„Czy w krwi masz szczęście? Zrób morfologię”
DKA, Nic o nas bez nas

proroctwo

  • BRZYDKIE KACZĄTKO – przemyślenia i frustracje po konferencji UNITED
    Opublikowano w:

    A kiedy podniesiesz głowę, zobaczysz przestrzeń, azymut. Będziesz jak gołąb pocztowy, który zrobi jedno kółeczko, drugie, trzecie, i już wie, gdzie lecieć.

    Ty takim gołębiem będziesz. Nie dziw się i nie denerwuj się, że potrzebujesz trzy, cztery kółeczka zrobić. Bo niektórzy już po pierwszym kółeczku wiedzą, gdzie lecieć.

    Ty jesteś po prostu inny. Gołąb pocztowy, mądry gołąb, trzy kółeczka robi. Zawsze. Łapie azymut i leci.

    Gołąb pocztowy jest wytrzymały. Dolatuje do celu i przynosi wiadomość. Czasami wygrywa zawody.

    Mam ci powiedzieć: Bądź dobrym gołębiem pocztowym. Tam, gdzie nie ma masztów do przekazywania impulsów teleinformatycznych. Tam, gdzie nie ma kabli, po których płynie rozmowa telefoniczna, tam są albo tam-tamy, albo gołębie pocztowe, albo człowiek, posłaniec.

    Bądź jak gołąb pocztowy.

    Dzisiaj jest poniedziałek, pierwszy dzień po konferencji UNITED, która trwała trzy dni. Może to wynik tego, że przez wiele godzin stałem, bo byłem kamerzystą i machałem lewo, prawo, i jestem wyczerpany. W każdym razie, zacząłem się porównywać z ludźmi.

    Porównania

    Mam 36 lat, w tym 14 lat stażu jako chrześcijanin.

    Dla porównania, Dawid Kalinowski, organizator imprezy, ma 25 lat.

    Jakub Kamiński, wielki mówca, co przyjechał do małej Bydgoszczy, ma 9 lat stażu jako chrześcijanin.

    Zdziwiłem się, gdy usłyszałem wiek Dawida. On jest młodszy od mojego młodszego brata! Zdziwiłem się, gdy usłyszałem staż Jakuba. Jest krótszy niż mój.

    Frustracja z bronią oblężniczą

    Nie dziw się i nie denerwuj się, że potrzebujesz trzy, cztery kółeczka zrobić. Bo niektórzy już po pierwszym kółeczku wiedzą, gdzie lecieć. Ty jesteś po prostu inny.

    „Ty jesteś po prostu inny” – zabrzmiały mi w uszach słowa proroka wypowiedziane pięć lat temu. Myślę sobie:

    Fantastycznie, Panie Boże! Skoro dało się zrobić człowieka, który rusza po pierwszym kółeczku, to po jakiego wała zrobiłeś takiego mnie, który potrzebuje trzech okrążeń? CO JA MAM W ZAMIAN? Jaką mam cechę, która w zamian za to jest wymaksowana w moich statsach?

    Dlaczego? Dlaczego, Panie Boże, Jakub i Dawid wchodzą na scenę, cali na biało i świecą, a ja jestem tym, który stoi za kamerą i macha lewo, prawo?

    Dlaczego ludzie w moim wieku mają już heeeen daleki staż małżeństwa i dzieci, a ja nie? Naprawdę potrzebuję TYLE czasu żeby do tego dojrzeć? Naprawdę?! Panie Boże, NIE DAŁO SIĘ SZYBCIEJ?

    Zacytuję swój własny wierszyk:

    Frustracja raz po raz puka i pyta, czy może wejść.

    Nie, nie, dziękuję – mówię.

    Ja wierzę, że wkrótce, że to się zmieni.

    Że jest ważny powód…

    Lecz dzisiaj frustracja przyszła z taranem i już o nic nie pytała, tylko zwaliła mi się na chatę.

    Pamiętam

    Ale nie ze mną takie numery! Ja wiem i pamiętam, co Bóg mi kiedyś powiedział i co mi pokazał. Pamiętam, jak pokazał mi, że będę wielkim drzewem, na którym usadowią się ptaki powietrzne i zwierzęta lądowe.

    Dał mi „moje nowe marzenie” o tym żeby zorganizować wspólnotę chrześcijan, którzy zamieszkają w jednym miejscu.

    Pamiętam, Pani Frustracjo, a teraz, ŻEGNAM!!!

    Prorocze przezwisko

    Jak byłem mały, moja babcia mówiła do mnie „kaczorku”. Strasznie się tym irytowałem. Ale dzisiaj widzę, jak bardzo prorocze to było.

    „Brzydkie kaczątko” odnosi się do kogoś, kto początkowo jest brzydki i marny, a ostatecznie okazuje się być z zupełnie innej bajki, zupełnie innym ptakiem, z zupełnie innym parametrem piękna niż kaczki.

    Dzisiaj połączyłem kropki. Od dzisiaj jestem „brzydkie kaczątko”.

  • Wspomnienie Odwyk Campu
    Opublikowano w:

    Chodzę po pokoju i mój wzrok pada na pokrowiec. Znajduje się w nim krzesełko, którego nogi są wciąż pokryte Świętym Pyłem ze Świętej Ziemi w Bystrzycy Kłodzkiej, po której nie tak dawno temu stąpali święci ludzie nazywani czasem przez lokalnych mieszkańców sektą.

    Krzesełko, które stało się dla mnie przez te 10 dni bardziej osobiste niż telefon, zdążyło przez ten czas zmoknąć, wyschnąć, pobrudzić się, wyczyścić i, oprócz mojej, służyć dupie niejednego Odwykowca.

    Przygotowania

    Od pewnego czasu zdumiewa mnie to jak bardzo wszystko w moim życiu dzieje się we właściwym czasie. Uczę się nie robić rzeczy na siłę. Czekać na ten właściwy czas.

    Dowiedziałem się o Odwyk Campie już wiele miesięcy temu. W marcu, albo jeszcze wcześniej. Miałem kilka faz przygotowań i kilka fal zakupów. W pewnym momencie po prostu wstałem w nocy, włączyłem komputer i zacząłem kupować.

    O dziwo z mamą nie było żadnych problemów. Mimo że musiałem zrezygnować z niektórych rzeczy, a inne przenieść na później, wszyscy zrozumieli bez gadania, że to wydarzenie jest dla mnie ważne.

    Decyzja

    Miałem taką zachciankę żeby pojechać pociągiem. Na czas od 5 do 15 sierpnia. Biłem się jednak z myślami, czy by zdania nie zmienić. W pewnym momencie poczułem pokój w tej sprawie i już wiedziałem, że swoją zachciankę urzeczywistnię.

    Stres

    Nadszedł dzień wyjazdu. Decyzja, co zabrać, co zostawić, co się zmieści, a co nie. A tu goście w domu. Mama każe trzeć ziemniaki. Nie mam do tego cierpliwości. Wracam do pakowania. W końcu wywaliłem z zestawu buty i jakoś się reszta pomieściła.

    Siedzieliśmy sobie w trójkę. Ja, mama i kuzyn i czekaliśmy aż przyjdzie czas ruszać na dworzec. Bałem się nieco, ale zostałem uspokojony. Zupełnie jakby Bóg powiedział:

    Będzie dobrze z tą podróżą.

    Na miejscu

    Gdy dojechałem i doszedłem na miejsce, pomyślałem sobie, że nie było to aż tak skomplikowane jak mi się wydawało. Patrzę, brama zamknięta, dzwonię więc do Jakóba i pytam. Mówi, że zaraz przyjdzie. Siadam zatem na ławeczkę i czekam.

    Jakób oprowadził mnie po terenie. Pokazał, gdzie mogę się rozbić, jakie są nierówności terenu i w którą stronę powinienem mieć głowę w namiocie. Oczywiście wziąłem to wszystko pod uwagę i pewnie dlatego tak dobrze mi się w tym namiocie spało.

    Rutyna

    Ogólnie wszystkie 10 dni wyglądały podobnie. Wieczorem było ognisko, kiełbaski, rozmowy, śpiewy i ja, który zasypiał na swoim krześle grubo przed północą. Idąc do namiotu żałowałem, że nie mogę zostać dłużej. Rano śniadanie, mycie zębów i rozmowy z nielicznymi, obudzonymi już ludźmi.

    Potem treść dnia, czyli wypad do sklepu, do restauracji, na zwiedzanie miasta lub w góry. I tak właściwie nic się nie działo. Nic szczególnego. Żadnych chrztów, wypędzania demonów itp.

    Przygoda w górach

    Zachciało nam się iść w góry. Plan był taki żeby podjechać samochodem, a dalej iść pieszo. Pierwszy przystanek to była skucha, bo okazało się, że od momentu gdy Jakób był tam ostatnio, urosło sporo drzew i nie da się przejść.

    Pojechaliśmy więc dalej. Do wyboru były dwie drogi: krótsza i dłuższa. Dołączyłem do Irka i Artura, którzy szli drogą łagodniejszą. Szliśmy i rozmawialiśmy. W pewnym momencie zauważyliśmy jednak, że droga prowadzi nas w dół. A mieliśmy iść do góry. Z braku lepszych opcji doszliśmy w dół aż do szosy. Dziwne, bo powinniśmy dojść do schroniska.

    Koledzy wzięli mapę, GPS i zaczęli studiować. A ja poszedłem się przejść, bo i tak niewiele z tej mapy rozumiałem. Patrzę jak przejeżdżają samochody i rowery. W pewnym momencie zauważyłem, że przejeżdża coś, co ma napisane „Straż leśna” i zatrzymuje się kawałek dalej.

    Brak jednak poparcia ze strony kolegów spowodował, że pozwoliłem aby straż leśna odjechała. Zobaczyłem znak na odległym drzewie. Dostałem błogosławieństwo aby go zbadać. Podszedłem więc i okazało się, że znak jak znak, nic ciekawego, ale stoi tam wciąż ta straż leśna.

    Podszedłem i wytłumaczyłem, że chcemy dotrzeć do schroniska Jagodna w Spalonej. Dostałem instrukcje, a na końcu strażnik dodał, że w zasadzie to może nas podwieźć. Ja się ucieszyłem, koledzy też. Wsiedliśmy więc i pojechaliśmy.

    Na miejscu zjedliśmy obiad i okazało się, że druga grupa w ogóle tu nie dotrze. Wysłali nam jedynie pinezkę z lokalizacją samochodu. Droga powrotna była prawdopodobnie najbardziej wyczerpującym wydarzeniem tego całego wyjazdu, gdyż wszystko, co z łatwością przejechaliśmy ze strażnikiem leśnym, teraz musieliśmy przejść pieszo.

    Odosobnienie

    Stwierdziłem, że ludzie są fajni i fajnie się gada, ale czegoś mi jednak brakuje. Nie bardzo wiem, czego. Wiem, że czuję się samotny. Gdy tylko jest więcej osób, niż, powiedzmy, trzy, to ja milknę i nie ma mnie już w tym towarzystwie. Znikam.

    Na cmentarzu

    Sad, który tak wspaniałomyślnie udostępniła nam Ciotka Jakóba, graniczy z cmentarzem. Fajnie było tam pochodzić i pooglądać różne groby. Do czasu gdy na jednym zobaczyłem napis „Kochanej mamie”. Przystanąłem tam na trochę. W ruch poszły chusteczki.

    Dlaczego to tak na mnie działa? – Myślę sobie i dochodzę do wniosku, że nie chciał bym aby się okazało, że położenie na grobie napisu „kochanej mamie”, „kochanemu tacie”, „kochanemu dziadkowi”, czy „kochanej przyjaciółce”, było jedynym uprzejmym gestem, jaki ode mnie dostali.

    Czyli doszedłem do wersu: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.” z tym że przeżyłem go na własnej skórze. No, nie do końca, bo przecież nie znam kobiety. Ale najwyraźniej była czyjąś kochaną mamą.

    Zastanawiam się tylko, jak długo widok tego napisu na grobie będzie na mnie działał i czy trwać będzie nawet wtedy, gdy mama powie „trzeba podlać ogródek”.

    Moja książka

    Na Odwyk Camp przywiozłem książkę ze swoimi pracami graficznymi. Nie miałem szczególnego parcia aby ją wszystkim pokazać, ale pomyślałem sobie, że może ktoś będzie chciał obejrzeć.

    W końcu widziało ją kilka osób. Jeden chłopak nawet ją skrytykował. Powiedział, że prace graficzne są dość proste, a wiersz źle napisany. Ale ja wiem, o co chodzi. On po prostu zazdrości, że ja mam swoją książkę, a on nie. A przynajmniej tak sobie wmawiam, bo to przecież niemożliwe żeby mój wiersz był źle napisany, prawda?

    Miałem pomysł aby poprosić ludzi żeby mi się wpisali na ostatniej stronie. Pomysł wziął się stąd, że inni też chodzili z podpisami, tyle że oni dawali do podpisu swoją kopię Śpiewnika Odwykowego, który powstał w celu śpiewania przy ognisku. Odechciało mi się jednak i zaufałem tej emocji, lecz teraz żałuję, bo książka zyskała by stukrotnie na wartości, a ja miałbym pamiątkę.

    Rozmowy

    Była ciekawa rozmowa na tematy duchowe. Jeden z rozmówców stwierdził, że demonom należy współczuć, a wręcz je kochać. Pozostali rozmówcy się oburzyli i zaczęli przytaczać sytuacje z Biblii, jak Jezus traktował demony.

    Nie powiedziałem tego wtedy, ale piszę teraz, że już wcześniej zastanawiałem się nad tą kwestią. Skoro Jezus powiedział żeby kochać swoich nieprzyjaciół, to czy miał na myśli tylko ludzi? W sumie nie powiedział, że tylko ludzi.

    W swoich rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że im już nic nie pomoże. Tak czy siak są już przegrani więc bez większego znaczenia jest mój stosunek do nich.

    Ciekawski Martin

    „Ktoś” spytał mnie, jak tam moje sprawy sercowe, bo ponoć było jakieś „proroctwo”. Zdziwiło mnie, że o to pyta. Czytał mojego bloga, czy może ja o tym mówiłem na Campie dwa lata temu?

    No nic – mówię – była dziewczyna; była wtedy, gdy miała być, ale się rozeszliśmy. Zabawne, intrygujące i irytujące zarazem jak Bóg nieraz dotrzymuje danego słowa. Choć to przecież nie jego wina, że nie jesteśmy już razem.

    Wielki Reset

    To był jedyny dzień i jedyny moment kiedy padało. Lało właściwie. A my mieliśmy mieć naradę, co dalej z Odwykiem. Prowizoryczny daszek z dwóch kawałków materiału pozwolił nam we względnej suchości przeżyć to wydarzenie.

    To chyba nie jest tajemnica, że Odwyk stanie się częścią fundacji; że odpowiedzialność zostanie rozproszona; że więcej ludzi będzie zaangażowanych. Czyli wejdzie w życie jedna z opcji, jakie Martin przewidział.

    Kryzys powrotny

    Dwa dni przed wyjazdem zacząłem się niepokoić. Nie kupiłem sobie biletów powrotnych. Miałem nadzieję, że ktoś będzie przejeżdżał przez Bydgoszcz i mnie zabierze ze sobą.

    Orientowałem się więc, kto gdzie jedzie. Szukałem i pytałem. Niestety brak chętnych. Miałem przeczucie, że Bóg się zajmie moim powrotem. Mimo to miałem kiepski humor. I w tym kiepskim humorze otworzyłem butelkę napoju Tymbark i przeczytałem na nakrętce „Głowa do góry”.

    Nie jestem świrem. Nie przemawiają do mnie tablice rejestracyjne. Ale ten tekst miał podwójne znaczenie. Po pierwsze „Rozwesel się”, a po drugie „Ufaj Bogu”.

    Niektórzy mówią, że nawet jeśli Boga nie ma, to należałoby go wymyślić. W tej sytuacji mówiłem sobie: Nawet jeśli ten napis nie ma sensu, to należałoby go wymyślić. Wszystko dla mojego dobra.

    Dzień przed powrotem, dwóch moich kolegów wybierało się do miasta obczaić drogę na dworzec. Krzyknąłem na nich żeby poczekali na mnie i poszliśmy razem. Wtedy zaakceptowałem myśl, że będę wracał pociągiem.

    Powrót

    W drodze powrotnej zagadywałem do współpasażerów. Czułem się jakoś tak pewniej niż wcześniej. Od Wrocławia do Bydgoszczy stałem przy drzwiach wagonu, bo nie było miejsc w przedziałach. Nie mieli ich nawet ci, którzy kupili bilet dwa dni wcześniej.

    Obok mnie leżał mój bagaż. Nie mogłem się zatem zbyt oddalić, bo się o niego bałem. Cały czas miałem go na myśli. I wtedy przyszedł mi do głowy cytat: Gdzie skarb twój tam i serce twoje. I pomyślałem, że nie może tak być. Naprawdę ta kupka gratów ma być moim skarbem?

    Zmiany

    Podczas Campu czułem coś takiego dziwnego. Jakby Bóg był blisko. I zastanawiałem się, czy to we mnie się coś zmieniło, czy po prostu jest nas dwóch, czy trzech zebranych w imię Jezusa i dlatego on jest wśród nas.

    Jednak Camp się skończył, ja byłem w domu, a te odczucia wciąż były. Widzę też po swoim zachowaniu, że coś się zmieniło. Mam nadzieję, że to nie są tylko emocje.

    Co by tu jeszcze…

    Odwyk Camp się skończył. Jednak w człowieku zostaje to coś, co się rodzi z przebywania z fajnymi ludźmi. Przypomniało mi się jak to jest, gdy nikt nie ma pretensji; gdy nikt nie mówi, co mam robić; gdy nikt nie marudzi; gdy ludzie mają i zakładają w drugim dobrą wolę; gdy są spokojni i uprzejmi.

    Jakby ktoś się kiedyś zastanawiał, czy warto pojechać na taki Odwyk, to odpowiadam: warto. Warto nawet gdy nie ma wody i prądu. Ostatecznie to, czy się śpi w namiocie, czy na wygodnym łóżku, albo to, czy się robi kupę w WC, czy w ToiToi-u, jest tak mało istotne, że aż sam się zdziwiłem.

  • Dzień przed
    Opublikowano w:

    Dwa lata bez jednego dnia temu dostałem od Boga proroctwo, że za dwa lata dostanę dziewczynę. Nie wiem, co to dokładnie miałoby znaczyć. Czy będzie to dzień, kiedy się po raz pierwszy zobaczymy? Czy może dzień, w którym po raz pierwszy porozmawiamy? A może dzień, kiedy się w sobie zakochamy?

    Dlatego traktowałem ten dzień umownie, że mniej-więcej wtedy coś się wydarzy. Jednak całkiem niedawno dotarła do mnie pewna zbieżność. Otóż Kościół Dla Każdego, który jest najbliższym mi kościołem i dla którego robię co tydzień grafiki, mieści się właśnie przy ulicy, która ma dziwną nazwę: „19 Marca 1981 roku”. Przypadek? Nie sądzę. Przecież Bóg mógł powiedzieć mi to 18 marca, albo 20 marca. Ale on wybrał dzień 19 marca. To chyba znaczy, że ta data jest istotna. Dlatego siedzę jak na szpilkach i patrzę, co się zdarzy.

    Ponadto od dawna jest dla mnie jasne, że zanim dostanę dziewczynę, powinienem mieć uregulowaną sytuację z Bogiem. Mam na myśli jego Królestwo. W Biblii jest napisane, że:

    Królestwo Boże to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym.

    A mi od tak dawna brakuje i pokoju i radości. Czuję się wręcz odwrotnie. Czuję na przemian strach i smutek. To mnie z kolei doprowadza do frustracji, bo oznacza, że nie mam Ducha Bożego, którego tak chcę mieć.

    Czy na pewno nie mam?

    Gdy się jednak nad tym szczerze zastanowię, dochodzę do wniosku, że nie całkiem Go nie mam. Dziwna konstrukcja, ale już się wyjaśniam. Na przykład, robię te grafiki dla kościoła. Zaczynam zawsze od szukania odpowiedniego zdjęcia, a potem je obrabiam, dodaję bajery i dodaję teksty. W całej mojej historii grafik, których mam już ze 150, zdarzyło się tylko kilka razy, że mój pomysł został odrzucony. A i wtedy miałem przeczucie, że tak się stanie i w zasadzie mogłem tego uniknąć.

    Druga sprawa to kwestia mojego pisania. Podczas tworzenia notki o pruskim modelu szkolnictwa w Hogwarcie odczułem dobitnie jaka jest różnica pomiędzy pisaniem z rozumu, a pisaniem z serca. Tak to nazwałem, bo nie mam lepszego porównania. Gdy próbowałem napisać coś sensownie i merytorycznie, wychodziły długaśne nudy. A potem to kasowałem i pisałem „z serca” i wyszło bardzo emocjonalnie i wciągająco.

    Ostatnia sprawa to kwestia mojego życia codziennego. Mam często w czasie dnia takie przeczucia, że coś powinienem zrobić, a czegoś nie. Niestety są tu dwa problemy. Po pierwsze, mam też mnóstwo „szumu”, który mi zagłusza ten prawdziwy głos. Po drugie, nawet jak już usłyszę, to nie zawsze się stosuję. A potem mam konsekwencje. Niemniej jednak, jakiś kontakt z Bogiem w tej kwestii mam.

    Co bym chciał?

    To wszystko uświadamia mi, że nie może być prawdą stwierdzenie, że nie mam Ducha Świętego. Ja się tylko zastanawiam, gdzie ten pokój i radość? Gdzie są rzeki wody żywej, w których kiedyś się kąpałem? Brakuje mi tego, i to brakuje mi tego od około 10 lat. Ale czy nie jest tak, że ja sam wybieram smutek i strach? A jeśli tak, to dlaczego? Gdzieś tu jest jakieś kłamstwo. Leży i śmierdzi, lecz nie wiem, gdzie.

    Na ostatnim spotkaniu w kościele ludzie chwalili się swoimi przeżyciami na kursie Alpha. Mówili o darze języków, o Duchu Świętym, o cudach. Ale czy ja bym chciał dar języków? Nie pociąga mnie to w ogóle. Ja bym wolał dar mówienia wierszem, gdyby taki był. Albo ewentualnie dar tłumaczenia języków. Przydałby się wszystkim, a ja bym w końcu wiedział, kto naprawdę ma ten dar, a kto udaje.

    Albo dar proroctwa. Chociaż z drugiej strony, robić za proroka to chyba nic przyjemnego. To może dar czynienia cudów? Jest taki, ale co ja bym zrobił z taką mocą? Musiałbym się mocno trzymać Boga, aby nie zbłądzić.

    Za co już mogę dziękować?

    Chodzę więc po pokoju, słucham muzyki i rozmyślam o tym wszystkim. I nagle patrzę na głośnik, patrzę na telefon i myślę sobie. „Kurcze! Ale fajnie, że to mam.” I są to rzeczy wysokiej jakości, a nie jakiś szajs. Tablet, na którym to teraz piszę, też jest darem od Boga. W ogóle mam sporo tych darów, a zacząłem tylko od materialnych.

    Nie jest tak źle. Mam przyjaciół w kościele. Mam pracę. Mam jakiś tam kontakt z Bogiem. Mam rodzinę.

    Czego mi brakuje?

    Brakuje mi fajerwerków. Tych doznań, które były na początku. Nie wierzę, że one są tylko dla początkujących. Ciągle mam wrażenie, że zostałem wykopany z Królestwa Bożego przez głupotę, którą zrobiłem 10 lat temu. Poszedłem za głosem, za którym iść nie powinienem, a potem całe to szczęście ze mnie wyciekło jak woda z durszlaka.

    Niech się jakiś teolog wypowie: Czy to możliwe żeby zostać ochrzczonym Duchem Świętym, a potem ten duch mógł odejść? Czy jest możliwe wejść do Królestwa, a potem z niego wyjść? I ważniejsze: Czy można potem drugi raz wejść? W głowie mi się to nie mieści. Nie ma chyba czegoś takiego w Biblii. Ale cóż, w moim życiu jest. Kiedyś szukałem odpowiedzi na te pytania. Chciałem ustalić, czy ktoś jeszcze tak ma. Napisałem wtedy notkę na blogu odwykowym Noc ciemna. Św. Jan od Krzyża pisał właśnie o nocy ciemnej, która polega mniej-więcej na tym, co ja przeżywam.

    Podsumowanie

    Jak by to podsumować? Sam nie wiem. Jutro się wszystko okaże. Czy to było prawdziwe proroctwo, czy tylko mi się wydawało, jak to już miało miejsce kilka razy? W każdym razie, po zrobieniu tysiąca okrążeń po pokoju i po przemyśleniu spraw, jest mi już lepiej. Ta notka też ma dla mnie wartość terapeutyczną. Jeśli cię zanudziła na śmierć, to proszę, daj znać… a nie, to już nie masz jak. Ok. To jeśli ci się spodobała, to daj znać, a jak nie, to też.

    Zobacz też

    Napisałem wierszyk o tym proroctwie. Jest tutaj: Wiosna.

  • Wiosna
    Opublikowano w:

    Czyli rymowana kompilacja marzeń i przepowiedni.

    Napisałem sobie taki wierszyk. Nie wiedziałem, co chcę napisać. Wiedziałem tylko, że ma być wierszyk. I wyszedł ładnie i nawet ma przesłanie, choć go nie planowałem.

    Pomyślałem sobie potem, że jestem człowiekiem żyjącym obietnicami. Gdyby nie to „Poczekaj” z poprzedniego wpisu i gdyby nie „Moje nowe marzenie„, to pewnie byłbym załamanym frustratem.

    Ale obietnice są, choć nie wszystkie się sprawdzają. A wierszyk nawiązuje do sielanki Franciszka Karpińskiego „Laura i Filon” z 1780 roku i do mojej wersji nowoczesnej tego utworu napisanej na zajęcia z j. polskiego w liceum.

    1.

    Już wiosna, psy się uśpiły.
    Żyć trzeba z terrorem.
    Korona mniejszym problemem,
    Lecz bywa horrorem.

    Nie będę włosów zapuszczał.
    Jest fryzjerskie podziemie.
    Myśl o Laurze dopuszczam,
    Co jak ja ją, tak chce mię.

    ref.

    Już wiosna, biedronki
    I pszczółki bzykają.
    Śpiewają skowronki,
    I pieski szczekają.

    Lecz moja samotność
    Co roku doskwiera.
    Smutku wielokrotność,
    Bliskości potrzeba.

    2.

    Och, Lauro, nie marudź,
    Już wiem, o co kaman.
    W dwa lata cię znajdę,
    Moja obiecana.

    Już wiosna, psy się uśpiły,
    I coś tam klaszcze za borem.
    Ja z moją Laurą szczęśliwy,
    I koniec z terrorem.

    Napisano 4 czerwca 2020

×