Moje życie to nieprzyjemny dodatek do marzeń.

pamiętnik

  • Rok przemian ’24
    Opublikowano w:

    Skończył się rok, po którym spodziewałem się przełomów. Nazwę go jednak rokiem przemian, bo przełomów nie było, ale zmieniło się wiele.

    Wstęp napisany w lutym

    Jest rok 2025, a podsumowanie 2024-go publikuję dopiero dziś. Dzieje się tyle… TYLE!!! A dopiero minął styczeń. Dużo zawdzięczam nagrodzie, którą wygrałem w sylwestra. Tyle nowych możliwości! Tyle ich wykorzystałem! Bardzo się z tego wszystkiego cieszę. Sytuacje nabierają tempa i jeśli trend się utrzyma, to w tym roku osiągnę prędkość światła.

    A tymczasem zapraszam na podsumowanie roku ubiegłego.

    Skrót wszystkiego

    W tym roku zacząłem czytać Biblię. Robiłem grafiki z cytatami dla Kościoła. Pisałem na poludzku.com. Wydałem drukiem swoje wiersze.

    Znalazłem radość w służeniu. Nauczyłem się zaufania. Odkryłem, że nie jestem brzydki. Znalazłem nowy sens mojej pracy. Byłem radosny, smutny, szczęśliwy, odrętwiały, wkurzony i spokojny.

    Byłem w Mogilnie, w Oćwiece, w Murowańcu, w Ostródzie, w Ustroniu. Nie byłem na No Fear Camp.

    Byłem na trzech pogrzebach. Umarły dwie bliskie mi osoby.

    Przeprowadziłem się. Mój kościół zmienił lokalizację.

    Początek roku z Biblią

    Ten rok zaczyna się ciekawie. Mam nowe obowiązki. Będę robił grafiki z cytatami dla kościoła. Będę też pisał na poludzku.com. Bardzo mnie to wszystko cieszy i zdumiewa, że dzieje się akurat z początkiem roku.

    Narzuca mi się też coraz bardziej temat czytania Biblii. Przyszli do mnie do domu Świadkowie Jehowy z propozycją zapisania się na kurs biblijny. Do tego Waldek wystartował z projektem SOWA, specjalnym sposobem czytania Pisma.

    Pomyślałem, że mogę trochę poczytać. Może nie codziennie, ale chociaż czasem. A dziś jest taka piękna pogoda. Bardzo zimno, leży śnieg, ale świeci przecudne słońce i jest sucho. Słowem – chce mi się żyć.

    Dlatego, póki jasno, zabieram się za czytanie. Miałem już kilka podejść do Biblii. Zakładam więc, że i to może nie być ostatnie, ale dziennik jest tak gruby, że starczy mi do końca życia.

    Dziennik czytania Biblii, 7 stycznia

    Niespodziewana zmiana życia

    W ciągu ostatnich kilku lat miałem niewiele obowiązków. Ilość czasu, jaki mogłem przeznaczyć na odpoczynek, nakazywała mi postrzegać moje życie jako nudne. Wręcz narzekałem na to, że nic nie robię i nic się nie dzieje.

    Aż tu nagle przychodzi rok 2024 i na początku lutego w moim dzienniku piszę tak:

    Nie wiem, do czego Bóg chce mnie użyć, ale idę w to.

    I pomodliłem się tymi słowami:

    Panie, mój Boże, cokolwiek dla mnie masz, proszę daj, bo wierzę, że jesteś dobry.

    A po tygodniu stało się to:

    Narzuciły mi się nowe obowiązki. Mam fuchę u babci. Sprzątam, robię zakupy, karmię koty i obowiązkowo muszę zjeść łososia i jajko. Pomagam też tacie gdy tego potrzebuje i jeżdżę z nim do szpitala.

    Jestem zadowolony, że robię coś pożytecznego. Uczę się służyć.

    Opatrzyłem to następującym komentarzem:

    Chciałem mieć dziewczynę, a sprzątam psie gówna w ogródku babci. Bóg to ma poczucie humoru, a przy tym jest mądry, zna człowieka i wie, co dla niego jest dobre.

    Cytaty z Dziennika czytania Biblii, 11 lutego

    Rok pod znakiem NFC

    Sprawą, która najbardziej w tym roku zaprzątała moją głowę był No Fear Camp. Śledziłem tę inicjatywę jeszcze zanim zaczęła się tak nazywać.

    Bardzo chciałem tam jechać. Ubzdurałem sobie rzeczy na temat tego obozu. Wkręciłem sobie jakieś znaki od Boga.

    I tak trwało to do 18 sierpnia, dnia poprzedzającego początek obozu. Nie byłem w stanie wtedy napisać do pamiętnika, więc zrobiłem nagranie. Zaczyna się tak:

    Przepraszam siebie samego z przyszłości za ten wpis, gdyż będzie on manifestacją moich żalów.

    Potem mówię, że były to najgówniańsze wakacje jakie miałem. Mówię, jak bardzo brakuje mi wyjazdu. Wyrażam to mniej-więcej tymi słowami:

    Chciałbym żeby moje życie było ciekawsze. Żeby nie składało się tylko ze sprzątania kuwet, podlewania kwiatków i pierdolenia kurwa mać wszystkiego… dobra, po prostu chciałbym żeby w te wakacje coś się jeszcze wydarzyło. Chciałbym pojechać gdzieś, gdzie nie będzie tych obowiązków, które ciągle gdzieś tu mam.

    Jest to dla mnie nowość, bo nigdy wcześniej nie odczuwałem potrzeby wyjazdu.

    Jest jeszcze ciekawa sprawa związana z tytułem tego rozdziału: „Rok pod znakiem NFC”. Taki skrót oznacza Not From Concentrate i jest napisany na butelkach z sokami, które są świeżo wyciśnięte, a nie zrobione z koncentratu.

    No Fear Camp zdecydowanie nie był z koncentratu.

    A co to oznacza w kontekście mojego roku przemian ’24? Pozostawię tu puste miejsce na interpretacje.

    Koncentrat z emocji

    Jakie emocje towarzyszyły mi w tym roku? Na pewno było ich dużo, ale dopiero teraz, gdy robię to podsumowanie, zauważyłem jak były skrajne.

    Najpierw, 7 stycznia, piszę, że jest piękna pogoda i że bardzo cieszę się życiem, by po czterech dniach wyznać, że uleciała mi cała radość życia i jestem przygnębiony, zmęczony i poirytowany.

    Potem, 31 marca piszę, że czuję się jakbym otrzymał „wszelkie duchowe błogosławieństwo nieba”, które nie trwało wiecznie, bo w maju piszę tak:

    Gdy szedłem dzisiaj do taty zrobić mu zastrzyk, zauważyłem, po raz kolejny, że jestem jakiś przygnębiony, skrzywiony ryj mam ponurością. Strasznie mnie to wpienia, zwłaszcza gdy sobie przypomnę, jaki byłem niedługo po nawróceniu.

    W drodze powrotnej minąłem dziecko. Zastanowiłem się „Czego mi brakuje żeby się takim stać?” Usłyszałem „Usiądź.” Usiadłem więc na murku. I wtedy mi się przypomniało, że mam napisać pamiętnik, bo bardzo dawno nic nie napisałem, a mam full nowych tematów.

    pamiętnik, 21 maja

    Wpis z 8 października zdradza, że:

    Przez ostatnich kilka dni byłem bardzo zadowolony z życia. Chwilami nawet szczęśliwy.

    Z kolei 7 listopada piszę tak:

    Od paru dni jestem drętwy i przygnębiony. A przecież nie zawsze tak było.

    Taki koncentrat z emocji. Gdyby porównać to jak się czuję teraz do stanu sprzed 12 miesięcy, to stwierdziłbym, że chyba przyczepiłem się do jakiejś rakiety i przeleciałem kawał świata. Jestem teraz w zupełnie innym miejscu, bo Bóg przeprowadził mnie przez zrozumienie conajmniej kilku ważnych spraw. A to doprowadziło do zwiększenia pokoju oraz nadziei i zaufania, że będzie dobrze. Nawet mam wpis na ten temat:

    Właśnie porzucam bycie człowiekiem strachu i zaczynam być człowiekiem nadziei. Taką mam nadzieję. Zamiast się bać, że nie będzie gdzie zaparkować, zamierzam mieć nadzieję, że jednak będzie. Zamiast bać się, że podjąłem głupią decyzję, mieć nadzieję, że jednak decyzja jest dobra. I tak dalej. Spodziewam się, że przyniesie to mojemu umysłowi dużo pokoju.

    pamiętnik, 10 czerwca

    Coś się jednak działo w tym roku

    Na początku tego wpisu napomknąłem, że:

    Byłem w Mogilnie, w Oćwiece, w Murowańcu, w Ostródzie, w Ustroniu.

    O moim wyjeździe na zimowy Odwyk Camp 2024 w Ustroniu napisałem osobną notkę. Tutaj powiem tylko tyle, że był i że uratował mnie przed totalną załamką, bo naprawdę potrzebowałem gdzieś wyjechać.

    O wyjeździe do Mogilna napisałem:

    To było tak. W czwartek nie wiedziałem, że gdzieś jadę. Dopiero po grupce Waldek powiedział, że mogę z nim jechać. Pojechałem więc. Był to piknik dla ludzi w wieku 14 – 30 lat. Na miejscu średnia wieku 15.

    Na nabożeństwie usiadłem w pierwszym rzędzie, bo inne miejsca były zajęte. Czułem się troszkę nie na miejscu. Potem były zabawy integracyjne. Zaczęły się od tańczenia Belgijki. Ja nie tańczyłem. Usiadłem gdzieś z boku i patrzyłem. Potem kolejne zabawy. Patrzyłem z boku i robiło mi się coraz bardziej smutno.

    W końcu smutek przeważył i wyszedłem poza teren ośrodka. Pochodziłem sobie trochę. Ukryłem się za budynkiem i wielokrotnie wyśpiewałem cicho:

    Zamknięte drzwi
    Nikt nie pojawi się
    Nikt nie zapuka do drzwi

    Nie znajdzie nas
    Kto by nas szukać chciał
    Nie będzie szukać nikt nas

    O wyjeździe do Oćwieki napisałem osobną notkę. Ale jej nigdy nie opublikowałem. Wklejam fragment:

    Byłem na wyjeździe. Jednodniowy wyjazd za miasto z ludźmi z różnych kościołów. W ładnym ośrodku były wykłady, śpiewanie, kawa, ciasto i grill. Były też gry i kajaki.

    Zauważyłem ze smutkiem, że nie mam ochoty popływać. A przecież lubię kajaki. Nie miałem też ochoty na gry. Nie socjalizowałem się z ludźmi. Generalnie było mi smutno i drętwo. Nie przychodziło mi do głowy nic, co mógłbym zrobić z ludźmi.

    W pewnym momencie byłem świadkiem takiej sytuacji. Młoda dziewczyna wzięła piłkę i zaczęła samotnie grać w siatkę. Od razu przyszło mi do głowy żeby pójść i z nią zagrać. Nie zrobiłem tego jednak. Stałem jak baran i gapiłem się jak idiota. W końcu podszedł do niej ktoś inny i z nią zagrał.

    Potem było mi bardzo źle z powodu tego jak się zachowałem. Po powrocie do domu płakałem i przez trzy dni odchorowywałem ten mój idiotyzm. Doszedłem jednak do ważnych wniosków, więc wyjazd nie był stracony.

    O imprezie w Murowańcu mam niewiele zapisków.

    Zaczęło się od tego, że Betel zorganizował piknik w Murowańcu. Dopiero późnym popołudniem dowiedziałem się jaki jest dokładny adres. Pojechałem mimo wszystko.

    Na miejscu okazało się, że wydarzenie się kończy. Trochę pogadałem z Grażyną. Poznałem Danutę. Odwiozłem obie do domów. Danuta zaprosiła mnie na grupkę.

    Potem byłem na tej grupce i wydarzyło się kilka rzeczy, które by się nie wydarzyły, gdybym nie pojechał wtedy do Murowańca. Jednak żadna z nich nie miała w tym roku wielkich, ważnych i poważnych konsekwencji.

    W Ostródzie było tak:

    Waldek zaprosił mnie na uroczystość mianowania jego przyjaciela na pastora.

    Na miejscu było nabożeństwo. Trwało jakieś 3 godziny, ale przeżyłem to. Waldek miał też krótkie słowo wraz z prezentem dla nowego pastora.

    Po imprezie, Waldek zahaczył gdzieś o biskupa i przeczytał mu „Biblię ateisty”. Bardzo chciał kupić egzemplarz „Poezji bazgranej”. Chciałem mu dać za darmo, ale się uparł, więc rzekłem że ma dać 20 zł. Wziął tomik i poszedł po portfel.

    Później znalazł mnie gdzieś jedzącego obiad wraz z Waldkiem i innymi VIP-ami. Wręczył mi dwie broszury, wizytówkę oraz banknot, w którym z niedowierzaniem zidentyfikowałem 100 PLN.

    Poezja bazgrana

    Skoro już wyszedł ten temat, to wyjaśnię. Nazwałem tak tomik moich wierszy. Być może dlatego, że Ranko nazwała swoją płytę „Poezja brzdąkana”. A może dlatego, że w istocie pobazgrałem tam coś na marginesach, że niby są ilustracje.

    Zaczęło się od tego, że przypadkiem napisałem wiersz „Biblia ateisty”. Potem przypadkiem moja babcia go przeczytała. Gdy dowiedziała się, że mam więcej wierszy, chciała przeczytać wszystkie.

    Zaproponowała, że zasponsoruje mi wydanie tych wierszy, bo stwierdziła, że internet internetem, ale druk to druk.

    A ja stwierdziłem, że w takim razie trzeba to zrobić z sensem, a nie dać same literki na białym tle. Zrobiłem to w formie zeszytu z ilustracjami na marginesach. Dodałem też przepiękną okładkę, z której jestem bardzo dumny.

    Ciąg dalszy zmian

    Dzisiaj o 10:50 spokojnie czytałem Władcę Pierścieni, gdy zadzwoniła mama i powiedziała:

    „Przyjedź do szpitala w przeciągu godziny. Ja też przyjadę.”

    Zapytałem głupio:

    „Co się stało?”

    Jakbym nie wiedział.

    „Pożegnamy się z ojcem”

    Powiedziała. Przez chwilę zastanawiałem się, czy on jeszcze żyje. Ale rozsądek kazał porzucić tę myśl.

    pamiętnik, 18 września

    Mój ojciec pożegnał się ze światem. Ja zmieniłem lokum. Zajmuję się jego kotami. Do dziś czuję się tutaj jak koczownik, ale coś mi mówi, że to jest moje miejsce.

    W tym roku zginęła również moja przyjaciółka. Ta, która na moje „nudzi mi się” napisane na Facebooku odpowiedziała „Przyjdź do kościoła”. Można więc powiedzieć, że to dzięki niej tu jestem. A Kościół zmienił w moim życiu dużo, dużo.

    Projekty chwilowo porzucone

    Jest kilka spraw, które zacząłem w tym roku i pozostawiłem niedokończone. Na przykład, zacząłem pisać książkę. Napisałem kawałek pierwszego rozdziału i nie dopisałem nic więcej.

    Miałem też współpracę z Pawłem, co robi stronę wszetecznik.pl. Pisałem dla niego kontynuacje mojego opowiadania o Kościele Wyzwolonych Penisów.

    Chciałem zrobić program, który ułatwiłby nam obsługę nabożeństw, ale wychodzi na to, że to nie jest dla mnie dobry czas na sprawy programistyczne.

    Różne sprawy

    Aga z Dominikiem nagrali serię świadectw. Ja też tam wystąpiłem. Gdy wyszło pierwsze, które było najmocniejsze, i należało do Marcina, włączyłem je sobie. Jednak po około 10 sekundach byłem zasmucony. W intro byli wszyscy, tylko kurde nie ja. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Dlaczego mnie tam nie ma? Czy jestem za brzydki? Czy się nie nadaję na YouTube?

    Spytałem Agę, dlaczego tak to zrobili. Okazało się, że po prostu nie było więcej miejsca do podkładu muzycznego, który był w intro. Dzięki temu przepracowałem mój pogląd na temat mojego wyglądu.

    pamiętnik, 21 maja

    Przechodzimy w KDK kurs „Kroki do wolności w Chrystusie”. Dzięki niemu przypomniało mi się, że w fundamentach, t.j. w piwnicy, mojego domu znajdują się książki o OBE. Strasznie mnie to wierciło, więc poszedłem i wywaliłem je na śmietnik. Poszły wszystkie książki Monroe i Sugiera, a także „Przebudzenie” Anthony’ego de Melo i Dalajlamy jakieś pierdoły o drodze do szczęścia. Czuję teraz ulgę, gdy myślę o tym, że tych książek już u mnie nie ma.

    pamiętnik, 21 maja

    Przemyślenia

    Przejrzałem się wczoraj w lustrze. Wyglądałem jak wariat w poczochranych włosach. Przypomniało mi się jak fajnie było robić wariackie rzeczy po nawróceniu się. Chcę tego więcej. Ale dziś u babci przyszła mi do głowy taka myśl:

    „Podobało ci się wariactwo, ale codzienna, męcząca praca już ci się nie podoba?”

    A przecież obie te rzeczy są od Boga.

    pamiętnik, 5 października

    Zastanawiam się od paru dni nad tym. Jak zaglądam w siebie, to widzę, że nie czuję nic. Wiem, że to niemożliwe. Zawsze się coś czuje. Tylko że u mnie to jest jakby gdzieś daleko. Z drugiej strony, ostatnio często płaczę. Czy można płakać nic nie czując? Więc chyba jednak czuję. Ale nie mam już takich jazd, jakie miałem jako nastolatek, że byłem super zdołowany:

    „O jejku, o jejku, nikt mnie nie lubi, nikt o mnie nie pamięta!”

    A potem jak mi ktoś powiedział „Cześć”, to pisałem notki o tym jak to jedno słowo potrafi zmienić wszystko.

    I ja myślę, że na tym polega bycie dorosłym. Na tym właśnie, że już się nie szaleje z byle powodu. Ale ja bym jednak chciał. Ja bym chciał czuć, że żyję. I faktycznie czasem mam takie fajne odczucia, a czasem jest mi smutno, na przykład wtedy, gdy wychodzimy z kościoła i każdy idzie w swoją stronę. Ale ogólnie jest równowaga. I mnie ona strasznie wkurza.

    pamiętnik, 1 listopada

    Tuż przed nowym rokiem

    Sylwestra spędziłem w kościele. Dziwne miejsce na imprezę, co nie? Ale okazało się, że było to najlepsze miejsce dla mnie wtedy. Losowaliśmy nagrody. Wylosowałem „Obiad na plebanii”. W tym momencie przyszło mi na myśl, że nic tutaj nie jest przypadkowe. Nie, żeby ktoś z ludzi coś knuł, nie. To był 100% przypadek, że to wylosowałem. Z tym, że przypadek to Duch Święty incognito.

    Dlatego ucieszyłem się bardzo, gdy później losowaliśmy cytaty z Biblii, które mają nam przyświecać w nowym roku i wylosowałem taki:

    … gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc. I będziecie moimi świadkami (…) aż po krańce ziemi.

    Dz. Ap. 1:8

    Ucieszyłem się dlatego, że ja wciąż myślę, że mam tego Ducha za mało. Wciąż jestem zwykłym chłopakiem. Ale jak dostanę tego Ducha, to będę Łukaszem na sterydach.

    Kolejna zabawa polegała na pisaniu sobie miłych rzeczy. Gdy tylko zobaczyłem, że Waldek przyniósł koperty z imionami, od razu wiedziałem, co będzie. Odeszły ode mnie wszelkie władze umysłowe. Pastor rozdał każdemu kopertę z jego imieniem. Podał nam też karteczki i długopisy.

    Zaczęliśmy pisać. Koperty poszły w ruch. Ja wciąż odrętwiały umysłowo, nie byłem w stanie nic wymyśleć. I właśnie wtedy, gdy czułem się kompletnie bezradnie, ktoś pisał o mnie: „Podziwiam twoją biegłość umysłu”.

    To taka mała ironia losu na samą końcówkę roku.

    Podsumowanko

    Doszedłem do miejsca w notce, gdzie trzeba to wszystko podsumować. Co mogę powiedzieć? Zmiany zaszły wielkie. Praca u babci, potem śmierć taty i przeprowadzka.

    Zmieniłem się w tym roku bardzo. Mimo tego, wciąż mam głód zmian. Wciąż pragnę, aby się zmieniało więcej. Wciąż biegnę do tego miejsca, do którego chcę dotrzeć. Wylosowany cytat daje nadzieję na to, że będzie to w tym roku.

    Żegnam więc rok przemian ’24 i wkraczam w rok ’25 z wiarą i z nadzieją na to, że będzie to w końcu rok przełomów.

    Post Scriptum

    Na obrazku wyróżniającym do tej notki widać, że jest kościół, i że słuchamy tam piosenek Ranko Ukulele. Szybko pstryknąłem fotkę, gdy dotarł do mnie ogrom kontrastu tej sceny.

    Widać też sznurki, za które ciągnęliśmy aby losować nagrody i kubeczki z numerkami, w których były one schowane.

  • Odwyk Camp Boszkowo
    Opublikowano w:

    W tym roku będzie OdwykCamp. Chciałem nie jechać. Już się nakampowałem w poprzednim roku i mi wystarczy. Wpadłem jednak na super pomysł. A może by tak zabrać ze sobą Bogusia? Trzy dni to nie tak znowu dużo. Lokalizacja to Boszkowo. Trochę za Poznaniem, czyli też nie jakoś super daleko. Ta perspektywa bardzo mnie cieszy. Do 17 maja mamy się wpisywać na listę chętnych. Może coś z tego będzie.

    Ja, 5 maja 2023

    Ten Camp był inny niż pozostałe. Po raz pierwszy pojechałem z kimś. Miałem różne obawy. Że się nie dogadamy, że się nie sprawdzę jako, hmmm, powiedzmy „opiekun”. Jednak było tak fajnie, że aż sam się zdziwiłem.

    Okazuje się, że z 15-latkiem można sensownie pogadać. I, co mnie pozytywnie zaskoczyło, to to, że pytał. O pierdoły i o ważne sprawy.

    Przygotowania

    W tym roku nie potrzebowałem zrobić żadnych zakupów. Jedynie wysprzątać samochód i zadbać aby wszystko działało. Gdy już to zrobiłem, dostałem propozycję aby z kimś się zamienić i jechać lepszym autem. Ale co to za przygoda pojechać czymś, co po prostu jeździ?

    Ja tu mam Forda, rocznik 2001 i to jest frajda. A jak już o frajdzie mowa…

    Na kilka dni przed wyjazdem dopadł mnie stres związany z podróżą. Nieszczególnie jestem wyrobiony w jeżdżeniu. W czwartek była jednak grupka w kościele. Każdy się o coś modlił. Ja powiedziałem:

    Boże, spraw, aby podróż na ten obóz i z powrotem była dla mnie frajdą, a nie udręką.

    Nie chciałem się modlić o „bezpieczną podróż”, bo to nudne jak flaki z olejem. Nie chciałem się modlić żeby się nie bać, bo dla mnie to za mało. Ja chcę, aby podróż była częścią wydarzenia, a nie tylko smutną koniecznością.

    Po modlitwie przestałem się bać, a skutkiem ubocznym było to, że ludzie zaczęli pytać, co to za obóz. Gdy im powiedziałem, że to jest za Poznaniem, to zażądali abym im przywiózł pyry. Nie przywiozłem, szanowni bracia i siostry. Nie mam dla was pyr.

    Ośrodek

    Dojechaliśmy więc. Podróż była łatwa i przyjemna. GPS dowiózł perfekcyjnie. Na miejscu zjawiliśmy się parę minut po godzinie 7:00 i byliśmy pierwsi.

    Przywitał nas pracownik ośrodka, który od razu sprawnie znalazł kilka problemów. Na przykład, dlaczego mamy namiot 5-osobowy, skoro jest nas tylko dwóch. I że jak dalej tak pójdzie, to nie zmieścimy się tu wszyscy.

    O! W ogóle, okazało się, że jest tam masa przyczep kempingowych, które wyglądają na puste i chyba stoją tam cały rok. Człowiek, obok którego się rozbiliśmy powiedział, że mieszka tam od kwietnia do września już 25 lat. I tak też wygląda jego posesja, bo przed przyczepą ma pełno doniczek z kwiatkami.

    Niezręczność

    Sytuacja polegająca na tym, że byliśmy zmieszani z innymi ludźmi, przyniosła niespodziewany efekt. Chodzi o witanie się. Jeśli mijał mnie ktoś, kogo rozpoznaję, to nie było problemu. Ale jeśli kogoś nie poznaję, to jest pytanie: czy on jest z Odwyku, czy nie? Bo jeśli jest, a nie powiem mu cześć, to lipa. Zwłaszcza że bywa tak, że ktoś mnie poznaje, a ja jego nie.

    Była sytuacja, że ktoś się do mnie uśmiechnął, gdy mnie mijał, a ja na to nic. Zacząłem znowu o sobie źle myśleć. Do czasu, gdy zorientowałem się, co robię. Wtedy przestałem.

    Pływanie

    Obok nas rozbił się kolega, który dobrze pływa. Namówił mnie i kuzyna na kąpiel w jeziorze. Poszliśmy więc. Wykąpaliśmy się. Ja wyszedłem z wody pierwszy. Miałem jednak zamiar zostać na plaży. Na wszelki wypadek. Bo przed wyjazdem mama z babcią strasznie się martwiły o kwestię jeziora.

    Niestety, zachciało mi się kupę. A że już wcześniej bolał mnie brzuch, to wiedziałem, że to nie będzie zwykła kupa. Wiedziałem, że ona tak łatwo się nie podda i nie spocznie, póki ze mnie nie wyjdzie. A wyjść chciała już teraz.

    Miałem więc potworny dylemat. Bo mama mówiła „Tylko nie zostawiaj Bogusia w wodzie bez opieki”. Kupa jednak miała większą moc przekonywania. Gdy wróciłem, Boguś jeszcze żył i nie był utonięty, więc byłem cały szczęśliwy.

    Matematyka w Biblii

    W sobotę Hubert zaprosił wszystkich na prezentację. Chodziło o to, jak proroctwa biblijne się spełniają. Są tam jakieś liczby, które, gdy dobrze policzyć, dają zaskakująco dokładne wyniki. Proroctwa spełniają się z dokładnością do 2 lat. Jeden rok to był 32 n.e., gdy Jezus zaczął działalność, a drugi to był 1948, gdy powstało państwo Izrael. Wszystko to przewidziane grube wieki zanim się stało.

    Powiem szczerze, prezentacja mnie nie porwała. Hubert mówił z charyzmą, prostym językiem, ale treść chyba po prostu nie komponowała się z miejscem w życiu, w którym jestem. Miałem jedynie nadzieję, że mojemu kuzynowi to coś da.

    Następnego dnia rozmawiałem z kimś o tej prezentacji i ten ktoś powiedział coś o roku 32, a ja zapomniałem, że o tym roku była mowa, i mówię „chyba 48?” Jakże byłem zdumiony, gdy zobaczyłem, że Boguś lepiej rozumie sytuację ode mnie, bo powiedział „nie, nie, chodzi o 32”.

    Ognisko

    Tradycyjnie na Odwyk Campie było ognisko. Codziennie. Na pierwszym się zbyt dobrze nie bawiłem. A to przez kiełbaski. Kupiliśmy sobie paczkę kiełbasek. Jednak nie mieliśmy chęci ani sposobności żeby je upiec.

    Boguś siedział jakiś markotny i, choć potem orzekł, że tylko mi się zdawało, to ja cały czas myślałem, że on chce kiełbaskę z ogniska, a ja nie stanąłem na wysokości zadania i nie upiekłem.

    Drugie ognisko obfitowało w wydarzenia. Kuzyna tam nie było, bo poszedł spać. A ja pogadałem sobie z Irkiem. Zwierzyłem mu się z tego, że uważam swoje życie za mało ekscytujące. A on spytał dwie osoby, co jest najbardziej ekscytujące w ich życiu i obie odpowiedziały „relacja z Bogiem”. No dobra, dotarło do mnie.

    Mam jednak takie wrażenie, że jestem obojętny. Usłyszałem bowiem dwie informacje, które powinny mną wstrząsnąć, a tego nie zrobiły. I zastanawiam się, z czego to wynika.

    Dlaczego pijesz?

    To taki nasz slogan Odwykowy. Gdy siedzimy przy ognisku, ktoś zawsze przyniesie wino, kromkę chleba, i dzielimy się. Tak, jak powinno być, czyli pijemy z jednego kubeczka i łamiemy jedną kromkę. A do tego każdy z nas odpowiada na pytanie „Dlaczego pijesz?”

    Tu dowolność jest dość duża, bo można powiedzieć wszystko. Od opowiedzenia historii swojego nawrócenia, po „bo lubię”. Ja miałem kompletną pustkę w głowie. Nie wiedziałem, dlaczego piję. Jak to się zaczęło, że się nawróciłem? W końcu naprędce skleciłem jedno zdanie „Piję na pamiątkę tego, że Jezus umarł i zmartwychwstał” i poczułem się przez to trochę jak w kościele. Już widziałem oczami wyobraźni jak Martin komentuje taką wypowiedź.

    Tubylcy

    W dalszej części ogniska, byłem świadkiem jak przyszły trzy osoby spoza Odwyku i próbowały zrozumieć, co tutaj się dzieje. Jedna kobieta nie wiedziała, o co chodzi, bo ona jest tu już piąty rok i nigdy nas nie ma, a teraz jesteśmy. No nie do przejścia.

    Żądali też aby im zagrać coś na gitarze. Dostali, co chcieli, gdyż mamy tu świetnego gitarzystę, i to chyba nie jednego.

    Knajpy

    Wiem, że to może nie być ciekawe, ale gdzieś chcę się wyżalić. Jedzenie w dwóch najbliższych jadłodajniach było paskudne. Kopytka w barze, który się nazywa „Kopytko” były średnie, a powinny być do jasnej anielki genialne, skoro już są w nazwie baru. Kalafior był beznadziejny. Ja nie wiem, jakim cudem można spieprzyć kalafior? Dobrze tylko, że bar nie nazywa się „Kalafior”, choć może powinien.

    Byliśmy też w „Bistro na rogu”. Jedliśmy z Bogusiem kebab i w mojej osobistej skali mięso osiągnęło poziom 0/10. Wyglądało i smakowało jakby ktoś zmielił całą krowę wraz ze szczurem i miałem tylko nadzieję, że nie jest trujące, co, gdy przeczytaliśmy później opinie, okazało się wcale nie takie oczywiste.

    Co mnie najbardziej irytowało?

    Nikt mi nie zadał takiego pytania, więc na nie odpowiem: piasek w butach. W sandałach i w laczkach. Wszędzie piasek i brudne nogi.

    Na drugim miejscu są ptasie kupy oraz żywica, które spadały na nasz namiot.

    Co mi się najbardziej podobało?

    Było dużo rzeczy, które mi się podobały. Przez większość dnia mieliśmy na namiocie cień. Podłoże było równe. Rozmowy z moim kuzynem ciekawe i wesołe. Atmosfera luźna. Ale był taki jeden moment, o którym teraz napiszę.

    Wziąłem na Camp swoją książkę z pracami graficznymi. Pokazałem ją kuzynowi. A siedziała obok nas dziewczynka. Uczennica 5 klasy. I ona też zaczęła tą książkę oglądać. I czytała z zaciekawieniem.

    Zanim doczytała do końca, mama ją zawołała, bo już wyjeżdżali i na do widzenia powiedziała mi:

    Kiedyś to doczytam

    I to było najmilsze, co mi się tam przydarzyło.

    Zbieramy się do wyjścia

    Ustaliliśmy sobie z Bogusiem, o której chcemy wyjechać. Spakowaliśmy się więc i poszliśmy się pożegnać z niedobitkami. Była godzina 20:coś, gdy zawitaliśmy na plaży, gdzie siedział Martin z przyjaciółmi. Powiedział coś w stylu:

    O, Aliktus, cześć, fajnie że jesteś, bo nie pogadaliśmy sobie.

    A ja na to, że przyszliśmy się pożegnać. Wszyscy w śmiech. Ale jednak pogadaliśmy jeszcze trochę. Gdy towarzystwo zdecydowało, że idą w inne miejsce, spytali nas, czy też idziemy.

    I gdy tak patrzyłem na te znajome twarze, to poczułem, że ta chwila konkuruje z poprzednią o miano najmilszego, co mi się przydarzyło, więc poszliśmy z nimi.

    Ostatnia rozmowa

    Usiedliśmy sobie przy stole obok domku i zaczęliśmy rozmawiać. Wymieniłem parę słów z Martinem. Powiedziałem mu, że zastanawiam się, czy dobrze wykonuję polecenie „Czekaj”, które dostałem od Boga. Spytał, czy w tym poleceniu chodzi o to, żebym nie zaczynał sam nic większego.

    A ja parę dni temu dostałem rozwinięcie tego polecenia, które brzmi „Czekaj, aż ci dam”. W kontekście moich marzeń. Nie jestem jednak do końca pewny, czy to Bóg powiedział. Miałem też wątpliwości, co do reakcji Martina gdybym mu to powiedział, toteż wykręciłem się od odpowiedzi. Teraz jednak uważam, że głupio zrobiłem.

    Dowiedziałem się też, że sporo rzeczy mnie ominęło. Degustacja win, wspólne zdjęcie z odwykowymi koszulkami, no i chrzest. Ponoć ochrzciło się siedem osób. A mnie to ominęło, bo prawdopodobnie spałem.

    Droga powrotna

    Do domu wracaliśmy dwie godziny później niż zamierzaliśmy. Było już ciemno. Zastanawiałem się, jak sobie poradzę. Okazało się, że rzeczywiście trudniej w nocy ogarnąć, co się dzieje. Słabiej też widać literki na nawigacji w telefonie.

    Jechałem sobie drogą ekspresową i przypomniało mi się, że Jezus spał podczas burzy, gdy płynął łodzią ze swoją ekipą. I pomyślałem sobie, że śmiesznie by było gdyby Boguś teraz zasnął.

    Nie minęło dużo czasu jak zobaczyłem, że śpi. Uznałem to za przejaw wyjątkowego zaufania. Dla mnie było to poszerzenie horyzontów, bo zwykle to ja śpię, gdy ktoś prowadzi.

    Podsumowanko

    Zdumiewa mnie, że najwyraźniej Bóg uznał, że dorosłem do sytuacji, w której jestem w stanie nie tylko gdzieś pojechać, ale też wziąć kogoś ze sobą. Zastanawiam się, na ile rzeczy w życiu jeszcze będę gotów i jak fajnie będzie, gdy nadejdą.

    Mam trochę niedosyt rozmów. Chciałbym usiąść i pogadać z kimś tak osobiście. Jak z przyjacielem. Ale może to jest jedna z tych rzeczy, do których nie dorosłem. Miałem za to dużo rozmów z moim kuzynem. Atmosferę, która była między nami, uznaję za luźną i spokojną.

    Czas spędzony produktywnie. Nie zamieniłbym tego na nic, a na pewno nie na siedzenie w domu, choć ucieszyłem się, gdy już do niego dojechałem. I nawet przypomniał mi się mój kościół. Jakie to fajne, że jest. I nawet moja praca wydała mi się bardziej znośna.

    Camp trwał trzy dni: od 7 do 9 lipca 2023 roku.

  • Co o sobie myślę?
    Opublikowano w:

    Wydaje mi się. W sumie nie wiem. To się wydarzyło przed chwilą. Ale mam wrażenie, że nastąpił przełom. Gdybym był w kościele, powiedziałbym:

    Bracia i siostry. Mam świadectwo. Bóg do mnie przemówił.

    I kontynuowałbym, że źle o sobie myślałem i Bóg to zmienił. Najpierw nakreślę, co o sobie myślałem.

    Podczłowiek

    „Czuję się jakbym nie był w pełni człowiekiem. Wciąż na coś czekam. Niby nasiono, które dopiero ma zakiełkować.”

    „Wiem, że uważanie siebie za śmiecia, nic niewartego podczłowieka, któremu nic nigdy nie wyjdzie, nie jest szlachetne.”

    „Gdybym uznał, że jestem kimś godnym podziwu… Lecz nie tak o sobie myślę. Jestem raczej godny pogardy.”

    „Nie jestem w stanie w tym momencie ot tak siebie pokochać.”

    „Gdy czytam, że jestem solą ziemi i światłością świata, to bierze mnie złość. Bo gdzie ja jestem solą ziemi i światłością świata? W którym miejscu?”

    „Ja zawsze byłem tym nieudacznikiem, któremu nic nie wyjdzie.”

    Co teraz?

    Nie wymyśliłem tego. To wszystko są cytaty z mojego pamiętnika. Z marca tego roku. I jest to dla mnie cenna diagnoza.

    Lecz Bóg do mnie przemówił. Powiedział mi, że myśląc tak o sobie, obrażam go. Bo to on jest moim nauczycielem.

    Miałem dotąd wypaczone pojęcie nauczyciela jako kogoś, kto wkłada do głowy wiedzę z danej dziedziny i wszystko inne ma w dupie. Jezus nie jest tego typu nauczycielem. On wziął mnie, całe moje życie i robi z nim porządek. On uczy mnie i kształtuje w każdym aspekcie. To on jest ogrodnikiem. Jeśli nie podoba mi się ogród, to czy nie jest to sprawa ogrodnika? Dlatego teraz…

    Myślę o sobie, że mam totalnie wygrane życie. Za ojca mam króla wszechświata. Prowadzi mnie najmądrzejsza, najsprytniejsza, najinteligentniejsza istota ze wszystkich istot.

    Czy to jest takie ważne, czy ktoś jest kiepskim uczniem pod okiem super-mistrza, czy jest pojętnym uczniem pod okiem super-mistrza?

    Zrobiło na mnie ogromne wrażenie to, jak bardzo taktownie i delikatnie Bóg poprowadził akcję mówienia mi tego. To były miesiące snucia tego wątku. Wszystko, co usłyszałem, począwszy od uświadomienia sobie, co o sobie myślę, prowadziło chytrze do tego punktu. I zrobione było tak abym uwierzył i nie załamał się jednocześnie. Wręcz przeciwnie, pomogło mi to. Czuję się z tym dużo lepiej.

  • Maseczki – kapitulacja
    Opublikowano w:

    Chrześcijanin ma jednego Pana – Boga. Państwu nie jestem nic winien. Nasz Tatuś robi teraz porządki, a ja mam skupić się na podstawach: żeby mu nie przeszkadzać, nie bać się, być uprzejmym dla ludzi, nie pakować się w konflikty.

    15.04.2020, korespondencja prywatna

    Czego się bałem?

    Później wprowadzili te maseczki obowiązkowe na świeżym powietrzu. I u mnie w pracy też maseczki, gdy się wstaje od biurka. Więc przygnębienie mi przeszło na rzecz strachu przed tym, co mi zrobią jak mnie nakryją bez maseczki. Nie mogłem pracować. Nie mogłem nic, bo się bałem. Ale już nie walczę o to. Dzisiaj nawet wyszedłem z domu w maseczce i mijałem strażnika miejskiego. W ogóle się mną nie zainteresował. I już się zastanawiam, na co wydam zaoszczędzone 500 zł.

    22.10.2020, korespondencja prywatna

    Droga przez strach

    Doszedłem do wniosku, że ten strach bierze się z tego, że nie chcę puścić tych spraw. Uważam, że jeśli je puszczę to będzie tragedia. Zapominam w tym wszystkim, że jest Bóg, że jest wszechmocny i mnie lubi. W końcu stwierdziłem, że mam w głowie straszny bałagan; Że moje wnętrze nie powinno tak wyglądać. Z całego serca zapragnąłem i powiedziałem w myślach takie słowa:

    Boże! Posprzątaj tutaj. Zajmij się tym za wszelką cenę.

    13.10.2020, wpis z pamiętnika

    Dzisiaj jak byłem pod prysznicem, przyszła mi do głowy taka kwestia:

    Błogosławię was w imieniu Jezusa Chrystusa.

    W kontekście tego, co zrobię jak mnie policjanci złapią bez maski. Jak to usłyszałem, to pękłem ze śmiechu. Przypomniałem sobie też, że Jezus powiedział aby kochać swoich wrogów.

    Czyli nie muszę ich nienawidzić. Nie muszę z nimi walczyć. Nie będzie żadnej konfrontacji. Będę ich po prostu błogosławił.

    Dało mi to wielką ulgę, choć czuję wciąż, że strach nie został całkiem wyeliminowany. Czuję co jakiś czas jego ukłucia.

    Widocznie siedzi we mnie tak głęboko i trzyma się mnie na tyle sposobów, że wykorzenianie go to skomplikowana operacja. Ale cieszę się, że Bóg podejmuje ten wysiłek i może w końcu przestanę się bać. Bardzo tego chcę.

    15.10.2020, wpis z pamiętnika

    Właśnie tak chodziłem i myślałem. Zaczęło się od tego, że przyszło mi do głowy coś takiego:

    Choćby tysiąc dostało mandat za brak maseczki i dziesięć tysięcy karę od sanepidu, ciebie to nie dotknie.

    W oryginale zamiast mandatu i kary była śmierć. I sobie myślę: „O co chodzi? Czyżby dostanie 500 zł mandatu było gorsze niż śmierć?”

    A kilka godzin temu dzwoniła mama i pod koniec rozmowy podsumowała mnie tak: „Czyli odczuwasz cały czas lekki strach przed tym, że wyjdziesz bez maseczki i policja wlepi ci mandat?”

    I myślę, że nie. Gdyby policja wystawiała mandat bez powodu losowym ludziom, to z radością wyszedłbym na ulicę i demonstrowałbym swój brak strachu. A tak? A tak, to ode mnie zależy, czy dostanę mandat, bo przecież mogłem założyć maseczkę. I tego się właśnie boję – że podejmę zły wybór.

    Boję się też utracić wolność. Bo oni nie dybią na moje życie. O nie! Oni dybią na moją wolność. Wszak nie chcą mnie zabić. Chcą żebym się podporządkował.

    I co? Zrobię to? Przyjmę te zasady za własne? Będę ich przestrzegał? Gdy zadawałem sobie te pytania w kwietniu, to pod wpływem Ducha Świętego napisałem tekst, którego fragment brzmi tak:

    Chrześcijanin ma jednego Pana – Boga. Państwu nie jestem nic winien. Nasz Tatuś robi teraz porządki, a ja mam skupić się na podstawach: żeby mu nie przeszkadzać, nie bać się, być uprzejmym dla ludzi, nie pakować się w konflikty.

    To oznacza, że mogę spokojnie nosić maseczkę i nie będzie to wbrew Bogu. Zastanawiałem się, czy może Bóg będzie bardziej ze mnie dumny jeżeli pomimo tych słów będę walczył. Ale przypomniał mi się fragment z biblii, że „Bóg bardziej chce posłuszeństwa niż ofiary.” więc chyba jednak nie.

    Pozostaje pytanie: Czy pokocham swojego wroga? Czy uznam, że maski są OK?

    Obawiam się, że to już się stało. Już się nie boję. Teraz czuję się jak miękka buła. Czuję obrzydzenie na myśl, że mógłbym powiedzieć, że nakaz noszenia maseczek jest w porządku.

    16.10.2020, wpis z pamiętnika

    Właśnie odkryłem coś cudownego. Około godzinę temu narzekałem do Boga:

    Boże! Dlaczegoś mi nie powiedział: „Nie noś maski. Walcz o to. Ja będę z tobą.” albo: „Noś maskę”?

    I byłem rozgoryczony, że nie mam jasności.

    Teraz widzę. Bóg mi kiedyś powiedział:

    Unikaj konfliktów

    Zestawiłem więc to, co powiedział z tym, czego nie powiedział. Zauważyłem też, że mam taką samą paranoję na punkcie maseczek jak wszyscy maseczkowcy, tylko że w drugą stronę.

    I nagle mnie olśniło! Jemu właśnie o to chodziło. Abym przestał zajmować się pierdołami i zajął czymś ważniejszym.

    Teraz mogę nie nosić maseczki i wierzyć, że Bóg jest ze mną. Mogę ją założyć i nie czuć się przegrywem, który tanio sprzedał swoje wartości…

    … bo po prostu to nie są moje wartości. Wolność wolnością, ale sprawa maseczek nie jest warta moich nerwów.

    Bóg powiedział to w taki sposób żeby zmienić moją percepcję…

    … i dotarło to do mnie po pół roku.

    20.10.2020, wpis z pamiętnika

    Podsumowanie

    W kwietniu, gdy wprowadzili po raz pierwszy maseczki, zacząłem się zastanawiać, jak do tego podejść. Czy się buntować czy nie. Pierwszy cytat jest wynikiem tych przemyśleń. Jak widać, nie ma jasnego stanowiska. Jest tylko powtarzane w mojej głowie echo słów „nie pakuj się w konflikty” i ogólna koncepcja aby przeżyć czas pandemii możliwie bezboleśnie.

    Z takim nastawieniem przetrwałem pierwszą falę. Nie nosiłem maski. Chyba że ktoś mnie poprosił. Jednak teraz, gdy ten rygor wraca, stwierdzam, że policja nie będzie mnie raczej prosiła o nic, tylko od razu przejdą do konkretów. Stąd mój strach.

    Pracowałem nad nim od momentu, gdy znów wprowadzili ten przepis, czyli od 10 października. Okazało się, że były cztery przyczyny strachu:

    1. Próba kontroli sytuacji
    2. Obawa przed konfrontacją
    3. Obawa przed złym wyborem
    4. Niechęć oddania wolności

    Lekarstwa na te czynniki są następujące:

    1. Oddanie sprawy w ręce Boga
    2. Pokochanie swoich wrogów
    3. Noszenie maski, gdy trzeba
    4. Noszenie maski nie ze względu na prawo państwowe, lecz z powodu tego, co powiedział mi Bóg. Dzięki temu służę nie państwu lecz Bogu, co jest w zgodzie z moim sumieniem.

    Cieszę się, że już nie żyję w ciągłym strachu. A przynajmniej nie z powodu maseczek. Mam chwile szczęścia w życiu oraz różne ciekawe odczucia. Wierzę, że u mnie będzie coraz lepiej. Bo przecież prawdziwa wolność to nie ta na zewnątrz, lecz ta w środku.

  • Życie w rozsypce
    Opublikowano w:

    Wpis z pamiętnika

    Wszystko mi się sypie. Pastor Waldek nie wysłał mi wytycznych do poprzedniego kazania. Ktoś inny zrobił grafikę. Nikt mnie już nie zaprasza na zajęcia dla dzieci. Siedzę na chorobowym w rozkroku między starym życiem a nowym.

    Chciałbym być szalony. Chcę być tym Łukaszem, który, patrząc strażnikowi prosto w oczy, depcze po szpitalnych kocach i krzyczy „kochasz te szmaty, co!?” Nie chcę, żeby kontrolował mnie zły przebrany za moich kolegów, rodzinę i innych ludzi. Nie chcę słuchać tego głosu, który na milion sposobów mówi „Nie warto. Odpuść sobie„.

    Pragnę słuchać głosu swego serca. Chcę wprowadzać w czyn jego odruchy, a jestem pewien, że wtedy wszystko się ułoży.

  • Pieczyska 2019
    Opublikowano w:

    W dniach 1 – 4 maja 2019 roku byłem na wyjeździe do Pieczysk organizowanym przez kościół zielonoświątkowy w Bydgoszczy.

    Ponieważ bardzo chciałem widzieć znaki tam, gdzie ich nie było, spodziewałem się, że na tym wyjeździe poznam swoją przyszłą dziewczynę. To się nie stało. Ale stało się coś innego.

    W moim pamiętniku napisałem:

    Czy to będzie wyjazd, który zmieni wszystko?

    Zobaczmy.

    Pierwszego dnia były różne zabawy integracyjne. Jedną z nich było pisanie na karteczkach miłych rzeczy o każdym uczestniku.

    Ja przyszedłem później. Napisałem o ludziach miłe rzeczy, a ludzie napisali je mi.

    Karteczki były anonimowe. A jednak, gdy wyszliśmy na plac zabaw, dziewczynki: Oliwia i Inez podziękowały mi za to, co im napisałem. Bardzo to było miłe i porozmawialiśmy sobie trochę, co również było miłe.

    Dużo bawiłem się z dziećmi. Nie ingerowałem. Obserwowałem. Chciałem się nauczyć. Jezus zalecał żeby się uczyć od dzieci. Dziwię się, że inni tego nie robią. A może już mają dorosłe dzieci i się napatrzyli.

    Zauważyłem, że jestem sztywny. Mój spokój graniczył z obojętnością. Nie byłem w stanie mówić tego, co chciałem. Myślałem sobie „Boże! Proszę, otwórz mnie, bo jestem zamknięty jak puszka sardynek.”

    Na jednej z karteczek miałem napisane, że mam duży boży potencjał. Ale ja nie chciałem żeby to był tylko potencjał. Chciałem żeby on się ujawnił i zmienił w czyn.

    Drugiego dnia szukałem z Karoliną bankomatu. W drodze powrotnej zauważyła pomnik papieża. Spytała mnie, czy uważam, że to jest bałwochwalstwo. Chciałem powiedzieć, że nie będę tego oceniać, ale coś mi nie wyszło i rzekłem „No, jak ktoś się do niego modli…”

    Potem napisałem w pamiętniku tak:

    edit 14:47

    Dzieci przestały się mną interesować. Jest mi smutno. Dużo mi dały i z pewnością oczekują, że dam im z powrotem coś, czego nie jestem w stanie im dać. Ja też chciałbym im to dać, ale nie wiem, jak.

    Przeraża mnie mój konformizm. Dyplomatyczny do zrzygania. Adam poczęstował mnie żelkami, ale odmówił Inez. Nie chciałem w takiej sytuacji jeść, ale nie chciałem też obrazić Adasia. Nie wiedziałem, co mam zrobić. W końcu wziąłem żelkę.

    Po chwili Adam poczęstował Oliwię. A ona na to

    „Jak nie dasz Inez, to ja też nie chcę. Bo ja i ona to jedno.”

    edit 18:43

    Płakałem. Płakałem, bo czułem się sztywny, obojętny i bez emocji. Ciągle skrywam. Skrywam to, co myślę, czuję i robię. Nawet przed samym sobą. Dlatego często nie wiem, czego chcę. Mam mnóstwo zahamowań.

    Wieczorem graliśmy w różne gry. Było 5 sekund. Trafiło mi się pytanie „Wymień trzy podzespoły komputera.” Bez zająknięcia wypaliłem: „Pamięć RAM, procesor i płyta główna”. A poszło mi to tak gładko, że ludzie byli zdumieni.

    Graliśmy też w kalambury.

    Trzeciego dnia rano doszedłem do wniosku, że nie uniknę mówienia głupot zamykając się, a już o 9:27 zanotowałem w swoim pamiętniku, że zacząłem się otwierać.

    Potem zrobiłem coś, czego zwykły człowiek by nie zrobił. Graliśmy w taką grę: Każdy miał powiedzieć, czego nigdy w życiu nie robił, ale dwa stwierdzenia miały być kłamstwem, a jedno prawdą. Więc np. mogłem powiedzieć „Nigdy nie pisałem notki” i było by to kłamstwo, albo „Nigdy nie byłem w Paryżu” i byłaby to prawda.

    Ja powiedziałem takie trzy rzeczy: „Nigdy nie uprawiałem seksu. Nigdy nie waliłem konia i nigdy nie byłem w Izraelu.”

    I ludzie dalej chcieli ze mną rozmawiać, podawać mi rękę itp. Słyszałem o różnych kościołach, że ludzie bywają zafiksowani na punkcie zasad, że mają zahamowania, że potępiają i są pruderyjni.

    Ale nie tutaj.

    Potem pilnowałem dzieci w piaskownicy. I gdy chłopcy zaczęli się bić, to ich rozdzieliłem. Spowodowało to, że zacząłem się zastanawiać. W przypadku starszych dzieci łatwo mi było zaakceptować, że są za siebie odpowiedzialne i nie wtrącać się w ich decyzje.

    A trzylatek? Czy też jest odpowiedzialny? A jak wydłubie dziewczynce oko? A jak obsypie ją piaskiem? Czy rodzic nie powinien wyznaczać granic?

    I doszedłem do wniosku, że przecież i tak nie da rady pilnować dziecka 24 godziny na dobę. Ono i tak będzie miało wolność. A zabraniając wszystkiego tylko tracimy autorytet i prowokujemy dziecko do robienia jeszcze większych głupot, bo będzie chciało się wyszaleć póki mamy nie ma.

    A granice każdy powinien wyznaczyć sobie sam. Jeśli dziewczynce nie podoba się, że ktoś ją sypie piaskiem, to jest to jej zadanie aby się sprzeciwić. Rodzic powinien być jak sędzia. A sędzia się nie wtrąca. On działa dopiero, gdy ktoś przyjdzie do niego.

    Bawiliśmy się też w grę „Jak mnie kochasz, to się uśmiechnij.” Polega to na tym, że siadamy w kółko i jedna osoba mówi do osoby obok: „Jak mnie kochasz, to się uśmiechnij.” a ta druga odpowiada „Kocham cię, ale nie mogę się do ciebie uśmiechnąć.” i jeśli się przy tym uśmiechnie, to przegrywa.

    Zależało mi na tym żeby zostać na koniec sam na sam z Oliwią i uśmiechnąć się, gdy powie „Łukasz, jak mnie kochasz, to się uśmiechnij”. Jednak wahałem się i popsułem efekt.

    To prawda, że kocham Oliwię. Ja ogólnie lubię ludzi. Z resztą, w tym gronie nikt nie miał problemu żeby powiedzieć do osoby obok „kocham cię”. Odkrywam jednak, że uczucia są różne. Mają różny odcień i natężenie.

    Graliśmy też w kalambury. I odkryłem ze zdumieniem, że już nie czuję się zażenowany ani skrępowany. W ramach rozgrywki można było albo pokazywać, albo mówić, albo rysować. Jedna osoba w mojej drużynie powiedziała, że ja w mówieniu jestem najlepszy. Był to trafny komplement, gdyż po cichu uważam się za mistrza słowa.

    edit 22:27

    Otworzyłem się i pozostaję otwarty. Bardzo mi się to podoba. Teraz nawet gdy się nie odzywam, to wiem, że mogę.

    A wieczorem była ankieta, co się nam podobało na tym wyjeździe, a co nie. Ponadto ludzie mówili swoje świadectwa. Bardzo były ciekawe.

    Jest czwarty dzień rano. Godzina 7:00. Zastanawiam się, czy tak jak co dzień, o 8:00 będzie rozgrzewka. Chciałem napisać na grupie „Ej, czy jest zbiórka o 8?” jednak nie napisałem. Źle się z tym czułem. Uważałem, że to moja wina, że na ćwiczeniach byłem tylko ja i Waldek. Pomyślałem sobie, że nie chcę się znowu zamykać.

    Gdy wracałem do domu, znowu przyszedł dobry nastrój i pomyślałem sobie „Ale fajnie. Jedziemy do domu.”

    Jest kilka rzeczy, o których nie napisałem. W pokojach było zimno, a miękkie łóżko sprawiło, że bolą mnie plecy. Jednak nic sobie nie odmroziłem, a plecy bolą mnie tylko po lewej stronie.

    Podsumowując, nie zamieniłbym tego wyjazdu na nic innego. Był to drugi najszczęśliwszy okres w moim życiu, zaraz po wycieczce do Izraela, na której byłem krótko po nawróceniu się. I wierzę, że zmiana, jaka się dokonała, będzie trwała.

    Czy ten wyjazd zmienił wszystko? Ten wyjazd zmienił dużo. Otworzyłem się. Zachowuję się inaczej. Czuję się lepiej. Poznałem ludzi, dzięki którym nie jestem już w centrum wszechświata, lecz jestem jedną z wielu gwiazd w galaktyce.

  • Pamiętnik: Miłość budulcem wszechświata
    Opublikowano w:

    Kiedyś myślałem, że gdy naukowcy zagłębią się dostatecznie w budowę kosmosu; gdy dotrą do najmniejszej cząstki atomu i znajdą prawdziwy budulec wszechświata, to zobaczą tam wielkie nic.

    Teraz patrzę na drzewo za oknem i myślę, że prawdziwym budulcem wszechświata jest miłość. Myślę, że cały nasz wszechświat jest zbudowany z miłości. W końcu, z czego innego mógł zbudować miłosierny Bóg?

    Napisano 17 maja 2018.

  • Pamiętnik: Moje nowe marzenie
    Opublikowano w:

    Wpis do pamiętnika z dnia:

    31 grudnia 2017

    Chciałbym założyć wspólnotę uczniów Jezusa. Wybudować gdzieś dworek albo pałac i zorganizować tam ludzi na zasadach pierwszych chrześcijan.

    Wczoraj wieczorem przyszła mi do głowy myśl, że będę projektował linie produkcyjne. Może doprowadzi mnie to do bogactwa, które pozwoli mi na spełnienie marzenia. Oszacowałem, że będę potrzebował kilka miliardów złotych i zajmie mi to około 15 – 20 lat.

    Później, w nocy, przyszedł do mnie Bóg. Był delikatny. Starałem się go nie obrażać. Jak nie wychodziło, to nie karał. Znowu miałem chcicę. Tym razem bez zachęty wciągnąłem z powrotem majtki, gdy się zorientowałem, że On jest.

    Gdy obudziłem się rano, już miałem w głowie myśl o wspólnocie. Przez cały dzień rozpatrywałem różne jej aspekty. Oto kilka punktów.

    • kurort dla chrześcijan-rezydentów i gości w proporcji 50 do 50 w ferie i wakacje oraz 80 do 20 poza sezonem
    • pełne samo-finansowanie z różnych źródeł, np. udostępnienie kurortu dla gości, organizowanie obozów, możliwość dawania co łaska, ośrodki wypoczynkowe w stylu h2o w różnych częściach kraju, ew. inna działalność gospodarcza.
    • każdy, kto ma dom, mieszkanie lub pole, sprzedałby to i kasę dał wspólnocie – tak było w biblii i jest to logiczne, gdyż oznacza pożegnanie się z poprzednim życiem
    • większość rzeczy w stylu: sprzątanie, gotowanie, remonty, zajmowanie się ogrodem, uczenie dzieci robilibyśmy sami
    • uzdrawianie, wypędzanie złych duchów
    • pomoc bezdomnym, głodnym, biednym
    • chrzty w basenie lub w najbliższej rzece
    • mam nadzieję, że Martin i Hubert (i jakieś 100 innych rodzin) by dołączyli
    • Martin miałby gdzie nagrywać swoje audycje na żywo, bo przewiduję profesjonalne studio audio i wideo.
    • dobre miejsce do organizowania odwyk campów dla tych, którzy jeszcze z nami nie mieszkają
    • chciałbym żeby to było w środku miasta i żeby był duży teren na park i boisko
    • jedna lub kilka sal konferencyjnych
    • organizowanie spotkań YouTuberów z ich fanami, czyli obozy tematyczne
    • biblioteka, do której każdy przyniósł by to, co uważa, że warto
    • każda rodzina miałaby swoje oddzielne mieszkanie z kuchnią-minimum, bo jedzenie byłoby w stołówce.
    • mieszkania rezydentów i pokoje gości byłyby przemieszane ze sobą, tzn. na korytarzu byłyby na przemian po 3 drzwi do mieszkań i 3 do pokojów.
    • budynek byłby podzielony na sekcje A B C itd. a, zamiast numerów, mieszkańcy przyczepialiby do drzwi kartki z rysunkami lub napisami
    • na każdym piętrze wspólne pralnie, suszarnie, pokoje zabaw, składziki na graty i pomieszczenia z drukarką
    • sale do nauki, sale konferencyjne
    • instrumenty, sprzęt w stylu kamery, mikrofony, komputery itp. kreatywny sprzęt dla dzieci i nie tylko
    • mam nadzieję, że powstanie przynajmniej kilka kanałów na YouTube, podcastów i blogów – przy takiej pomocy (około 300-500 rezydentów) 24 godziny na dobę i sprzęcie będzie to dużo prostsze
    • wspólne śniadanie i obiad – na pozostałe posiłki też będzie co jeść
    • w przypadku, gdy zabraknie miejsc, dobrym rozwiązaniem będzie założenie kolejnej wspólnoty w innym miejscu kraju, a potem kolejnej i kolejnej itd.
    • nasza działalność może spowodować nawrócenie się wielu ludzi i zmiany w kraju

    To marzenie już wcześniej we mnie było w innej formie. Marzyłem o wielkim domu, 4 żonach i 20 dzieci – żeby nie być samotnym i żeby coś się działo. Marzyłem też żeby być bogaty po to aby być finansowym wsparciem odwyku. Teraz te marzenia połączyły się w jedno i, powiem szczerze, mogę nawet nie mieć żony ani dzieci, jeśli moje marzenie się spełni.

    Mam świadomość, że musi wydarzyć się cud, żeby się ono spełniło, ale nie widzę w tym problemu.

    W bliższej przyszłości planuję założyć bloga. Miałem 'pogadankę’ z niefizycznymi nt. weny – skąd się bierze, czy jestem w stanie sam coś wymyślić i co to w ogóle znaczy 'sam’. Ta pogadanka zasugerowała mi, że dostanę wsparcie z góry na pisanie tego bloga, czyli że jak już go zrobię technicznie i obwieszczę wszystkim, że piszę, to mnie nie zostawią na lodzie i faktycznie będę miał wenę na pisanie. Mam nadzieję, że uruchomię go przed moimi urodzinami, a do końca roku na pewno, o ile w ogóle można być tu czegoś pewnym.

    P.S. Ciekaw jestem, czy biblijne postacie komunikowały się z Bogiem tak jak ja. Mam na myśli: Jeżeli jest napisane, że Bóg powiedział Abrahomowi, że będą od niego pochodzić narody i jego potomstwo będzie tak liczne jak gwiazdy na niebie, to czy powiedział mu to słowami, czy też tak jak mi – w formie myśli / wizji / marzenia zostawiając w zasadzie pewne pole na wątpliwość, czy to na pewno mówi On.

    Albo gdy mówił Noemu jak dokładnie ma być zbudowana arka, to powiedział mu to w tych słowach z Biblii, czy też tak jak ja, Noe zaczął się zastanawiać, jak to ma być zrobione i, że tak powiem, Bóg pomógł mu to wymyślić.

    Napisano 31 grudnia 2017

  • Pamiętnik: Trzecie pójście do szpitala
    Opublikowano w:

    Nie mam ochoty teraz o tym pisać. Zanotuję tylko, że do szpitala poszedłem 14 lutego 2018 a wyszedłem 1 czerwca 2018. Miałem w tym czasie problemy z jedzeniem. Mam do wyboru dużo wpisów, którymi mógłbym to zilustrować, ale wybrałem ten:

    Przeciwstawić się

    8 maja 2018

    2 godziny temu zjadłem cukierka i poczułem ogromne wyrzuty sumienia. Poczułem też bardzo delikatne pocieszenie, wyrzuty jednak zostały.

    Później usłyszałem, że mam nie jeść kolacji. W ogóle, odkąd wróciłem do szpitala, częściej słyszę takie rzeczy.

    I teraz wiem, o co chodzi. Chodzi o to, żebym stąd nie wyszedł. Właśnie zjadłem kanapkę. Dawno nic mi tak bardzo nie smakowało.

  • Pamiętnik: To dobrze, że jest źle
    Opublikowano w:

    Kogo Bóg miłuje, tego karci i ćwiczy.

    19 grudnia 2017

    Właśnie zalewałem sobie herbatę i myślałem o ludziach, którzy dostają tyle dobrego od Boga.

    I naszła mnie myśl, że to jest w porządku, że przeżywam takie nieprzyjemne rzeczy – że Bóg to robi dlatego, że mnie lubi i że to jest ok.

    A teraz przypomniał mi się jeszcze cytat:

    Upomnieniem Pańskim nie gardź, mój synu,
    nie odrzucaj ze wstrętem strofowań.
    Bowiem karci Pan, kogo miłuje,
    jak ojciec syna, którego lubi.

    Księga Przysłów, 3:11-12

×