Scrollowanie sfrustrowanie

twórczość

  • Mój kolega z kościoła
    Opublikowano w:

    Chodzę od jakiegoś czasu do kościoła. Sporo rzeczy mi się nie podoba, ale już się przyzwyczaiłem. Niedawno przyszedł jakiś nowy. Zaprzyjaźniliśmy się. Był całkiem normalny. Spędziliśmy razem trochę czasu poza budynkiem kościoła.

    Widziałem jak wszystko mu się tutaj podoba. Widziałem jego zapał i zaangażowanie. Pytania do pastora i chętnie słuchane odpowiedzi. Był całkiem normalny.

    Nie wiem, jak to się stało. Wczoraj byliśmy na spotkaniu modlitewnym. Tu o wszystko trzeba się pomodlić. Śpiewaliśmy. Stałem obok mojego kolegi. Stałem i nie śpiewałem oczywiście, bo nie miałem ochoty. Ale patrzę na kolegę i co widzę?

    Ręce uniesione, oczy zamglone, usta śpiewają słowa doniosłych pieśni. Wsiąkł. Śpiewał nawet takie pieśni, których ja nie znałem po latach uczęszczania do kościoła.

    Straciłem kolegę. Już nie jest normalny. Wsiąkł na dobre.

    Jednak spotkanie trwa. Pastor wytrawnie gra na gitarze. W sumie trochę nudno tutaj. Może pośpiewam?

    „Jezus! Jezus! Jezus!” – moje usta śpiewają słowa doniosłej pieśni. Ręce mam uniesione, oczy zamglone.

  • Kościół Wyzwolonych Penisów – opowiadanie, część 1
    Opublikowano w:

    – Witajcie telewidzowie, witaj publiczności, szczęść Boże, nasz gościu, czy raczej powinienem powiedzieć „Ojcze”?

    – Słuchaj, stary, ze szczęść Boże już nie trafiłeś stylistycznie, ale z Ojcem to przegiąłeś doktrynalnie.

    – Co?

    – Ojciec jest jeden, w niebie.

    – Haha! Niezły początek. Pozwól, że cię przedstawię. Naszym gościem dzisiaj jest założyciel Kościoła Wyzwolonych Penisów, pastor Stefan Wiśniewski.

    Pastor ukłonił się do publiczności i pomachał do kamery.

    – Co cię skłoniło do założenia Kościoła Wyzwolonych Penisów, i skąd, do diaska, ta śmieszna nazwa?

    – Na pewno nie śmieszniejsza od twojego „do diaska”, a wzięła się z potrzeby mojego serca.

    – Na pewno serca?

    – Tak. Gdy widziałem te rzesze młodych mężczyzn, którym zależy na Bogu i którzy chcą być w kościele, ale wszyscy im mówią, że masturbacja to grzech… Gdy widziałem ich zmagania z własną naturą, wieczne poczucie winy wpajane przez otoczenie… Po prostu nie mogłem na to patrzeć i…

    – I założyłeś kościół, w którym…

    Prowadzący spojrzał na kartkę i zaczął czytać.

    – „Potrafimy czytać ze zrozumieniem i rozróżniamy zabiegi retoryczne. Stosujemy to do Pisma Świętego. Dlatego nie wierzymy, że masturbacja i oglądanie pornografii to grzech. Jesteśmy zdania, że można patrzeć na ładne kobiety, nie będąc z tego powodu grzesznikiem. Poza tym, zrywamy z protestancką tradycją, w której używanie wulgarnych słów, palenie papierosów i używanie alkoholu są grzechem.”

    Chwila ciszy.

    – Piękne wyznanie wiary. Proszę powiedzieć, do czego was to doprowadziło?

    – Przede wszystkim, tak, walimy sobie konia, oglądamy panienki na ekranie i nie mamy z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Przyciągamy raczej młodych mężczyzn i chłopców, choć zdarzają się też kobiety szukające zupełnie nie pruderyjnych kandydatów na męża.

    – Na męża, tak, jasne! Chyba na numerek?

    – O nie! Może ci się zdawać, że jesteśmy bandą rozhasanych, rozhulanych i zupełnie niemoralnych seksualnie mężczyzn. Nic bardziej mylnego. Akceptujemy swoją seksualność, to tyle. Ale wiemy, gdzie są granice. Po prostu mamy je sensowniej poustawiane. Tak, żeby nie oszaleć. Zwłaszcza jak ktoś nie ma żony.

    – Co wtedy?

    – Wtedy może użyć ręki, ale ostatecznie i tak zalecamy znaleźć sobie żonę.

    – Dlaczego?

    – Ze względu na zdrowie psychiczne. Człowiek potrzebuje towarzystwa, intymności. Niektórzy lubią się przytulać. Samemu to trudne.

    – Można się przytulać do przyjaciół.

    – To nie to samo.

    Obaj się zamyślili. Po chwili dochodzi ich spoza kadru głos niesłyszany przez mikrofony: „Pytania od publiczności!”.

    – Pytania od publiczności! Pani w trzecim rzędzie, proszę.

    Obsługa podaje mikrofon starszej kobiecie.

    – Pan jest bezczelny! Pańskie wyznanie wiary mnie obraża. Co to znaczy, że czytamy ze zrozumieniem? Znam ten fragment z Biblii. Jezus wyraźnie powiedział, że kto pożądliwie spojrzy na kobietę, już dopuścił się cudzołóstwa. Ewangelia Mateusza 5:28.

    Na ekranach pojawia się cytat, a prowadzący odczytuje na głos.

    – „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie będziesz cudzołożył. Lecz ja wam mówię: Każdy, kto patrzy na kobietę, aby jej pożądać, już popełnił z nią cudzołóstwo w swoim sercu.” Stefan, jak z tego wybrniesz?

    – To bardzo proste. Jezus sam powiedział, że nie przyszedł zmienić prawa. Dlatego nie może nagle mówić, że grzechem jest coś, co przedtem nie było.

    – I to tyle?

    – Nie. Powiem ci coś, co bardzo lubię mówić w takich chwilach. „Zaprawdę powiadam wam: Każdy, kto patrzy na puchar, aby go pożądać, już w swym sercu stoi na podium.” Czy to, co powiedziałem, oznacza, że ten człowiek już wygrał zawody? Już nie musi ćwiczyć, starać się? Jak ci się wydaje?

    – Myślę, że to podium narazie jest tylko w jego wyobraźni. Musi się jeszcze sporo napracować.

    – Właśnie. Chodziło mi o to, aby każdy zrozumiał ten zabieg retoryczny, którego używa tu Jezus. Cudzołóstwo popełnione w sercu nie sprawia, że żona zdradza męża. Nie będzie z tego dzieci… chyba że też wymyślone. Mąż tej kobiety nie będzie cię gonił z siekierą za to, że na nią spojrzałeś… to znaczy, zazwyczaj.

    – Pytanie?

    Mikrofon otrzymuje młody chłopak.

    – A co z nie pożądaj? Dziewiąte przykazanie. Można zgrzeszyć myślą.

    Na ekranie wyświetla się napis:

    „Nie będziesz pragnął żony swego bliźniego ani nie będziesz pożądał domu swego bliźniego, ani jego pola, ani jego sługi czy służącej, ani jego wołu czy osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twego bliźniego.”

    Księga Powtórzonego Prawa 5:21

    – Przede wszystkim, jest napisane „żony”, czyli na wolne można patrzeć i można pragnąć i można wziąć sobie za żonę.

    – Good point! Przepraszam, Stefan, kontynuuj.

    – Jest różnica między przykazaniami. Za „nie cudzołóż” jest śmierć, a za „nie pożądaj” nic. W moim odczuciu jest to raczej przykazanie, które chroni potencjalnego zboka i złodzieja, aby nie stał się rzeczywistym przestępcą. Poza tym, patrz, kilka wersetów dalej jest napisane, że jeśli kobieta krzyczała, to zabijesz tylko gwałciciela, a jeśli nie krzyczała, to ona też musi umrzeć.

    – To ciekawe. Powiesz nam, co z tego wynika?

    – Wynika pytanie: Czy jeżeli spojrzę na kobietę, to ona ma już krzyczeć, aby zachować życie?

    – Haha! Dobre!

    – Do tego uważam, że jeśli spojrzę pożądliwie na kobietę, to dopuszczam się złamania „nie pożądaj”, ale nie dopuszczam się „nie cudzołóż”. To jest dla mnie zupełnie jasne. Poza tym, podziwianie piękna to jeszcze nie pożądanie. Zwłaszcza, jeśli piękno jest wydrukowane, albo wyświetla się na monitorze. Bo wtedy do cudzołóstwa daleko.

    – Dziękuję za oglądanie naszego programu. Ciąg dalszy po przerwie.

  • The Sad Story
    Opublikowano w:

    Jesienny poranek budzi mnie chłodem i mglistym światłem wschodzącego słońca. Gorące kakao w moim ulubionym kubku paruje mi przed twarzą. W ręku kabanos i kawałek chleba. Siedzę w kuchni i patrzę przez okno na piękną przyrodę. Zamyślam się. Nagle na parapecie siada ptak.

    „Coś ty za jeden?” Myślę sobie. „Też jesteś sam, malutki?” Jednak na parapet siada drugi, ładniejszy.

    Przyglądam się ptakom. W ręku kakao. Nie mogę opanować wzruszenia. Ostatnio byle co wytrąca mnie z równowagi. Łzy płyną mi po policzku i spadają na suchy chleb.

    Już od dziesięciu lat mieszkam tu z mamą. Tyle się zmieniło, a jednak wszystko jest tak samo. Nie żebym był dzieckiem. Mam czterdzieści parę lat. Lekcje wszystkie odrobiłem. Zwłaszcza tę z samotności. Przećwiczyłem, ale nie mogę oddać kartki. Wciąż zapisuję na niej nowe rozdziały. O! Na przykład ten z listopada 2019 roku:

    Google szacuje moją płeć i wyświetla mi reklamę prezerwatyw. 10-letnia Inez zmienia status na „W związku”. Pewien grajek śpiewa „Rzewną balladę o pewnej porze roku”.

    Każda z tych rzeczy z osobna wprowadza mnie w nastrój smutku, żalu i rozrzewnienia. Niezaspokojone potrzeby dają o sobie znać.

    Nie uskarżam się. Jest to miłe uczucie, choć smutne. Jestem zadowolony, że nie mam nieślubnych dzieci, byłych żon i alimentów.

    Nie mam Bogu za złe, choć dobrze wiem, że to jego sprawka, że w moim życiu nie ma żadnych dziewczyn. Wiem, że on wszystko robi we właściwej kolejności. Ufam, że na wszystko przyjdzie czas.

    Łatwo mi było wtedy to napisać. Dziś coraz trudniej, gdy czas leci, ufać. Wczoraj w pracy szef mnie spytał, co mi jest, bo siedziałem przy biurku i płakałem. W uszach miałem słuchawki. Odpowiedziałem, że muzyka mnie wzruszyła.

    To prawda. W piosence był tekst: „Każdy z nas jest siewcą”. Pomyślałem sobie jednak, że nie każdy. Ja nie jestem. Moje nasienie idzie tylko w kibel. Smutny fakt wraz ze wzruszającą melodią zrobił swoje.

    A potem wróciłem do domu. I tak życie się toczy. Mijają dni. Mijają tygodnie. Mijają lata. A tu nic się nie zmienia. Tylko kolejne pokolenia ptaków siadają na tym parapecie.

    Disclaimer

    To opowiadanie to nie jest prawda. Tylko symulacja, co by było za jakieś osiem lat w najbardziej pesymistycznym wypadku. Choć np. cytat z 2019 roku jest prawdziwy. Napisałem to, bo w istocie jest mi akurat smutno i chciałem poćwiczyć wyobraźnię oraz poetycki styl. Dobrze mi to wyszło?

    Post Scriptum

    Gdy myślę o swojej sytuacji i porównuję ją z ludźmi, którzy mają żony i dzieci, to zawsze wkrada mi się taka myśl: „Czy ja jestem gorszy?” Z resztą nie tylko w tej dziedzinie. Gdy tylko jestem wśród ludzi, to zwykle jestem ten najmniejszy, nic nie znaczący, wiecznie smutny element.

    I, choć ludzie zapewniają mnie, że jest inaczej, mam wrażenie, że mógłbym zniknąć ze świata i nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Podobnie z komplementami. Ktoś mi mówi, że zrobiłem dobrą robotę. Uśmiecham się i mówię dziękuję, lecz tak naprawdę nie dociera to do mnie. Te słowa przenikają przeze mnie jak przez powietrze. A może mi się wydaje?

    Gdy uświadamiam sobie to wszystko, to dociera do mnie, że coś mi jednak z Derelicta pozostało.

  • Nowy etap
    Opublikowano w:

    Wielki mędrzec i niedoszły mag Derelict chodzi jakiś struty. W zasadzie nie jest to nowość, on chodzi taki struty odkąd pamięta. Ale tym razem wyszedł struty na spacer ulicami małej wioski, w której obecnie przebywa.

    Poszedł więc aby domknąć magiczne pierścienie. Zrobił pięć okrążeń. Zrobił osiem okrążeń. Pierścienie już się domknęły, lecz mędrcowi było czegoś brak. Coś czuł żeby pójść więcej. Z drugiej strony, myśli sobie:

    Nie kuś losu. Pierścienie domknięte. Czas iść do domu.

    Gdy szedł dziesiąte okrążenie wokół wioski, uświadomił sobie coś bardzo ważnego. Zobaczył nagle, jak patrzył na świat dotychczas. To było coś, co cały czas szło z nim wszędzie, a czego nie był świadomy.

    Otóż każdą nadmiarową czynność postrzegał jako zagrożenie. Każde kolejne okrążenie to okazja aby mogło stać się coś złego. Każdy kolejny kilometr przejechany na starym rumaku, który pasł się w pobliżu jego posesji, to sposobność do wypadku lub innego nieszczęścia. Zupełnie jakby ktoś mówił:

    Nie przeciągaj struny.

    Zmiana myślenia

    I właśnie gdy to sobie uświadomił, nagle mu przeszło. Nagle odczuł ulgę i radość. To był mniej-więcej ten czas, gdy niedoszły mag wchodził w nowy etap swojego życia, choć nie było to wcale dobrze widoczne aż do pewnego wydarzenia.

    Pisałem już wcześniej, że nasza postać weszła w kontakt z najpotężniejszą istotą całego uniwersum, czyli z Bogiem. Nie ma w tym fajerwerków. Nie jest to coś nie wiadomo jak super ekscytującego.

    Jednak w okolicach tego momentu wielki mędrzec był bardzo szczęśliwy. Zobaczył wreszcie owoce nauki, której mu udzielał Bóg. Zobaczył, że stał się kimś innym, że inaczej się czuje i inaczej postępuje.

    I właśnie wtedy przyszedł ten Bóg i pyta:

    Jesteś gotowy na kolejny etap?

    Bez wahania Derelict odpowiedział:

    Tak, jestem.

    I to jest właśnie to, o czym chciałem dzisiaj napisać.

    Chęć do nauki

    Od wielu lat głównym pragnieniem mędrca jest nauka. Pragnie on uczyć się o wszystkim: o zasadach rządzących światem. O jego płaszczyźnie materialnej i niematerialnej, oraz o sobie samym. Wszystko chce wiedzieć i we wszystko wbić pazury swojego mózgu.

    A teraz to pytanie: „Czy chcesz się uczyć dalej?” Ba! A czy Harry Potter chce zniszczyć Voldemorta? Derelict wie, że to oznacza kolejną orkę. Kolejne lata raczej wysiłku niż zbierania plonów. I mówi: „Tak, super, jestem gotowy i podekscytowany”.

    I tak wielki mędrzec rozmawia z Bogiem. Bo bliżej mu dziś do proroka niż do maga. Choć kiedyś bardzo chciał czarować, dziś wie, że to nie jest całkiem wszystko jedno, skąd ma się moc.

  • List do przyjaciela
    Opublikowano w:

    Drogi Przyjacielu!

    Nie korespondowaliśmy wcześniej ze sobą, więc nie odniosę się do Twojego poprzedniego listu. Piszę do Ciebie, bo chcę uporządkować, co tak naprawdę czuję i myślę. Wiem, że nie odpiszesz. Wszak jesteś fikcyjny. Nie widać Cię, tak samo jak nie widać Boga, z tym że On przynajmniej istnieje, a Ty nie. Piszę jednak do Ciebie wyobrażając sobie, że mam chociaż jednego przyjaciela, choć naprawdę nie mam żadnego.

    Ludzie mnie pytają „Co słychać?” Zazwyczaj dzieje się to na korytarzu, w przejściu, w hałasie, w międzyczasie, lub w innej niewygodnej sytuacji. Nie czuję się wtedy na tyle komfortowo aby opowiadać o swoim świecie wewnętrznym. Chętnie bym porozmawiał o swoim strachu, o swoim smutku, o samotności i przykrości. Jednak ci wszyscy ludzie są zupełnie usatysfakcjonowani odpowiedzą „Jakoś leci” albo „W porządku”. Jakby to cokolwiek tłumaczyło.

    Nikt też nie pyta, co robię. Nikogo nie obchodzi moje Resume z pięknymi ilustracjami, które zrobiłem sam. Nikogo nie obchodzi, że zrobiłem serię slajdów o miłości na podstawie listu do Koryntian.

    Raz pastor Emil spytał mnie, czym się zajmuję na codzień. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, bo akurat jestem na urlopie. Poza tym nie byłem pewny, czy pracę na 2/5 etatu można uznać za robienie czegoś „na codzień”. Powiedziałem mu o swoich wątpliwościach, a on przyjął tę odpowiedź i dalej o nic nie pytał.

    Podobnie jakaś kobieta, chyba jego żona, spytała mnie o to samo: „Czym się zajmujesz?” Odpowiedziałem, że niczym i ona to łyknęła. Nikt nie drąży dalej. Nikt nie pyta: „Co ciekawego zrobiłeś w ostanim czasie?”. Albo: „Z którego swojego osiągnięcia jesteś najbardziej dumny?”. Na takie pytania mógłbym odpowiadać. Mógłbym pokazać swoje Resume, albo przynieść foto-książkę. Może zaprosić na bloga.

    Ludzie nie potrafią ze mną rozmawiać. Nie wiedzą, jakie pytania zadać. Nie mają pojęcia, że człowiek nie będzie opowiadał o swoich prywatnych sprawach w hałasie albo w tłoku. A przecież potrzebuję tego. Potrzebuję sobie z kimś porozmawiać. Jest taki kurs ewangelizacyjny, Alpha. Waldek to zorganizował w KDK. Na ostatnim spotkaniu, które było wczoraj, powiedziałem szczerze, że się boję. Ale czas gonił. Pomodlili się o mnie żebym już się nie bał i musieliśmy się rozejść.

    Po wyjściu z budynku zacząłem się modlić. Musiałem się przełamać, ale w gruncie rzeczy całkiem to było fajne i zdumiałem się, jak bardzo sensowne rzeczy wypowiadałem w stronę Boga. Jak to dobrze, że On jest. Bo gdyby do tego wszystkiego, o czym Tobie piszę, dodać brak Boga, to byłaby kaplica.

    Chciałbym Ci opowiedzieć, jak bardzo jestem smutny w tym momencie. Jestem tak smutny, że nie chce mi się kompletnie nic. Na spacer za zimno. Rysowanie świnek mnie w tym momencie nie pociąga w ogóle. Grafikę na kazanie zrobiłem rano. Żadnych zadań, zero.

    Podsumujmy. O strachu pisałem. O smutku pisałem. O samotności też pisałem. O tym, że ludzie nie potrafią ze mną rozmawiać – tak. Więc to już chyba wszystko. A co u Ciebie? Robisz jakieś ciekawe projekty? A może zrobiłeś już dawno temu, ale wciąż jesteś z nich dumny? Jak się czujesz? Co jest Twoim dominującym uczuciem? Możesz wymienić kilka. Co by Ci sprawiło największą radość i na co w życiu czekasz?

    Z wyrazami szacunku, pozdrowieniami itp.

    Łukasz

  • List w butelce
    Opublikowano w:

    Obejrzałem przed chwilą teledysk, w którym dziewczyna wypuszcza do morza list w butelce. A gdybym tak ja miał napisać list i wysłać hen daleko, to co bym w nim zawarł?

    Napisz tak: Tu żyć się nie da, tu nie da się mieszkać. Mało że syf i bieda, to do tego depresja. (1)

    Zacząłbym cytatem. A co potem? Standard. Że źle jest. Że jest mi niedobrze i że proszę o ratunek. Że dzień tu każdy szary i że przebłyski tylko nieliczne są optymizmu.

    Mógłbym obiecać nagrodę w postaci włochatego pocałunku, bo poza tym niewiele mam.

    Napisałbym: Weź mnie stąd. Zabierz dokądkolwiek. Chcę zacząć nowe życie. W starym nic mi się nie podoba.

    Chodź ze mną, chociaż zupełnie nie wiem, dokąd. Chodź ze mną, by sens nadać życia krokom. (2)

    Dopisałbym tylko, że jestem piękną królewną. Odcisnąłbym usta ze szminki i słałbym w świat.

    Ślij w dowolnym kierunku. Możesz strzelić: Kuala Lumpur, Ułan Bator, Delhi. (1)

    Niech to przeczyta jakiś pirat.

    Podpisz i przeczytaj. Co tam wypływa? Obraz fałszywy dość, ale frustracja prawdziwa. Bólu sporo, chociaż faktów promil. Jeden średnik, więc literacko to się jakoś broni. (1)

    1. Łona, Wyślij sobie pocztówkę
    2. Eldo, Chodź ze mną
  • Książka na własne 33 urodziny
    Opublikowano w:

    Napisałem książkę. No dobra, nie do końca napisałem i nie do końca książkę. Raczej wykonałem album swoich prac graficznych i dodałem do nich komentarz, który w wielu miejscach jest dość osobisty.

    Książkę odebrałem z druku w dniu moich urodzin. Dobrze się złożyło, bo mogli ją zobaczyć wszyscy obecni na imprezie.

    Krytyka

    Przyszedł dziadek. Dziadek jest typem erudyty. To znaczy, że dużo wie, ale jest też trochę przemądrzały. Zaczął oglądać.

    Pierwsze, do czego się przyczepił… bo to było oczywiste, że się przyczepi… to wystąpienie słowa „już” w zdaniu „Na wiele rzeczy nie byłem już chętny, a wyszły mi na dobre.”

    Później skrytykował wielkość dłoni względem twarzy na jednej z grafik dla kościoła. Powiedział, że przecież dłoń nie może być tak samo duża jak głowa, a gdy dowiedział się, że to tylko grafika z internetu, to życzył mi znajdowania samych poprawnych grafik.

    Potem zaproponował swoją wersję jakiegoś zdania, choć nie wiem, którego, i uprzejmie zapytał, czy nie brzmi lepiej.

    Na koniec stwierdził, że kościół, tak samo jak buty, nie może być dla każdego, bo każdy ma inną stopę i inny gust.

    Przyszedł brat. Po przeczytaniu któregoś tekstu powiedział coś o mojej wierze w świat duchowy. Wydźwięk tej wypowiedzi był taki, że jestem mądry, ale mam schizofrenię i próbuję to jakoś połączyć. Mam swoje przeżycia związane z chorobą i nie mogę sobie poradzić z zaakceptowaniem faktu, że to są urojenia.

    Cóż. Ja mam na ten temat inne zdanie.

    Mama nie powiedziała nic. Gdy ją spytałem, czy jej się podoba, powiedziała „tak”. Ale zrobiła to takim tonem jakbym jej proponował piątą herbatę z rzędu, czyli „Tak, może być. W sumie to wszystko mi jedno. Jak musisz, to daj.”

    Tata i moja koleżanka Ania nie powiedzieli nic. O nic też nie pytałem.

    Pochwały

    Natomiast obficie wypowiedziała się moja koleżanka Beata. Od początku mówiła, że moja książka jest „zajebista”. Spodobała się jej. Oglądaliśmy ją razem, a ona czytała na głos teksty tak, abym mógł wiedzieć, jak na co reaguje.

    Gdy poszedł dziadek, stwierdziła, że w tej książce nie ma co doszukiwać się poprawności i błędów, bo tam jest napisane to, czego ja im wprost nie powiem, ale mogę napisać. Krótko mówiąc, jest to moja metoda komunikacji. „To jest cały Łukasz” – powiedziała.

    I ja się z nią zgadzam. Cieszę się, że jest choć jedna osoba, która mnie rozumie. I nie ma znaczenia, że na pewne sprawy mamy inne poglądy.

    Zawartość

    Książka zawiera dużo ciekawych rzeczy. Większości z nich jeszcze nigdzie nie publikowałem, więc pewnie ich nie znasz.

    Zaczyna się od moich starych prac. Możesz je pamiętać z zakładki „Twórczość” na tym blogu. Następne są ilustracje do wiersza „Władca cytryn”. A później to już różne rzeczy. Są grafiki dla kościoła. Są slajdy z bajki, którą przerysowuję. No i jest dość sporo luźnych grafik na różne okazje.

    Kup pan książkę!

    Ta książka to niezły kawał cegły. Ma 56 grubych stron i ponoć jest wydrukowana w jakiejś super technologii, więc wygląda ładnie. Jestem z niej bardzo zadowolony.

    Wydrukowałem ją nakładem trzech sztuk, ale jakby znaleźli się chętni aby ją obejrzeć, to mogę dodrukować. Mogę też dać do wglądu u mnie w domu. Zapraszam.

  • Wiosna
    Opublikowano w:

    Czyli rymowana kompilacja marzeń i przepowiedni.

    Napisałem sobie taki wierszyk. Nie wiedziałem, co chcę napisać. Wiedziałem tylko, że ma być wierszyk. I wyszedł ładnie i nawet ma przesłanie, choć go nie planowałem.

    Pomyślałem sobie potem, że jestem człowiekiem żyjącym obietnicami. Gdyby nie to „Poczekaj” z poprzedniego wpisu i gdyby nie „Moje nowe marzenie„, to pewnie byłbym załamanym frustratem.

    Ale obietnice są, choć nie wszystkie się sprawdzają. A wierszyk nawiązuje do sielanki Franciszka Karpińskiego „Laura i Filon” z 1780 roku i do mojej wersji nowoczesnej tego utworu napisanej na zajęcia z j. polskiego w liceum.

    1.

    Już wiosna, psy się uśpiły.
    Żyć trzeba z terrorem.
    Korona mniejszym problemem,
    Lecz bywa horrorem.

    Nie będę włosów zapuszczał.
    Jest fryzjerskie podziemie.
    Myśl o Laurze dopuszczam,
    Co jak ja ją, tak chce mię.

    ref.

    Już wiosna, biedronki
    I pszczółki bzykają.
    Śpiewają skowronki,
    I pieski szczekają.

    Lecz moja samotność
    Co roku doskwiera.
    Smutku wielokrotność,
    Bliskości potrzeba.

    2.

    Och, Lauro, nie marudź,
    Już wiem, o co kaman.
    W dwa lata cię znajdę,
    Moja obiecana.

    Już wiosna, psy się uśpiły,
    I coś tam klaszcze za borem.
    Ja z moją Laurą szczęśliwy,
    I koniec z terrorem.

    Napisano 4 czerwca 2020

  • Dlaczego A-lict
    Opublikowano w:

    Czyli historia mojej ksywki.

    Najpierw nazywałem się Derelict. A Dlaczego akurat tak?

    Otóż kiedyś, jak miałem jakieś 14 – 15 lat, Często miewałem doła… Albo cały czas miałem doła, nie pamiętam. W każdym razie, żeby lepiej zobrazować mój ówczesny stan psychiczny, przytoczę tu jeden z wierszy, jakie wtedy napisałem.

    Na dworze już ciemno,
    Chmury słońce zasłoniły,
    Nikogo teraz nie ma ze mną,
    Nikt nie powie mi „Mój miły”,

    Czuję wilgoć, czuję krople,
    Czuję coś na mym ramieniu,
    Całe ciało mam już mokre,
    Nie wiem jednak ciągle czemu,

    Wtedy lustro zobaczyłem,
    A w nim twarz mi dobrze znaną,
    Wszystkie rysy już z niej zmyłem,
    Łez potokiem dzisiaj rano…

    Pewnego dnia pojechałem do dziadka. A dziadek ma dużo książek. I wśród nich znalazłem słownik łacińsko-polski. Postanowiłem, że wymyślę sobe ksywkę. A, że prawdopodobnie miałem wtedy doła, to znalazłem słowo, które, jak sądziłem, najlepiej mnie opisuje: res derelicta – rzecz opuszczona, porzucona, zaniedbana. I tak powstała moja pierwsza ksywka.

    Później nazywałem się A-lict. Dlaczego?

    Otóż kilka lat później, nie miałem już takiego doła. Prawdopodobnie częściej się śmiałem i miałem ogólnie lepszy humor. Zobrazuję to wierszem z tamtego okresu.

    Drodzy ludzie, może nie wiecie,
    Lecz się dziwne dzieją rzeczy na świecie.
    Nie będę owijał, okrążał,
    Szybko powiem, do czego zdążam.

    Mianowicie: wczoraj o dziewiątej rano,
    Zalałem herbatę wodą gotowaną.
    I tego ważnego faktu nie ominę,
    Że z lodówki wyjąłem cytrynę.

    I choć cytryna nie jest dziwna,
    To przedziwna rzecz wynikła,
    Bo gdy już tą cytrynę sparzyłem,
    Umyłem, wytarłem i przekroiłem,

    To śmiechem diabelskim się zaniosłem,
    Na wysokość oczu ją podniosłem,
    I mówię do niej takie słowa:
    O cytryno! Ty mi się nie schowasz,

    Nie uciekniesz mi, nie znikniesz.
    Ja cię do herbaty wcisnę.
    I choć masz pestki, wiem to,
    To przyprawą będziesz przednią.

    Zużyję cię, wymnę, wyduszę,
    A potem do śmieci cię wyrzucę,
    Bo ja najlepszy jestem właśnie w tym,
    Tak, to ja jestem władcą cytryn!

    Ha Ha Ha, Ha Ha Ha Ha Ha!!!

    Stwierdziłem, że ksywka już do mnie nie pasuje. Któregoś dnia w przypływie radości postanowiłem zanegować swoją ksywkę. I tak powstał A-Derelict-A. To drugie „A” to dla symetrii. Jednak nieco później zauważyłem, że mój nick jest ciut za długi i przydało by się go skrócić. No, to proszę bardzo. Proste działanie: (A-Derelict) – Dere = A-lict

    Teraz nazywam się Aliktus. Dlaczego tak?

    A bo kiedyś grałem w cywilizację i stwierdziłem, że lepiej niż „wódz A-lict” brzmi „wódz Aliktus”

    Teraz używam na przemian A-licta i Aliktusa. Aliktusa używam zazwyczaj tam, gdzie nie można pisać myślników.

    Martin 2011-11-29

    O jaaa! Fajna ta historia. Lubię takie.
    I wierszyk o cytrynie mnie zafascynował. Aż mi się zachciało coś podobnego napisać teraz.

    Christopher 2011-11-29

    dobre

    Agnieszka 2011-12-18

    Ojej, jakie smutne..Mam nadzieję, że teraz nie ma już takich stanów.Pozdrowionka

  • Wierszyk
    Opublikowano w:

    Napisałem sobie taki wierszyk:

    Chciałbym napisać słowa piosenki
    W rymy zamienić myśl wartościową
    Ale ja jestem na to zbyt cienki
    Kiwam na boki swą pustą głową

    Nie mam tematu, nie mam natchnienia
    Nic się nie rodzi w mej głupiej głowie
    Nie mam już czego w słowa zamieniać
    Głowa mądrego nic mi nie powie

    Martin Lechowicz gdy tylko zachce
    Rymy wymyśla do swych piosenek
    O rowach, jabłkach, krzyżach i klatce
    Biurwach, lemingach oraz Edenie

    Z Johnem Lajoiem sprawa podobna
    Filmy nagrywa. Celem jest marzeń
    Milion odtworzeń. Publicznosć głodna
    Nowych dziwacznych od niego wrażeń

    Wiem, że ten wierszyk mój jest do dupy
    Że nie rymuje się jak powinien
    Że się nie trzyma za bardzo kupy
    Ale za chwile skończy się – minie

    Nie mam więc pisać za bardzo o czym
    Nie ma ni treści ni formy dobrej
    Co chyba trochę rzuca się w oczy
    Dlatego kończę, mówię wam już „hej!”

    Przemek 2011-03-07

    Co Ty tam gadasz? Fajny wierszyk Ci wyszedł.

    Martin 2011-03-07

    Bardzo przyjemny. Aż szkoda, że bez gitary.

    olka 2011-03-08

    Skoro już napisałeś o niczym teraz czas napisać o CZYMŚ :)))

    Bezimienny 2011-03-10

    Przeczysz sam sobie 😛

    Bezimienny 2011-03-10

    P.S. To jest komplement 🙂

×