzutów.

    A zrobiłem tak dlatego, że przyszedł mi do głowy jakiś głupi argument. I tu należy zacytować list do Rzymian:

    Odkrywam zatem pewne prawo. Otóż, gdy chcę czynić dobrze, narzuca mi się zło.

    Rz 7:21

    Jak ja dobrze rozumiem ten fragment!

    Dzień drugi – łażenie

    Zaplanowałem sobie, że będę cały dzień chodził po Poznaniu. Zwiedzę sobie wszystkie miejsca, które kiedyś miały dla mnie znaczenie. Tak naprawdę, chciałem przejść się jeszcze raz tą ścieżką, na której po raz pierwszy spotkałem Ducha Świętego w nadziei, że spotkam Go znowu. Myślałem, że to będzie ten czas i to miejsce, gdy wrócę z emigracji do Królestwa Bożego. Miałem przeczucie, że to się może udać.

    Zmierzam więc do tej ścieżki, a po drodze mam Politechnikę Poznańską. Kurde! Ale tu się pobudowało rzeczy! Pamiętam te czasy, pamiętam ten klimat.

    Idę dalej i jestem już przy tej ścieżce. Ale co to? Ścieżki nie ma! Jakiś remont, tory zdjęte, a zaraz obok jakaś wstrętna ulica i co? Centrum handlowe!? To żem sobie pochodził. Postanowiłem jednak dojść do osiedla, gdzie kiedyś mieszkałem, choćbym miał przejść tą wstrętną ulicą.

    Wspomnienia

    „Na tym osiedlu mieszkają chyba sami emeryci” – pomyślałem patrząc na przechodniów. Ruszyłem więc dalej w kierunku Osiedla Orła Białego. Od pierwszej stancji do ostatniej. Jakże moje życie się w tym czasie zmieniło!

    Pamiętam jak kiedyś kupiłem sobie rum. Potem wracałem ze sklepu pijany. Byłem po colę, czy coś, i na tym skrzyżowaniu, dokładnie na tym, na którym teraz stoję, krzyczałem przechwałki w puste wieczorne powietrze:

    Ja mam Boga, a wy nie!

    O! A przez to rondo jechałem kiedyś rowerem. Przywiozłem go pociągiem z Bydgoszczy. Jak przejeżdżałem, to mnie ktoś otrąbił. Nie wiem, dlaczego. Przecież mam takie samo prawo jechać po rondzie jak kierowca samochodu.

    Tego typu wspomnienia miałem, gdy kontynuowałem tę jakże przyjemną wycieczkę. Mimo niewątpliwych uroków sytuacji, nie wydarzyło się nic niezwykłego. Za to zachciało mi się kupę, siku, jeść i pić. Zobaczyłem na mapie, że McDonald’s jest niedaleko. Ale KFC jeszcze bliżej.

    Kto daje, a kto chce dostać?

    Zamówiłem sobie jakiś zestaw. Duże frytki, co wyglądają jak małe, ledwo ciepłe kawałki kurczaka i nieskończona ilość Pepsi zmieszanej z wodą.

    Do tej wątpliwej uczty dla ciała dodałem ucztę dla ducha. Otworzyłem Biblię. Nie pamiętam, czego tam szukałem, ale znalazłem w niej coś mądrego. Szło to mniej-więcej tak:

    Łaska zależy od darczyńcy, a nie od tego, kto chce mieć.

    Trzasnął mnie w łeb ten fragment, bo to jest to, co Bóg chciał mi powiedzieć tą całą wycieczką. Mogę coś robić, mogę się starać, wysilać się, stanąć na rzęsach, ale to nie ode mnie zależy, czy i kiedy Bóg mnie obdaruje swoją łaską, tyko od Niego. Bo to On ma, a nie ja.

    Takie proste, a takie odkrywcze. Szkoda tylko, że nie umiem odnaleźć tego fragmentu aby dokładnie zacytować.

    Duży, pusty pokój

    Skoro tyle już przeszedłem, to zrobię jeszcze okrążenie dookoła Malty i wracam do domu. A w domu, to znaczy w hostelu, miałem nowe przemyślenia.

    Miałem czteroosobowy pokój tylko dla siebie. Tak jakoś wyszło. I, gdy patrzyłem na te puste łóżka, stwierdziłem, że jest to jakiś symbol mojego życia. Nie, że konkretnie w tym momencie. Ten wyjazd był między mną a Bogiem. Miał być samotny. Ale ogólnie.

    Po co to wszystko?

    Zacząłem chodzić po pokoju i rozmyślać.

    Po co to wszystko? Czy nie mógł bym być po prostu szczęśliwy, jak na początku przygody z Bogiem? Po co te 10, czy 11 lat ciężkiej pracy, nauki i wysiłku? Po co te wszystkie błędy, które popełniłem?

    Ale w głębi siebie od początku wiedziałem, o co chodzi.

    Ten początkowy stan szczęścia utrzymywał się tylko dzięki Duchowi Świętemu. Ale ja nie byłem dzięki temu mądrzejszy. To On był we mnie wszystkim. A ja sam byłem słaby.

    Chodzi teraz o to aby dojść do tego pierwotnego stanu przepracowawszy wszystkie moje własne niedoskonałości. Tak, aby nie trzymał się tylko na zjawiskach ponadnaturalnych, ale też na tym, kim jestem sam z siebie.

    Jeśli Jezus nie powstał z martwych…

    Myślę sobie o tym wszystkim, czego w życiu żałuję. O tym wszystkim, co zrobiłem źle. Ale słucham przy okazji koncertu niemaGOtu i pada tam ten cytat:

    A jeśli Chrystus nie został wskrzeszony, daremna jest wasza wiara i nadal jesteście w swoich grzechach.

    1Kor 15:17

    Więc w drugą stronę – jeśli mówię, że żyję w grzechach, to tak jakbym powiedział, że Chrystus nie został wskrzeszony.

    Czyli nie żyję w grzechu, ale popełniam błędy. Strasznie to skomplikowane. A może to nie są wcale błędy? Może tak miało być?

    Bóg mnie takim stworzył

    Gdy tak chodziłem po tym Poznaniu, często bałem się, a to że ktoś mi coś ukradnie, a to że coś zgubię. Strasznie uprzykrza mi to życie. Ta ciągła ostrożność. Gdy już byłem w pokoju, pomyślałem sobie:

    Naprawdę, te kilka ubrań, kable i inne pierdoły, które mam w plecaku, są tyle warte? Opłaca mi się myśleć ciągle o tym?

    Ale jakoś nie mogę sobie z tym poradzić. I wtedy mnie olśniło. Przecież jest taki fragment:

    Jesteśmy bowiem jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, które Bóg wcześniej przygotował, abyśmy w nich postępowali.

    Ef 2:10

    Zwykle, gdy go czytałem, prześlizgiwałem się nad początkiem: „Jesteśmy jego dziełem” Teraz jednak to do mnie dotarło. On mnie takim stworzył. A jest jeszcze inny fragment:

    Człowieku! Kimże ty jesteś, że prowadzisz spór z Bogiem? Czy naczynie gliniane może powiedzieć do tego, kto je ulepił: Dlaczego mnie takim uczyniłeś?

    Rz 9:20

    Dotarło do mnie. Tak, Bóg stworzył mnie, wraz z całą niedoskonałością; z tymi wszystkimi lękami; po to, abym je przezwyciężył i dzięki temu stał się kimś więcej niż jestem teraz.

    Ironia losu

    Myślałem sobie, co by było najgorszą karą dla człowieka, który ciągle się boi, że coś mu ukradną. I wymyśliłem: Żeby nigdy nikt mu nic nie ukradł. Tak. A on się całe życie bał. Uprzykrzało mu to egzystencję, nie mógł spać po nocach. Wszystko na próżno.

    Powrót do domu

    Jadę więc z powrotem do Bydgoszczy ślicznym InterCity elektrycznym i na ekraniku wyświetlają się filmiki. Na przykład taki, który promuje aby ludzie nie przechodzili przez dzikie przejścia przez tory. Na końcu pojawiło się motto:

    Ciągła ostrożność to nasza super moc.

    No nie! Tego już nie ścierpię. Nienawidzę ciągłej ostrożności. I żadna to super moc.

    W domu

    Wieczorkiem położyłem się i włączyłem YouTube. Wywiad z Adamem Zielińskim, tzn. z Łoną, takim raperem. Spytany, jak mu się powodzi w życiu, odpowiedział:

    Byłoby grzechem narzekać na mój los.

    I ja myślę o sobie dzisiaj to samo. Bóg mnie prowadzi przez życie. Jestem coraz bliżej swojego upragnionego celu. I co, że w Poznaniu nie było fajerwerków? Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze.

    I myślę sobie, że to nie jest tak, że ja przyjechałem do Poznania spotkać się tam z Bogiem. To Bóg przyjechał do Poznania razem ze mną.

×