„Niby pod prąd poginam. Ale czy to przekora jeszcze, czy już rutyna?”
Łona

optymizm

  • Odwyk Camp 2024 – rozmowy z kotem
    Opublikowano w:

    – Może wafelka do kawki? – Zaproponowała nieznajoma – Proszę – Powiedziała, wyciągając z torby dwa małe wafelki i kładąc jednego po mojej stronie stolika.

    Próbując zwietrzyć podstęp, zacząłem się zastanawiać. Piłem właśnie drugą kawę z Warsu. Teoretycznie nie powinienem brać słodyczy od nieznajomych. Praktycznie jestem dorosłym mężczyzną. Zaryzykowałem.

    – Dziękuję – Powiedziałem, lecz nie wziąłem wafelka od razu.
    – Po ile teraz kawa w Warsie? – Spytała.
    – Dziesięć złotych… albo nawet trzynaście – Odpowiedziałem ostrożnie. – Ale jak się jedzie pociągiem raz w roku, to sobie można pozwolić. A Pani jedzie wczasowo, czy raczej regularnie? – Spytałem ciekaw jej częstotliwości podróży.
    – Wczasowo. Co roku tak jadę. Mam bezpośrednie połączenie. Nie opłaca mi się samochodem.

    Po chwili milczenia, gdy zjedliśmy wafelki, naszła mnie szalona myśl. Przez moment się zmagałem.

    – Proszę. Jak się Pani nudzi, to można sobie poczytać – Zagadnąłem nieśmiało i podałem jej cienką książeczkę.
    – „Poezja bazgrana” – Przeczytała tytuł na niebieskiej okładce. – Kto to napisał? Pan?
    – Tak, ja – Odpowiedziałem.
    – A skąd Pan jedzie?
    – Z Ustronia

    ***

    – Dzień dobry. Można? – Zagadnąłem taksówkarza.
    – Nawet trzeba – Odrzekł chytrze.
    – No! Właśnie! – Krzyknąłem żwawo i po chwili moje bagaże wylądowały w bagażniku, a ja na tylnym siedzeniu. – 79 zrobił mnie w ciula – Zwierzyłem się facetowi.
    – Jaki 79? – Spytał w przypływie niekumatości.
    – No, autobus. Czekałem na niego 15 minut, a potem zniknął z tablicy i pojawił się kolejny za 25 minut, choć fizycznie żaden nie nadjechał – Powiedziałem, i w tym momencie ujrzałem jak wyprzedza nas 79 jadąc buspasem. Poczułem się podwójnie oszukany.

    ***

    – Cześć Matiku!!! – Przywitałem się z kotem i zacząłem opowiadać. – Wiesz, że właśnie zapłaciłem 20 złotych zamiast 3 żeby się tu znaleźć?

    Po prawie pięciu dniach nieobecności, rozeznałem, co i jak. Oporządziłem koty i wróciłem do pokoju.

    – A wiesz jak było fajnie na Odwyk Campie? – Kontynuuję do kota. – Był Irek i Wojtek i Sylwek i wielka góra, na którą wlazłem i stare Biblie i rozmowy i jedzenie, a nawet skręcanie krzeseł.
    – Doprawdy? – Kot wziął mnie z zaskoczenia – To opowiedz wszystko od początku.

    ***

    Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Niedługo potem Kuba z Wojtkiem uknuli zimowy Odwyk Camp 2024 w Ustroniu.

    Tym razem nie miałem wątpliwości. „Jadę!” – pomyślałem i zrobiłem. Okazało się, że ze stacji kolejowej do apartamentów jest bardzo blisko. „Pojadę pociągiem” – pomyślałem i kupiłem bilety.

    Nie było wielkich przygotowań. Wziąłem to, co miałem. W ostatniej chwili dostałem do dyspozycji walizkę, co bym nie musiał pakować się w torbę na zakupy.

    Podróż minęła bez większych dramatów. Był jeden mały dramacik podczas przesiadki. Nie byłem pewny, do jakiego pociągu mam wsiąść. Nagle, ni stąd ni z owąd, pojawił się mężczyzna z dużym plecakiem i zagadał do mnie. Okazało się, że się znamy i że jedzie na tą samą imprezę, co ja.

    Na miejscu ujrzałem obiekt w remoncie i znajomych ludzi. Zostałem poinformowany, że mam pokój z Irkiem. Ucieszyłem się i poszedłem zobaczyć, jak wygląda.

    Góra była wykończona. Dostałem hasło do zamka i skomplikowaną instrukcję obsługi drzwi. Później się okazało, że da się wejść do pokoju w 2 sekundy, a brak klucza, o który trzeba dbać, jest bardzo wygodny.

    W środku zobaczyłem pokój z kuchnią, a wszystko wykończone elegancko. Wyposażenie wysokiej jakości robiło wrażenie, że ktoś tu nie oszczędza na gościach.

    Rozpakowałem się i…

    ***

    – Co jest Matiku? Zasypiasz? – Spytałem kota.
    – Nie, nie. Mów dalej. Ciekawie opowiadasz – Zadrwił bezczelnie – Może powiedz jak dokładnie się rozpakowałeś, i gdzie położyłeś gacie i skarpety – Kontynuował drwinę sarkastyczny futrzak.
    – To o czym chcesz posłuchać?
    – Opowiedz coś ciekawego. Coś mrożącego krew w żyłach.

    ***

    Drugiego dnia rano poszliśmy w góry. Początkowo w to nie wierzyłem, bo nie widziałem żadnych gór. Ale one tam były. Przykryte mgłą czekały aż dostatecznie się zbliżę.

    U podnóża zrobiliśmy zakupy. A potem czerwonym szlakiem ruszyliśmy na Czantorię.

    Byłem sceptyczny, jednak poszedłem za kolegami. Pierwsze objawy mojej słabej kondycji pojawiły się po kilku krokach. Mimo to szedłem z grupą. Później odstawałem coraz bardziej, aż w końcu oni poszli, a ja zostałem i stwierdziłem, że mam dość. Odpocząłem porządnie, napiłem się i miałem dużo czasu aby przemyśleć, co teraz. W końcu poszedłem dalej w górę. „Na pewno na mnie czekają” – pomyślałem. I faktycznie czekali.

    Zobaczyłem ludzi robiących zdjęcia. Obejrzałem się i… „WOOOW! Ale widok!” – pomyślałem. Byłem ponad chmurami. Krajobraz do tego stopnia był zwodniczy, że ktoś, kto zobaczył moje zdjęcie, spytał, co to za jezioro.

    Ale to jeszcze nie było to. Najbardziej stromy kawałek był dopiero przede mną. Na ziemi kamienie i liście, przede mną przeprawa nie do przejścia. I, gdy koledzy siedzieli na szczycie i jedli zapiekanki, ja pełzłem, sapałem i wołałem do Boga o pomoc.

    Najwyraźniej mi jej udzielił, bo w końcu wszedłem. Wszedłem i nie umarłem po drodze, choć myślałem, że zaraz umrę.

    ***

    – Powiedz mi, drogi kolego – Zaczął do mnie kot – Dlaczego mówisz do mnie jakbyś pisał notkę?
    – Wyobraź sobie, że ją piszę. Będzie ci łatwiej zrozumieć – Odpowiedziałem tajemniczo.
    – To opowiedz teraz, co było najnudniejsze – Kot wziął mnie pod włos.

    – Najtrudniej słuchało mi się o datach, których moja pamięć nie sięga i wydarzeniach, które z niczym mi się nie kojarzą. Każdy powiedział co wiedział. Ja milczałem. Po powrocie do pokoju, zwierzyłem się Irkowi, że mam spore zaległości i wielkie braki w wiedzy na temat Biblii.
    – Rozumiem. A było coś, co ci się w muzeum Biblii podobało?
    – Tak. Moją uwagę zwróciła „Dobra czytanka według świętego zioma Janka”. Pewnie dlatego, że już o niej słyszałem. Ale zobaczyć na żywo egzemplarz to był przywilej.
    – Haha! Ładny tytuł – Zawołał rozśmieszony kotek. – Coś tam ten tego według świętego zioma Matiego. Hahaha!
    – O! Tobie też się ładnie zrymowało – Pochwaliłem go uprzejmie.
    – Wszak jestem kotem poety. Miau!
    – Sprytny z ciebie zwierzak – Powiedziałem, bo naprawdę tak myślę.
    – To opowiedz o czymś jeszcze. Co ci zapadło w pamięć z codziennych rzeczy?
    – Ktoś mnie nazwał nestorem Odwyk Campu.
    – Brawo!
    – Tak. Ludzie mnie pamiętają, bo gdzieś tam się czasem przewijam. Gdy w 2012 roku pojechałem na swój pierwszy obóz, nie myślałem wcale, że siedem Campów później będę nestorem.
    – Ale jesteś. I jak się z tym czujesz? – Zapytał dr med. Mateusz Kot.
    – Fajnie. W ogóle, kto się dowiaduje, że jestem chrześcijaninem od 14 lat, ten robi takie „O” i pada słowo „staż”. Choć ja sam nie czuję się jakbym ten czas przeżył produktywnie. Chociaż… jak sobie przypomnę, ile musiałem znieść – głównie siebie samego – oraz kim byłem, a kim jestem – to chyba jednak był czas produktywny. Ale ja ci, kocie, opowiem ciekawsze rzeczy.
    – Jakie?
    – Na przykład, jak robiliśmy jajecznicę. Niby zawsze miałem w domu jajka, ale rzadko przychodziło mi do głowy żeby je zużyć. A na Campie nauczyłem się jeść jajecznicę. I to jest cudowne.
    – Rzeczywiście. Bardzo ciekawe – Skwitował.
    – Jeśli jajecznica nie jest ciekawa, to na pewno ciekawe były rozmowy przy jajecznicy. Ale tego ci nie opowiem. To trzeba przeżyć samemu!
    – Bardzo mnie zachęciłeś. Następnym razem jadę z tobą.

    ***

    Obóz odbył się w dniach 8 – 12 listopada. Życie toczy się dalej. Niby nie wydarzyło się nic wielkiego, a jednak czuję się innym człowiekiem. Uwierzyłem, że jest dla mnie nadzieja i zmieniłem kurs w kwestii dbania o swoje marne ciało. Jestem teraz gotów poświęcić parę minut na przyrządzenie sobie rano jajecznicy. A jest to pierwszy z kilku objawów mojej gotowości do wprowadzania zmian.

    Mam jeszcze kilka przemyśleń. „Bóg kontroluje moją płodność” – o tym myślałem już wcześniej, ale przypomniało mi się, gdy Jakób opowiadał o krowach. Jeśli gospodarz na roli umyślnie łączy odpowiednie osobniki, to czy tym bardziej Bóg nie zrobi tak ze mną?

    Drugie przemyślenie dotyczy fragmentu Biblii:

    Ufaj PANU z całego swego serca i nie polegaj na swoim rozumie. Zważaj na niego we wszystkich swoich drogach, a on będzie prostować twoje ścieżki.

    To jest trudne, bo z jednej strony chciałbym zaufać Bogu na sto procent i słuchać go we wszystkim. Z drugiej strony, żeby rozeznać, co jest od Boga, potrzebny jest rozum.

    ***

    Miałem wielką nadzieję udać się w tym roku na obóz. No Fear Camp mnie ominął i przez pewien czas brakowało mi wyjazdu. Dlatego jestem bardzo zadowolony i doceniam organizatorów Odwyk Campu, zwłaszcza że był to obóz, który zmienił. Zmienił coś, co trudno uchwycić, a jeszcze trudniej nazwać.

    To jak? Czy oprócz mojego kota jest ktoś chętny na kolejny Camp?

    ***

    Napisano 17 listopada

  • Po 5 latach – szpital w Bydgoszczy
    Opublikowano w:

    W końcu przyszedł dzień, że w szpitalu w Bydgoszczy zwolniło się miejsce. Moja mama zabiegała o przeniesienie mnie i w końcu mnie przenieśli. Dzięki temu nie musiała już dłużej jeździć na trasie Bydgoszcz – Świecie, a ja mogłem wychodzić z rodziną na przepustki.

    Była tam jedna Karolina. Gdy ją zobaczyłem po raz pierwszy, było to na obiedzie, pomyślałem, że to obrzydliwe, co ciemne moce mogą zrobić z dziewczyną. Zamiast jeść, siedziała wpatrzona w przestrzeń. Memłała w buzi kawałek kanapki. Cerę miała siną. Pewnego razu zajrzałem na salę dziewczyn. Wywiązała się rozmowa o Bogu. Spytałem Karolinę, czy wierzy, że Bóg może ją uzdrowić. Powiedziała, że tak. „To bądź zdrowa” – rzekłem. Bardzo się ucieszyła i powiedziała „dziękuję”. Potem zaczęły śpiewać jakąś piosenkę o Maryi. Chciałem jakoś naprowadzić je na właściwy kierunek. Spytałem, czy znają jakąś piosenkę o Bogu, a w końcu sam zacząłem śpiewać „Idzie mój Pan”.

    Od tamtego czasu Karolina zaczęła mnie nazywać swoim aniołem. Moje stosunki z nią bardzo się zacieśniły. Często przychodziła na naszą salę, wchodziła do mojego łóżka i przytulała się. Brała moją rękę i kładła na swoje piersi. Chodziliśmy po korytarzu trzymając się za ręce. Porozumiewałem się z nią głównie dotykiem i gestami.

    Pewnego razu, gdy wieczorem leżałem w łóżku, coś mnie naszło. Rozebrałem się do naga i tak leżałem. Potem wyszedłem na korytarz i zacząłem iść. Gdy przeszedłem koło dyżurki pielęgniarek, zauważył mnie pielęgniarz i odprowadził do łóżka. Spytał, dlaczego to zrobiłem. Odpowiedziałem, że chciałem zobaczyć jak ludzie zareagują. Później gdy rozmawiałem o tym wydarzeniu z moją prowadzącą lekarką, ona również zapytała, dlaczego. Powiedziałem, że irytuje mnie to, jak traktuje się Karolinę. Ciągle każą jej ścielić łóżko, albo zakładać papcie podczas gdy ona ma dużo większy problem. „Jaki?” – spytała. „Taki, że ma mentalność trzylatka” – odpowiedziałem.

    Coś mi się stało. Leżałem w łóżku i się nie ruszałem. Całkiem znieruchomiałem. Nie poruszyłem się nawet, gdy przyszła do mnie Karolina. Od tego czasu już więcej nie chciała się ze mną widzieć. Dałem ciała jako anioł stróż. Nie poszedłem na obiad i nie poszedłem na wieczorne leki. Wtedy przyszły do mnie pielęgniarki, żeby zaaplikować mi doustnie moje lekarstwa. Wiedziałem, że powinienem połknąć, ale wyplułem. Wtedy zaprowadziły mnie do zabiegowego i dały zastrzyki. Zacząłem rozmawiać z jedną z pielęgniarek. Powiedziałem, że ja robię to, co uważam za słuszne, a ona już trzy razy dała mi zastrzyk. Odrzekła, że musiała, że takie polecenie ordynatora. „No tak, jak ordynator kazał, to już trzeba” – odrzekłem z ironią. Rozmowa zeszła na Boga. Powiedziałem jej, że jak ktoś raz się zadeklaruje, że jest przyjacielem Jezusa, to On już zawsze będzie tę osobę traktował jak przyjaciela. Potem pokazałem jej Darka Sugiera. Włączyła na telefonie filmik z YouTube. Jakiś nowy, co sam go jeszcze nie widziałem. Sugier mówił w nim o buncie aniołów, który nastąpi w czasach ostatecznych. „Aniołowie, kurwa, zdradzą” – powiedział.

    Nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Jedyny niewybaczalny grzech to bluźnierstwo przeciw duchowi świętemu. W innym miejscu jest napisane, że szatan zwiedzie nawet wybranych i że będzie miał moc żeby zwyciężać świętych. Te trzy rzeczy połączyły się w mojej głowie i wyszło coś takiego: Zwiedzenie chrześcijanina polega na tym żeby go przekonać do bluźnienia przeciwko duchowi świętemu, a będzie to możliwe tylko dlatego, że aniołowie zdradzą.

    Następnego dnia, jak co dzień, przyszła do mnie mama. Powiedziałem jej, że już jej nie chce i że ma sobie pójść. Jednak ona nie odeszła. „Idź precz” – powiedziałem. Dlaczego to zrobiłem? Coś mi się w głowie poprzestawiało. Mógłbym powiedzieć, że zostałem zwiedziony przez szatana. Przez to wydarzenie posiwiały mi brwi, ale na szczęście nasze relacje powoli się odnowiły.

    Te wszystkie przeżycia doprowadziły mnie do wniosku, że w szpitalu panuje tylko jedna zasada: musisz brać leki. Jak chcesz, możesz macać sobie koleżankę, możesz nie jeść obiadu, możesz chodzić nago po korytarzu. Ale leki brać musisz.

    W końcu przyszedł dzień wypisu. Przez pięć lat czekałem żeby w końcu coś się stało w moim życiu. Minęło pięć lat, odkąd miałem jakiś kontakt z Bogiem. I nie podoba mi się, że teraz, kiedy w końcu wydarzyło się coś ciekawego, znowu trafiłem do szpitala. Jeśli Bóg nie zrobi jakiegoś cudu, to będę musiał brać leki do końca życia. I to też mi się bardzo nie podoba.

    Co mi to wszystko dało? Czym się różni ja przed nowo-narodzeniem od ja po nowo-narodzeniu? Dwie sprawy. Po pierwsze, moje myśli stały się bardziej subtelne. Po drugie, nie mam już bluźnierczych myśli na Boga. A co będzie dalej? Tego nie wiem. Ale mam nadzieję, że cokolwiek się stanie, Bóg będzie ze mną.

  • Nowa notka (a jaki piękny tytuł ma :p)
    Opublikowano w:

    Moja nowa notka zacznie się od tego, że mimo przeprowadzki i całkowitej zmiany otoczenia, nie odczuwam raczej zmian. Wszystko niby jest inaczej, a jednak tak samo. Oczywiście brakuje mi podwórka… no i pokoiku.

    Na podwórku podobało mi się to, że każdego znałem. Wyjrzałem przez okno i wiedziałem, że tu mieszka pani Dorota, tutaj pani Pilarska, a tutaj Wroniecka (* ;]). Tutaj zaś wychodzę na balkon, widzę 40 innych balkonów i nie mam zielonego pojęcia, kto tam mieszka.

    Jeśli chodzi o pokoik- tam miałem całkowitą prywatność, ale również izolację. Tutaj uważam za plus to, że jestem bliżej własnej rodziny. Minusem jest zaś to, że została mi zabrana również moja prywatność. Dzielę pokój z pyszczącym bratem, a marudzącego ojca mam tuż za drzwiami. Jednak nie zawsze jest tak źle, a i ze złych sytuacji potrafię wyciągnąć to, co najlepsze- samodoskonalenie. Przecież nigdy nie stanę się cierpliwy, jak nikt nie będzie mnie wkurzał i nigdy nie nauczę się olewania zbytecznych bodźców jak ciągle będę miał spokój.

    Moje nowe mieszkanie jest 2 razy mniejsze niż stare, ale jest również 20 razy ładniejsze. Zdążyłem się już przyzwyczaić do mniejszej przestrzeni, a poza tym małe mieszkanie być może zmobilizuje mnie do częstszego wychodzenia poza nie.

    Kolegów żadnych w okolicy jeszcze nie mam. W mojej klatce mieszkają głównie bachory w wieku Kamila, z którymi Kamil, nawiasem mówiąc, już się zaprzyjaźnił.

    W nowej szkole póki co jest dobrze. Z większości przedmiotów nie mam zaległości albo jestem trochę do przodu. Najgorzej jest z przedsiębiorczością, której w ogóle nie miałem i z matmą, na której miałem mix tematów z klasy I i II i teraz muszę nadrobić te tematy z kl. I, których nie przerabiałem. Jeśli chodzi o nauczycieli, to niektórzy są lepsi, niż miałem, a inni gorsi. Po dokładnej analizie stwierdziłem, że średnia wychodzi na zero, czyli ogółem nauczyciele nie są ani lepsi ani gorsi. A klasa? Jakby spojrzeć na nią krytycznym okiem, to same dziwne indywidua, jak w śp. komiksie LOsux. A jakby nie patrzeć krytycznie? … Sami normalni ludzie :). Dogaduję się z nimi dużo lepiej niż z moją poprzednią klasą. Z resztą nie ma co porównywać, bo to, co się ze mną działo w tamtej szkole było czymś strasznym i w ogólnie nienormalnym i nie ma nawet co wspominać.

    Na razie przeprowadzkę uważam za udaną. Jak widać, póki co, wszystkie minusy z powodzeniem zmieniam w plusy.

    Na koniec chciałem jeszcze dodać, że w szkole już wszyscy z klasy znają moje pochodzenie (Toruń :)) i na razie nie mam siniaków, guzów, tudzież innych uszczerbków na zdrowiu fizycznym lub psychicznym (oni tez nie mają :P).

    Pozdrawiam wszystkich moich znajomych i sąsiadów z Torunia i zalecam- nie tęsknić za mną. I choć zabrzmi to brutalnie, ja za wami też nie tęsknię. Nie chodzi mi oczywiście o to, że już miałem was serdecznie dość i w końcu mam od was spokój, bo tak nie jest. Ale po co mam się zadręczać jakimiś tęsknościami :)? Tylko czasem mnie taki sentyment najdzie i wspomnienia o tych siedemnastu latach spędzonych w moim mieszkaniu w Toruniu. Tym oto rzewnym akcentem kończę notkę i zapraszam do KOMENTOWANIA!!! (nie żeby mi zależało :P).

    waldek127 2005-09-09 22:44

    Salam Alejkum Szalom, ziom:PP Heh bromberg jest luzny:) przedsiebiarczosc to nie jest taki znow trudny przedmiot:) pomijajac fakt ze jest on niepotrzebny:) No nic milego zycia na emigracji:)

    Kamisia 😀 2005-09-17 18:00

    To dobrze ze tak do tego podchodzisz 🙂 No i ze Ci sie w jakis sposob podoba tam 🙂 Ja napewno po przeprowadzce nie czulabym sie tak jak Ty i nie zniosla jej tak lajtowo 🙂

×