Prawica, lewica, odbytnica

przygody

  • Rok przemian ’24
    Opublikowano w:

    Skończył się rok, po którym spodziewałem się przełomów. Nazwę go jednak rokiem przemian, bo przełomów nie było, ale zmieniło się wiele.

    Wstęp napisany w lutym

    Jest rok 2025, a podsumowanie 2024-go publikuję dopiero dziś. Dzieje się tyle… TYLE!!! A dopiero minął styczeń. Dużo zawdzięczam nagrodzie, którą wygrałem w sylwestra. Tyle nowych możliwości! Tyle ich wykorzystałem! Bardzo się z tego wszystkiego cieszę. Sytuacje nabierają tempa i jeśli trend się utrzyma, to w tym roku osiągnę prędkość światła.

    A tymczasem zapraszam na podsumowanie roku ubiegłego.

    Skrót wszystkiego

    W tym roku zacząłem czytać Biblię. Robiłem grafiki z cytatami dla Kościoła. Pisałem na poludzku.com. Wydałem drukiem swoje wiersze.

    Znalazłem radość w służeniu. Nauczyłem się zaufania. Odkryłem, że nie jestem brzydki. Znalazłem nowy sens mojej pracy. Byłem radosny, smutny, szczęśliwy, odrętwiały, wkurzony i spokojny.

    Byłem w Mogilnie, w Oćwiece, w Murowańcu, w Ostródzie, w Ustroniu. Nie byłem na No Fear Camp.

    Byłem na trzech pogrzebach. Umarły dwie bliskie mi osoby.

    Przeprowadziłem się. Mój kościół zmienił lokalizację.

    Początek roku z Biblią

    Ten rok zaczyna się ciekawie. Mam nowe obowiązki. Będę robił grafiki z cytatami dla kościoła. Będę też pisał na poludzku.com. Bardzo mnie to wszystko cieszy i zdumiewa, że dzieje się akurat z początkiem roku.

    Narzuca mi się też coraz bardziej temat czytania Biblii. Przyszli do mnie do domu Świadkowie Jehowy z propozycją zapisania się na kurs biblijny. Do tego Waldek wystartował z projektem SOWA, specjalnym sposobem czytania Pisma.

    Pomyślałem, że mogę trochę poczytać. Może nie codziennie, ale chociaż czasem. A dziś jest taka piękna pogoda. Bardzo zimno, leży śnieg, ale świeci przecudne słońce i jest sucho. Słowem – chce mi się żyć.

    Dlatego, póki jasno, zabieram się za czytanie. Miałem już kilka podejść do Biblii. Zakładam więc, że i to może nie być ostatnie, ale dziennik jest tak gruby, że starczy mi do końca życia.

    Dziennik czytania Biblii, 7 stycznia

    Niespodziewana zmiana życia

    W ciągu ostatnich kilku lat miałem niewiele obowiązków. Ilość czasu, jaki mogłem przeznaczyć na odpoczynek, nakazywała mi postrzegać moje życie jako nudne. Wręcz narzekałem na to, że nic nie robię i nic się nie dzieje.

    Aż tu nagle przychodzi rok 2024 i na początku lutego w moim dzienniku piszę tak:

    Nie wiem, do czego Bóg chce mnie użyć, ale idę w to.

    I pomodliłem się tymi słowami:

    Panie, mój Boże, cokolwiek dla mnie masz, proszę daj, bo wierzę, że jesteś dobry.

    A po tygodniu stało się to:

    Narzuciły mi się nowe obowiązki. Mam fuchę u babci. Sprzątam, robię zakupy, karmię koty i obowiązkowo muszę zjeść łososia i jajko. Pomagam też tacie gdy tego potrzebuje i jeżdżę z nim do szpitala.

    Jestem zadowolony, że robię coś pożytecznego. Uczę się służyć.

    Opatrzyłem to następującym komentarzem:

    Chciałem mieć dziewczynę, a sprzątam psie gówna w ogródku babci. Bóg to ma poczucie humoru, a przy tym jest mądry, zna człowieka i wie, co dla niego jest dobre.

    Cytaty z Dziennika czytania Biblii, 11 lutego

    Rok pod znakiem NFC

    Sprawą, która najbardziej w tym roku zaprzątała moją głowę był No Fear Camp. Śledziłem tę inicjatywę jeszcze zanim zaczęła się tak nazywać.

    Bardzo chciałem tam jechać. Ubzdurałem sobie rzeczy na temat tego obozu. Wkręciłem sobie jakieś znaki od Boga.

    I tak trwało to do 18 sierpnia, dnia poprzedzającego początek obozu. Nie byłem w stanie wtedy napisać do pamiętnika, więc zrobiłem nagranie. Zaczyna się tak:

    Przepraszam siebie samego z przyszłości za ten wpis, gdyż będzie on manifestacją moich żalów.

    Potem mówię, że były to najgówniańsze wakacje jakie miałem. Mówię, jak bardzo brakuje mi wyjazdu. Wyrażam to mniej-więcej tymi słowami:

    Chciałbym żeby moje życie było ciekawsze. Żeby nie składało się tylko ze sprzątania kuwet, podlewania kwiatków i pierdolenia kurwa mać wszystkiego… dobra, po prostu chciałbym żeby w te wakacje coś się jeszcze wydarzyło. Chciałbym pojechać gdzieś, gdzie nie będzie tych obowiązków, które ciągle gdzieś tu mam.

    Jest to dla mnie nowość, bo nigdy wcześniej nie odczuwałem potrzeby wyjazdu.

    Jest jeszcze ciekawa sprawa związana z tytułem tego rozdziału: „Rok pod znakiem NFC”. Taki skrót oznacza Not From Concentrate i jest napisany na butelkach z sokami, które są świeżo wyciśnięte, a nie zrobione z koncentratu.

    No Fear Camp zdecydowanie nie był z koncentratu.

    A co to oznacza w kontekście mojego roku przemian ’24? Pozostawię tu puste miejsce na interpretacje.

    Koncentrat z emocji

    Jakie emocje towarzyszyły mi w tym roku? Na pewno było ich dużo, ale dopiero teraz, gdy robię to podsumowanie, zauważyłem jak były skrajne.

    Najpierw, 7 stycznia, piszę, że jest piękna pogoda i że bardzo cieszę się życiem, by po czterech dniach wyznać, że uleciała mi cała radość życia i jestem przygnębiony, zmęczony i poirytowany.

    Potem, 31 marca piszę, że czuję się jakbym otrzymał „wszelkie duchowe błogosławieństwo nieba”, które nie trwało wiecznie, bo w maju piszę tak:

    Gdy szedłem dzisiaj do taty zrobić mu zastrzyk, zauważyłem, po raz kolejny, że jestem jakiś przygnębiony, skrzywiony ryj mam ponurością. Strasznie mnie to wpienia, zwłaszcza gdy sobie przypomnę, jaki byłem niedługo po nawróceniu.

    W drodze powrotnej minąłem dziecko. Zastanowiłem się „Czego mi brakuje żeby się takim stać?” Usłyszałem „Usiądź.” Usiadłem więc na murku. I wtedy mi się przypomniało, że mam napisać pamiętnik, bo bardzo dawno nic nie napisałem, a mam full nowych tematów.

    pamiętnik, 21 maja

    Wpis z 8 października zdradza, że:

    Przez ostatnich kilka dni byłem bardzo zadowolony z życia. Chwilami nawet szczęśliwy.

    Z kolei 7 listopada piszę tak:

    Od paru dni jestem drętwy i przygnębiony. A przecież nie zawsze tak było.

    Taki koncentrat z emocji. Gdyby porównać to jak się czuję teraz do stanu sprzed 12 miesięcy, to stwierdziłbym, że chyba przyczepiłem się do jakiejś rakiety i przeleciałem kawał świata. Jestem teraz w zupełnie innym miejscu, bo Bóg przeprowadził mnie przez zrozumienie conajmniej kilku ważnych spraw. A to doprowadziło do zwiększenia pokoju oraz nadziei i zaufania, że będzie dobrze. Nawet mam wpis na ten temat:

    Właśnie porzucam bycie człowiekiem strachu i zaczynam być człowiekiem nadziei. Taką mam nadzieję. Zamiast się bać, że nie będzie gdzie zaparkować, zamierzam mieć nadzieję, że jednak będzie. Zamiast bać się, że podjąłem głupią decyzję, mieć nadzieję, że jednak decyzja jest dobra. I tak dalej. Spodziewam się, że przyniesie to mojemu umysłowi dużo pokoju.

    pamiętnik, 10 czerwca

    Coś się jednak działo w tym roku

    Na początku tego wpisu napomknąłem, że:

    Byłem w Mogilnie, w Oćwiece, w Murowańcu, w Ostródzie, w Ustroniu.

    O moim wyjeździe na zimowy Odwyk Camp 2024 w Ustroniu napisałem osobną notkę. Tutaj powiem tylko tyle, że był i że uratował mnie przed totalną załamką, bo naprawdę potrzebowałem gdzieś wyjechać.

    O wyjeździe do Mogilna napisałem:

    To było tak. W czwartek nie wiedziałem, że gdzieś jadę. Dopiero po grupce Waldek powiedział, że mogę z nim jechać. Pojechałem więc. Był to piknik dla ludzi w wieku 14 – 30 lat. Na miejscu średnia wieku 15.

    Na nabożeństwie usiadłem w pierwszym rzędzie, bo inne miejsca były zajęte. Czułem się troszkę nie na miejscu. Potem były zabawy integracyjne. Zaczęły się od tańczenia Belgijki. Ja nie tańczyłem. Usiadłem gdzieś z boku i patrzyłem. Potem kolejne zabawy. Patrzyłem z boku i robiło mi się coraz bardziej smutno.

    W końcu smutek przeważył i wyszedłem poza teren ośrodka. Pochodziłem sobie trochę. Ukryłem się za budynkiem i wielokrotnie wyśpiewałem cicho:

    Zamknięte drzwi
    Nikt nie pojawi się
    Nikt nie zapuka do drzwi

    Nie znajdzie nas
    Kto by nas szukać chciał
    Nie będzie szukać nikt nas

    O wyjeździe do Oćwieki napisałem osobną notkę. Ale jej nigdy nie opublikowałem. Wklejam fragment:

    Byłem na wyjeździe. Jednodniowy wyjazd za miasto z ludźmi z różnych kościołów. W ładnym ośrodku były wykłady, śpiewanie, kawa, ciasto i grill. Były też gry i kajaki.

    Zauważyłem ze smutkiem, że nie mam ochoty popływać. A przecież lubię kajaki. Nie miałem też ochoty na gry. Nie socjalizowałem się z ludźmi. Generalnie było mi smutno i drętwo. Nie przychodziło mi do głowy nic, co mógłbym zrobić z ludźmi.

    W pewnym momencie byłem świadkiem takiej sytuacji. Młoda dziewczyna wzięła piłkę i zaczęła samotnie grać w siatkę. Od razu przyszło mi do głowy żeby pójść i z nią zagrać. Nie zrobiłem tego jednak. Stałem jak baran i gapiłem się jak idiota. W końcu podszedł do niej ktoś inny i z nią zagrał.

    Potem było mi bardzo źle z powodu tego jak się zachowałem. Po powrocie do domu płakałem i przez trzy dni odchorowywałem ten mój idiotyzm. Doszedłem jednak do ważnych wniosków, więc wyjazd nie był stracony.

    O imprezie w Murowańcu mam niewiele zapisków.

    Zaczęło się od tego, że Betel zorganizował piknik w Murowańcu. Dopiero późnym popołudniem dowiedziałem się jaki jest dokładny adres. Pojechałem mimo wszystko.

    Na miejscu okazało się, że wydarzenie się kończy. Trochę pogadałem z Grażyną. Poznałem Danutę. Odwiozłem obie do domów. Danuta zaprosiła mnie na grupkę.

    Potem byłem na tej grupce i wydarzyło się kilka rzeczy, które by się nie wydarzyły, gdybym nie pojechał wtedy do Murowańca. Jednak żadna z nich nie miała w tym roku wielkich, ważnych i poważnych konsekwencji.

    W Ostródzie było tak:

    Waldek zaprosił mnie na uroczystość mianowania jego przyjaciela na pastora.

    Na miejscu było nabożeństwo. Trwało jakieś 3 godziny, ale przeżyłem to. Waldek miał też krótkie słowo wraz z prezentem dla nowego pastora.

    Po imprezie, Waldek zahaczył gdzieś o biskupa i przeczytał mu „Biblię ateisty”. Bardzo chciał kupić egzemplarz „Poezji bazgranej”. Chciałem mu dać za darmo, ale się uparł, więc rzekłem że ma dać 20 zł. Wziął tomik i poszedł po portfel.

    Później znalazł mnie gdzieś jedzącego obiad wraz z Waldkiem i innymi VIP-ami. Wręczył mi dwie broszury, wizytówkę oraz banknot, w którym z niedowierzaniem zidentyfikowałem 100 PLN.

    Poezja bazgrana

    Skoro już wyszedł ten temat, to wyjaśnię. Nazwałem tak tomik moich wierszy. Być może dlatego, że Ranko nazwała swoją płytę „Poezja brzdąkana”. A może dlatego, że w istocie pobazgrałem tam coś na marginesach, że niby są ilustracje.

    Zaczęło się od tego, że przypadkiem napisałem wiersz „Biblia ateisty”. Potem przypadkiem moja babcia go przeczytała. Gdy dowiedziała się, że mam więcej wierszy, chciała przeczytać wszystkie.

    Zaproponowała, że zasponsoruje mi wydanie tych wierszy, bo stwierdziła, że internet internetem, ale druk to druk.

    A ja stwierdziłem, że w takim razie trzeba to zrobić z sensem, a nie dać same literki na białym tle. Zrobiłem to w formie zeszytu z ilustracjami na marginesach. Dodałem też przepiękną okładkę, z której jestem bardzo dumny.

    Ciąg dalszy zmian

    Dzisiaj o 10:50 spokojnie czytałem Władcę Pierścieni, gdy zadzwoniła mama i powiedziała:

    „Przyjedź do szpitala w przeciągu godziny. Ja też przyjadę.”

    Zapytałem głupio:

    „Co się stało?”

    Jakbym nie wiedział.

    „Pożegnamy się z ojcem”

    Powiedziała. Przez chwilę zastanawiałem się, czy on jeszcze żyje. Ale rozsądek kazał porzucić tę myśl.

    pamiętnik, 18 września

    Mój ojciec pożegnał się ze światem. Ja zmieniłem lokum. Zajmuję się jego kotami. Do dziś czuję się tutaj jak koczownik, ale coś mi mówi, że to jest moje miejsce.

    W tym roku zginęła również moja przyjaciółka. Ta, która na moje „nudzi mi się” napisane na Facebooku odpowiedziała „Przyjdź do kościoła”. Można więc powiedzieć, że to dzięki niej tu jestem. A Kościół zmienił w moim życiu dużo, dużo.

    Projekty chwilowo porzucone

    Jest kilka spraw, które zacząłem w tym roku i pozostawiłem niedokończone. Na przykład, zacząłem pisać książkę. Napisałem kawałek pierwszego rozdziału i nie dopisałem nic więcej.

    Miałem też współpracę z Pawłem, co robi stronę wszetecznik.pl. Pisałem dla niego kontynuacje mojego opowiadania o Kościele Wyzwolonych Penisów.

    Chciałem zrobić program, który ułatwiłby nam obsługę nabożeństw, ale wychodzi na to, że to nie jest dla mnie dobry czas na sprawy programistyczne.

    Różne sprawy

    Aga z Dominikiem nagrali serię świadectw. Ja też tam wystąpiłem. Gdy wyszło pierwsze, które było najmocniejsze, i należało do Marcina, włączyłem je sobie. Jednak po około 10 sekundach byłem zasmucony. W intro byli wszyscy, tylko kurde nie ja. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Dlaczego mnie tam nie ma? Czy jestem za brzydki? Czy się nie nadaję na YouTube?

    Spytałem Agę, dlaczego tak to zrobili. Okazało się, że po prostu nie było więcej miejsca do podkładu muzycznego, który był w intro. Dzięki temu przepracowałem mój pogląd na temat mojego wyglądu.

    pamiętnik, 21 maja

    Przechodzimy w KDK kurs „Kroki do wolności w Chrystusie”. Dzięki niemu przypomniało mi się, że w fundamentach, t.j. w piwnicy, mojego domu znajdują się książki o OBE. Strasznie mnie to wierciło, więc poszedłem i wywaliłem je na śmietnik. Poszły wszystkie książki Monroe i Sugiera, a także „Przebudzenie” Anthony’ego de Melo i Dalajlamy jakieś pierdoły o drodze do szczęścia. Czuję teraz ulgę, gdy myślę o tym, że tych książek już u mnie nie ma.

    pamiętnik, 21 maja

    Przemyślenia

    Przejrzałem się wczoraj w lustrze. Wyglądałem jak wariat w poczochranych włosach. Przypomniało mi się jak fajnie było robić wariackie rzeczy po nawróceniu się. Chcę tego więcej. Ale dziś u babci przyszła mi do głowy taka myśl:

    „Podobało ci się wariactwo, ale codzienna, męcząca praca już ci się nie podoba?”

    A przecież obie te rzeczy są od Boga.

    pamiętnik, 5 października

    Zastanawiam się od paru dni nad tym. Jak zaglądam w siebie, to widzę, że nie czuję nic. Wiem, że to niemożliwe. Zawsze się coś czuje. Tylko że u mnie to jest jakby gdzieś daleko. Z drugiej strony, ostatnio często płaczę. Czy można płakać nic nie czując? Więc chyba jednak czuję. Ale nie mam już takich jazd, jakie miałem jako nastolatek, że byłem super zdołowany:

    „O jejku, o jejku, nikt mnie nie lubi, nikt o mnie nie pamięta!”

    A potem jak mi ktoś powiedział „Cześć”, to pisałem notki o tym jak to jedno słowo potrafi zmienić wszystko.

    I ja myślę, że na tym polega bycie dorosłym. Na tym właśnie, że już się nie szaleje z byle powodu. Ale ja bym jednak chciał. Ja bym chciał czuć, że żyję. I faktycznie czasem mam takie fajne odczucia, a czasem jest mi smutno, na przykład wtedy, gdy wychodzimy z kościoła i każdy idzie w swoją stronę. Ale ogólnie jest równowaga. I mnie ona strasznie wkurza.

    pamiętnik, 1 listopada

    Tuż przed nowym rokiem

    Sylwestra spędziłem w kościele. Dziwne miejsce na imprezę, co nie? Ale okazało się, że było to najlepsze miejsce dla mnie wtedy. Losowaliśmy nagrody. Wylosowałem „Obiad na plebanii”. W tym momencie przyszło mi na myśl, że nic tutaj nie jest przypadkowe. Nie, żeby ktoś z ludzi coś knuł, nie. To był 100% przypadek, że to wylosowałem. Z tym, że przypadek to Duch Święty incognito.

    Dlatego ucieszyłem się bardzo, gdy później losowaliśmy cytaty z Biblii, które mają nam przyświecać w nowym roku i wylosowałem taki:

    … gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc. I będziecie moimi świadkami (…) aż po krańce ziemi.

    Dz. Ap. 1:8

    Ucieszyłem się dlatego, że ja wciąż myślę, że mam tego Ducha za mało. Wciąż jestem zwykłym chłopakiem. Ale jak dostanę tego Ducha, to będę Łukaszem na sterydach.

    Kolejna zabawa polegała na pisaniu sobie miłych rzeczy. Gdy tylko zobaczyłem, że Waldek przyniósł koperty z imionami, od razu wiedziałem, co będzie. Odeszły ode mnie wszelkie władze umysłowe. Pastor rozdał każdemu kopertę z jego imieniem. Podał nam też karteczki i długopisy.

    Zaczęliśmy pisać. Koperty poszły w ruch. Ja wciąż odrętwiały umysłowo, nie byłem w stanie nic wymyśleć. I właśnie wtedy, gdy czułem się kompletnie bezradnie, ktoś pisał o mnie: „Podziwiam twoją biegłość umysłu”.

    To taka mała ironia losu na samą końcówkę roku.

    Podsumowanko

    Doszedłem do miejsca w notce, gdzie trzeba to wszystko podsumować. Co mogę powiedzieć? Zmiany zaszły wielkie. Praca u babci, potem śmierć taty i przeprowadzka.

    Zmieniłem się w tym roku bardzo. Mimo tego, wciąż mam głód zmian. Wciąż pragnę, aby się zmieniało więcej. Wciąż biegnę do tego miejsca, do którego chcę dotrzeć. Wylosowany cytat daje nadzieję na to, że będzie to w tym roku.

    Żegnam więc rok przemian ’24 i wkraczam w rok ’25 z wiarą i z nadzieją na to, że będzie to w końcu rok przełomów.

    Post Scriptum

    Na obrazku wyróżniającym do tej notki widać, że jest kościół, i że słuchamy tam piosenek Ranko Ukulele. Szybko pstryknąłem fotkę, gdy dotarł do mnie ogrom kontrastu tej sceny.

    Widać też sznurki, za które ciągnęliśmy aby losować nagrody i kubeczki z numerkami, w których były one schowane.

  • Super fajny dzień z Bogiem
    Opublikowano w:

    To było tak. Dowiedziałem się wczoraj, że mam dzisiaj załatwić sprawę w urzędzie. Zanieść jakieś papiery. Ale najpierw odebrać je od babci. A po wszystkim iść na grupkę w kościele.

    Połączyłem kropki i wyszło mi, że będę miał sporo wolnego czasu na mieście. Pomyślałem sobie:

    Ach, może Bóg zaingeruje i będę miał super fajny dzień z moim Panem.

    Bo przypomniał mi się mój pierwszy spacer z Bogiem. Było to w Poznaniu. Wracałem do swojego wynajmowanego pokoju, ale coś mi mówiło, żeby minąć budynek i iść dalej. Poszedłem i przeżyłem z Nim naprawdę miłe chwile.

    Dlatego teraz pomyślałem:

    Dobrze, Boże, to pomiędzy 15:30 a 18:00 będę miał czas tylko dla Ciebie.

    Początek

    Dzień zacząłem od kąpieli. Gdy leżałem w ciepłej wodzie, poczułem coś swoim duchowym zmysłem. Coś miłego. Jakby pocieszenie, ale nie do końca, bo przecież nie byłem smutny. Pomyślałem sobie, że dobrze się ten dzień zaczyna.

    Ale zaraz potem nadciągnęło coś, co w zasadzie jest symbolem całego dnia. Nadciągnął mianowicie smród. Wącham i wącham, a że mam koty nie od dziś, lecz od 10 lat, to z miną eksperta stwierdziłem:

    Gówno jest w kuwecie.

    Zacząłem się więc pospiesznie myć, płukać i suszyć aby jak najszybciej posprzątać ten syf.

    Środek

    Nie mogę powiedzieć, że nic mi się dzisiaj nie udało. Z łatwością załatwiłem sprawę w urzędzie. Następnie miał być ten czas z Bogiem. Pytam go więc, co mam robić, a on na to:

    Rób co chcesz.

    Więc zrobiłem, co chciałem. Poszedłem na obiad. Od dawna mam w myślach wspomnienie chińskiego kubka, który zawierał ryż, warzywa i kurczaka. Jadłem to raz kiedyś i było bardzo dobre.

    Wiedziony tym wspomnieniem poszedłem do restauracji o najbardziej chińsko brzmiącej nazwie. Dostałem kubek. Wyglądało jak makaron z tłuszczem. Gdybym miał się pokusić o dłuższy opis, z pewnością sięgnąłbym po dosadne słowo, które już raz w tej notce padło. Połowę wyrzuciłem tak jak stało prosto do śmieci razem z kubkiem i widelcem.

    Poszedłem do kościoła. Dwie godziny przed grupką. Okazało się jednak, że nie jest źle, bo za chwilę odbywać się będzie próba przed niedzielnym śpiewaniem. Miałem się więc gdzie podziać.

    Niestety podczas grupki byłem niezadowolony. Zjedzone paskudztwo wraz z niespełnionymi oczekiwaniami względem Boga robiło swoje. Nie podobało mi się nic, co tam mówili. Opowiadali okropne pierdoły i czekałem już tylko aż ta tortura się skończy.

    Skończyła się. Wyszedłem. Poszedłem do domu pieszo, bo gdy mam jakiś problem, to lubię go przechodzić, a problem ewidentnie był.

    Koniec

    Pomyślałem sobie, że skoro już idę pieszo, to wejdę do McDonald’s i zjem dla odmiany coś dobrego. Niestety, nie smakowało mi to, co zamówiłem, choć miało smak taki jak zawsze. Do tego kawa nalana z czubkiem, więc gdy otworzyłem pokrywkę, to mi się wylało to, co było w środku. A w środku miała być Latte, a była zwykła kawa z mlekiem.

    Tego było już za wiele. Wyszedłem i zacząłem rozmyślać. O co tutaj chodzi? Boże! Czy to jakieś Twoje żarty? Nie śmieszą mnie one, wiesz? Miał być dzień z Tobą, a jest wielkie Gie.

    Szedłem więc rozmyślając. Dlaczego nie jest tak, jak wtedy w Poznaniu? Boże! Przecież miałeś czas od 15:30 do 18:00. Dlaczego go nie wykorzystałeś?

    A może o to Ci chodzi? No tak! Mój pierwszy spacer z Tobą był Twoją inicjatywą. Powiedziałeś „Idź” i poszedłem. Nie spodziewałem się tego. To Ty wymyśliłeś. A tutaj… 15:30 do 18:00, czwartek, 5 października – czas z Bogiem.

    Chciałem Cię wpisać w kalendarz. Jednak Ty wysmyknąłeś się z mojego grafiku. Wysmyknąłeś się i rozlałeś mi kawę. Dałeś niedobre jedzenie i użyłeś kota żeby mi nasrał do kuwety.

    A jednak to ciche pocieszenie na samym początku. Jakbyś chciał powiedzieć „Jestem z tobą”.

    Chciałem mieć dzień z Bogiem i w gruncie rzeczy miałem, choć zupełnie inaczej, niż to sobie zaplanowałem.

    Ty masz zawsze swoje zdanie. Jesteś niezależny i robisz rzeczy po swojemu.

    Boże! Kocham Cię za to i dziękuję za dzisiejszy, pięknie z Tobą spędzony dzień.

×